niedziela, 21 lipca 2024

PRL i wdzięczność po latach

PRL i wdzięczność po latach


 Wojdyga i Żebrowski, organizatorzy przeprawy przez Bug w 1941 r.

Rok 1966. Do Sokołowa przyjeżdża towarzyszka Skoczylasowa z KC PZPR. Niecodzienną
wizytę składa sekretarzowi Komitetu Powiatowego Kazimierzowi Wittowi. Celem jej wizyty
jest odnalezienie ludzi, którzy w czasach okupacji przeprawili ją przez Bug do ZSRR. W
sokołowskim Komitecie wiedziano, że klub fotograficzny ośrodka kultury dokumentuje
wszystko, co ciekawego zdarzyło się w powiecie: od budowy drogi, otwarcia remizy, po
akademie, występy artystyczne i dewizowy odłów zajęcy. Zostałem więc poproszony o
towarzyszenie pani Skoczylasowej i wykonanie serwisu fotograficznego z ewentualnych
spotkań ze swoimi wybawcami, których nazwiska zachowała we wdzięcznej pamięci. Trzeba
było ich tylko odnaleźć, jeśli żyją.
Żyli: w Kosowie pan Wojdyga, a w Rytelach pan Żebrowski. Zajechaliśmy do nich, a z nimi
do miejsc, gdzie w nocy dokonywano przepraw przez Bug. Przerzucano tych, którzy byli
szczególnie zagrożeni: Żydów, uciekinierów z obozu jeńców wojennych w Suchożebrach,
działaczy komunistycznych i tych wszystkich, dla których ZSRR był ocaleniem. Organizacją
przerzutów zajmował się pan Wojdyga, do którego w 1940 roku dotarła z Warszawy i pani
Skoczylasowa. Grupa wtajemniczonych rolników znających doskonale rzekę a nawet
radzieckich pograniczników, wydobywała zatapiane za dnia łodzie i w każdą chmurną noc
przeprawiała dziesiątki uciekinierów. Ryzykowali tym życie, a często za swoje trudy i
poświęcenia, zamiast zapłaty otrzymywali listy dziękczynne oraz zapewnienia gratyfikacji,
gdy się wszystko powiedzie. Taki dokument, zapisany na kartce kratkowanego papieru
kopiowym ołówkiem, wzięła pani Skoczylasowa do muzeum. Jego autorem był oficer i jeniec
z obozu w Suchożebrach, zaś za przewóz, opiekę i żywność miał zapłacić towarzysz Stalin.
Jak dziś wiadomo, Stalin wszystkich „plennych” potraktował jak zdrajców i zesłał w podzięce
do łagrów.
Tak więc panowie Wojdyga i Żebrowski nie doczekali się podziękowania. Ale pani Skoczylasowa pamiętała, kto uratował jej życie, po latach przyjechała do Kosowa, odnalazła swoich
wybawców, by im po latach podziękować, a panu Wojdydze pomóc w odzyskaniu koncesji na
rzeźnię i wyrób wędlin, z czego słynął nie tylko w Kosowie Lackim. Wspomnienia te piszę z
pamięci, a inspiracją do nich były odnalezione zdjęcia. Więcej tych zdjęć, między innymi wykonanych na łódkach, którymi dokonywano przepraw, pozostało we wspomnianych negatywach w
archiwum Sokołowskiego Ośrodka Kultury. Co się z nimi stało, to materiał na całą osobną opowieść.

Wacław Kruszewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

  Helikopter... N a jednej z licznych udanych imprez Sokołowskiego Ośrodka Kultury, były starosta sokołowski pan Antoni Czarno...