niedziela, 21 lipca 2024

Mieczysława Ćwiklińska

Mieczysława Ćwiklińska

Spośród bardzo wielu imprez, jakie miałem przyjemność organizować razem z pracownikami domu
kultury w latach, jak mówią teraz „słusznie minionych” w mojej pamięci pozostało ledwie
kilkanaście. Zastanawiam się, jak to się dzieje, że nie pamiętam np. koncertu
Czesława Niemena, a dobrze pamiętam występy bułgarskich piosenkarek Krasymiry Minewy
i Margaret Nikołowej. Niewiele pamiętam ze wspaniałego koncertu orkiestry jazzowej
Gustawa Broma z solistami Heleną Vondraczkovą i Karolem Gottem a dobrze pamiętam, że
chór filharmoników z Nowosybirska wystąpił w Sokołowie w czarnych garniturach i jasnych,
brązowych pantoflach hurtem zakupionych w Warszawie. Pamiętam również „Trubadurów”,
bo w czasie występu tuż za ich plecami runęła spod stropu na scenę metalowa sztanga z
maskującą kurtyną. Pamiętam, jak Jacek Fedorowicz po słowach „ja jestem gotów stanąć na
głowie, by państwa rozbawić” zeskoczył ze sceny i przed panią Jadzią Maraskową stanął na
rękach, a następnie przedefilował w ten sposób przed pierwszym rzędem widzów. Pamiętam
dyskusję pana Mirka Zalewskiego z Jerzym Ofierskim. Zalewskiemu, wówczas
pracownikowi Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej w Morszkowie nie podobała się
prześmiewcza krytyka sołtysa Kierdziołka pod adresem rolników, więc wszedł na scenę i
obsobaczył popularnego w Polsce artystę. Dostał burzliwe brawa od widzów i podziękowania
od władz powiatowych. Doskonale pamiętam interwencję dyrektora Zbigniewa Koprowskiego
śpieszącego z lekarską pomocą „omdlałej” na scenie Mieczysławie Ćwiklińskiej. Pani Miecia
zbliżała się do setki, a w znakomitej sztuce hiszpańskiego dramaturga Alejandro Casony
„Drzewa umierają stojąc” miała tańczyć ze swoim scenicznym partnerem upojne tango. W
trosce o zdrowie znakomitej ale i wiekowej artystki uprosiłem dyrektora szpitala o przysłanie
lekarza na wieczorne przestawienie. Dyrektor przyszedł osobiście, dając tym dowód troski i
zaangażowania w sprawy kultury. Kiedy na scenie pani Miecia wyzwoliła się z objęć partnera
i osunęła się teatralnie na fotel, cała widownia zamarła. Doktor Koprowski z podręczną
apteczką wbiegł na scenę, by po chwili jednak stwierdzić, że to nie zawał a znakomita gra
aktorska. Szarmancko podał sędziwej aktorce ramię, a ona wstając w fotela podziękowała
lekarzowi i widzom swoim niezapomnianym uśmiechem. Brawom nie było końca.
Proszą mnie znajomi, bym utrwalił swoje wspomnienia zanim dopadnie mnie jakiś
Alzheimer. Będę więc sam pisał i zachęcał ludzi z mojego pokolenia, by także oni pozostawili
po sobie trwały i prawdziwy ślad naszej wspólnej historii. Niebawem uzbieram tych tekstów
tyle, by stworzyć książkę i kiedy znajdę sponsorów wydam ją by, jak się teraz ładnie mówi:
dać świadectwo prawdzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

  Helikopter... N a jednej z licznych udanych imprez Sokołowskiego Ośrodka Kultury, były starosta sokołowski pan Antoni Czarno...