Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Aleksandra Furcewa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Aleksandra Furcewa. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 10 marca 2024

Ulica Piłsudskiego

Ulica Piłsudskiego

Od ronda przy ulicy Wolności, w kierunku na południe, aż do ulicy Bartoszowej biegnie ulica nazwana imieniem jednego z największych Polaków: marszałka Józefa Piłsudskiego. Twórcy i komendantowi Legionów zawdzięczamy odzyskanie wolności po 123 latach niewoli. Wiedzą o tym wszyscy, nie będę więc opisywał Jego bogatego życia i walki o niepodległość Polski w 1918 roku i o jej zachowanie w roku 1920. Na szczęście mamy dostęp do bogatych zasobów piśmienniczych traktujących o bohaterze naszej pryncypialnej ulicy. Dlaczego pryncypialnej? Ano dlatego, że tą ulicą miał być skierowany ruch drogowy korkujący centrum miasta i to jeszcze, że przy tej pięknej ulicy zlokalizowane są ważne dla mieszkańców instytucje, takie jak Zakład Ubezpieczeń Społecznych, Szpital Powiatowy im. Zbigniewa Koprowskiego, (dr Koprowski był budowniczym szpitala, a później nim kierował), a także instytucje handlowe duże i małe: „Gama”, „Topaz"”, sklep z zawsze dobrymi wyrobami mięsnymi z Jabłonny Lackiej, a na koniec zaś ważne miejsce, do którego wcześniej czy później trafimy: cmentarz przy ulicy Bartoszowej. O lokalizację szpitala w Sokołowie zwycięską batalię przeprowadził dyr. Koprowski z władzami Węgrowa, które zabiegały o lokalizację tej inwestycji u siebie. Szpital budowano podobnie jak dom kultury jakieś 12-14 lat; a więc na tyle długo, by w sąsiedztwie powstało osiedle domków jednorodzinnych o wdzięcznej nazwie „Złodziejowo”. Takie wówczas były realia. Wracajmy jednak do bohatera naszej ulicy znanego nie tylko w Polsce, ale jak się przekonałem także wśród białoruskich kołchoźników. W 1979 roku prowadziłem badania nad organizacją, finansowaniem i działalnością wiejskich domów kultury w Związku Radzieckim. Minister Kultury Aleksandra Furcewa zgodziła się, bym pojechał na Białoruś i Ukrainę, republiki bliższe mi kulturowo. Wybór padł na dom kultury kołchozu „Czerwony Październik”, znany z dobrej działalności i hojnie finansowany przez bogaty kołchoz. Po zwiedzeniu placówki i rozmowach z pracownikami zostałem zaproszony przez gościnnych gospodarzy na przyjęcie przygotowane na scenie sali widowiskowej. Jak to było wtedy w zwyczaju toast gonił toast, a w pewnym momencie do mego ucha nachylił się sąsiad-weteran, obwieszony medalami dwóch ostatnich wojen. Uważnie patrząc na przewodniczącego kołchozu zapytał szeptem: „Pan, skażycie mienia, marszał Piłsudski żyw jeszczo ili niet?– Niet – odpowiedziałem – pomierł w 1935 godu.– Żałko – westchnął sędziwy weteran.– Oczeń żałko – potwierdziłem. I już szykowałem się do wygłoszenia kolejnego toastu, gdy nagle kurtyna poszła w górę, a ja stojąc z kieliszkiem w ręku zobaczyłem wypełnioną do ostatniego miejsca widownię. Zdrętwiałem. Przed kompromitacją uratował mnie przewodniczący kołchozu, radząc bym powiedział coś po polsku, bo pracownicy znają ten język i ciekawi są, co też „predsiedatiel bratniej Polszy” ma im do powiedzenia. Opanowałem stres, odstawiłem stakańczyk i pogratulowałem wszystkim wielkiej troski o zachowanie tradycji w pieśniach, tańcach i strojach białoruskich. Coś tam jeszcze plotłem o przyjaźni i braterstwie, ale nie byłem ze swojego występu zadowolony, chociaż dostałem duże brawa. Przewodniczący pytany później o zwyczaje bankietowania przy otwartej kurtynie podkreślił z dumą, że w jego kołchozie nawet przyjęcia organizowane za państwowe pieniądze otwarte są dla wszystkich. Tyle tylko, że to przedstawiciele władzy jedzą i piją, a pracownicy mogą patrzeć i bić brawo. Naszych oficjeli, biesiadujących za państwowe pieniądze nie stać na taką otwartość.

Wacław Kruszewski

 


 Nowy dyrektor Sokołowskiego Ośrodka Kultury postanowił zorganizować Jubileusz 60 lecia tej zasłużonej dla mieszkańców miasta instytucji,  Z...