O projekcie „Patroni naszych ulic”
Wacław Kruszewski już dekadę temu publikował w prasie cykl pod tytułem „Patroni sokołowskich ulic”. W każdym odcinku pisał o samej postaci patrona, ale przede wszystkim zamieszczał informacje, refleksje i anegdoty dotyczące związków tej osoby z Sokołowem lub sokołowianami. Dla przykładu - gdy pisał o Władysławie Andersie, wspominał o losach sokołowskich żołnierzy Andersa, którzy walczyli z nim m.in. o Monte Cassino. Z tych odcinków powstała książka. A znając pióro pana Wacława, z góry można założyć, że będzie to wartościowa, a zarazem pasjonująca lektura.
"Z Krysią Matysiak zbieramy teraz pieniądze na jej druk. Przesłałem pani opis jednej ulicy z propozycją apelu do czytelników by zechcieli uzupełnić mój opis o swoje wspomnienia. Artur Ziontek, który robi skład komputerowy książki, uwzględni poprawki przed jej ostatecznym składem i będziemy mieli pożyteczną, edukacyjną książkę o naszym mieście" – podkreśla pan Wacław
O ulicy majora Franciszka Świtalskiego
Tak o tym trakcie napisał pan Wacław:
„Na osiedlu Miłosna, od ulic Praweckiego do Powstańców Śląskich, biegnie ulica komendanta sokołowskiego konspiracyjnego obwodu Armii Krajowej „Sęp” „Proso”, majora Franciszka „Sochy” Świtalskiego. Niewyjaśniona do dziś tragiczna śmierć Sochy 25 maja 1944 r., w przededniu wyzwolenia naszego powiatu, obrosła legendami. Wielu żołnierzy nie wierzy w rzekomo nieszczęśliwy wypadek zawodowego oficera przy czyszczeniu broni na kwaterze w Czekanowie. Bo trudno uwierzyć, że major nie wiedział jak obchodzić się z osobistą bronią.
Rozmawiałem przed laty z „Miśką” Marią Finkówną, łączniczką majora, córką kierownika szkoły Kazimierza Finka u którego kwaterował komendant. Jej też trudno było uwierzyć.
Ostatnią drogę od dworu Dernałowiczów w Repkach do gospodarstwa p. Błońskiego w Kamiance odtworzyliśmy z Jasiem Adamczykiem, szukając odpowiedzi na pytanie, jak zginął major Franciszek Świtalski. Kiedy poczciwą „warszawą” zajechaliśmy na podwórze Błońskiego, w progu powitała nas niezbyt przyjaźnie jego matka. Z miotłą ruszyła na „Małego Jasia”, a do syna gniewnie rzuciła” „znowu ten antychryst przyszedł wyciągnąć cię z domu. Nigdzie nie pójdziesz! Robota w polu czeka. Ja już nie mam sił wszystkiego doglądać, a wam się znowu wojaczki zachciewa. Z tego tylko nieszczęście będzie”. Na co p. Błoński: „Niech mamusia nie gada, tylko zrobi jajecznicę, przecież goście do nas zawitali. Tak się nie godzi gości przyjmować”. Wzruszające słowa starszego już mężczyzny do swojej sędziwej matki zapadły mi głęboko w pamięci i bardzo żałuję, że chyba nigdy w młodości i wieku dojrzałym nie zwracałem się do swojej matki z takim uczuciem i takimi słowami. Nikt mnie tego nie nauczył. A kiedy już poznałem z literatury piękne ziemiańskie obyczaje - matki zabrakło”.
WACŁAW KRUSZEWSKI
Kontakt do autora
Gdyby ktoś z Państwa chciał się podzielić swoimi wspomnieniami dotyczącymi publikacji przygotowywanej przez pana Wacława o patronach sokołowskich ulic, może to zrobić kontaktując się mailowo: waclawkruszewski37@gmail.com
Autor: Bożena Gontarz-Górzna / Życie Sokołowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz