sobota, 9 listopada 2024

 

Gdy podziwiała nas cała Polska… SOKOŁÓW PODLASKI

Eksperymenty organizacyjne w Powiatowym Ośrodku Kultury w latach 70. przyniosły tak dobre efekty, że podpatrywać nasze rozwiązania przyjeżdżały nie tylko polskie, ale i zagraniczne delegacje. A pomyśleć, że impulsem do zmian był… incydent ze szczurem.

Na początku lat 70., wraz ze zmianą ekip rządzących w Warszawie, zmieniały się władze terenowe. W miastach i wsiach, jak Polska długa i szeroka, dogmatyczne kierownictwo partyjne i administracyjne ustępowało miejsca nowym kadrom, które wspierały politykę lansowaną przez Edwarda Gierka i Piotra Jaroszewicza. Zanim nowe idee dotarły do Sokołowa, w domu kultury odbywały się liczne wiece i akademie. Jednego dnia Zenek Karpiński – plastyk domu kultury malował hasła poparcia dla towarzysza „Wiesława” (Władysława Gomułki), by za tydzień, kiedy frakcja reformatorska wzięła górę, zmienić graficzne elementy dekoracji sceny wyrażające poparcie dla towarzysza Edwarda Gierka.

Większe rozterki musiał przeżywać nasz pierwszy sekretarz, wygłaszający referaty popierające raz jednego przywódcę, raz drugiego. I w czasie takiego przemówienia I sekretarza KP PZPR na scenę sali widowiskowej domu kultury wbiegł wypasiony szczur. Licznie zgromadzona widownia zaczęła się śmiać. Sekretarz starał się opanować sytuację tupiąc na szczura. Ten nic sobie z tego nie robił i przyglądał się raz widowni, raz stojącemu na mównicy prelegentowi. Właściwą reakcją popisał się Zbyszek Tomczuk, grający na klarnecie w orkiestrze OSP siedzącej obok sceny. Wydobył z instrumentu kilka wyższych tonów, na które szczur zareagował ucieczką i sekretarz mógł dokończyć przemówienie.

Skąd wziął się dorodny szczur na scenie wyjaśnił mi pan Roman Banasiuk – dozorca i palacz domu kultury. Szczury przywędrowały z budowy domów przy ulicy Gałczyńskiego, gdy zaczęli wprowadzać się lokatorzy. Zwabiły je prowianty w magazynie ZHP w pomieszczeniach schronów. Prowianty te po akcji obozowej kwatermistrz hufca pani Danuta Rabkowa złożyła w udostępnionych pomieszczeniach. Weszły kanałami wentylacyjnymi i teraz chodzą po całym budynku, bywa ze potrafią podgryzać nogi widzom w kinie!

Na drugi dzień zostałem wezwany do komitetu. Idąc do “białego domu” rozważałem linię obrony a nie znalazłszy argumentów, zastanawiałem się co będę robił dalej. Czy dostanę „wilczy bilet” zamykający drogę do pracy, chociażby referenta w GS? Na miękkich nogach przekroczyłem próg gabinetu, pocieszony przez życzliwą zawsze ludziom towarzyszkę Felę – sekretarkę sekretarza i nie czekając na zarzuty wypaliłem. – Tak dalej być nie może. To nie jest dom kultury. Jego pomieszczenia zajmują instytucje nie związane z kulturą. A te które należą do kultury – kino, biblioteka, ogniska artystyczne – zagrodziły korytarze. Każdy sobie rzepkę skrobie, a ja mam odpowiadać za wszystko? W tym budynku musi być jeden gospodarz i jeśli towarzysz sekretarz poprze moją koncepcję pełnej integracji placówek i instytucji kultury zapewniam, że nic takiego się więcej nie powtórzy. – Przedstawcie swoją propozycję towarzyszowi Łukasiukowi – sekretarzowi propagandy i jeśli on ją zaakceptuję, rozważymy sprawę na egzekutywie – usłyszałem.

Z Gieniem Łukasiukiem było łatwiej rozmawiać, bo wcześniej zajmował się sprawami oświaty i kultury w połączonym Wydziale Oświaty i Kultury PRN w Sokołowie i znał się na rzeczy. Wróciłem z komitetu w dobrym nastroju. Zaraz też z Jadzią Witkowską wzięliśmy się do pracy nad modelem nowej organizacji instytucji kultury szczebla powiatowego. Łatwe to nie było ze względu na konieczność połączenia w jeden organizm czterech niezależnych od siebie placówek. Kino było przedsiębiorstwem państwowym, biblioteka – jednostką budżetową, ognisko muzyczne – stowarzyszeniem zaś dom kultury – zakładem budżetowym. Każda placówka miała więc inny system finansowania i podlegała innym władzom. Kino – Wojewódzkiemu Zarządowi Kin w Warszawie z mającym wpływy i pozycję dyrektorem Henrykiem Sobolakiem. Biblioteka podlegała Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej w Warszawie. W Mazowieckim Towarzystwie Kultury prowadzącym ogniska muzyczne kolejny opór. Skąd weźmiecie nauczycieli i jak im będziecie płacić? Na to nałożyły się własne partykularne interesy pracowników i kierowników placówek, dla których wygodniej było mieć swoich zwierzchników w Warszawie.

Ale idea połączenia kadry, budżetów i wyposażenia wszystkich placówek kultury w jedną instytucję – Powiatowy Ośrodek Kultury dla realizacji wspólnego programu twórczości i upowszechniania kultury w mieście i powiecie powoli zyskiwała uznanie decydentów na wszystkich szczeblach władzy.

W Warszawie opory łamała dyrektor Wydziału Kultury i Sztuki Elżbieta Staniak -Rek, w Ministerstwie wspierał nas Włodzimierz Sandecki i Janusz Nowicki. W końcu Minister Kultury i Sztuki Józef Tejchma pozwolił na prawach eksperymentu realizować nasz pomysł w praktyce.

W gazetach ukazywały się pochlebne artykuły o kulturze. Jak grzyby po deszczu powstawały wiejskie kluby kultury. W czynach społecznych budowano tzw. remizo-świetlice. Na imprezy do Ośrodka Kultury przyjeżdżały teatry z Warszawy, Lublina, Białegostoku a nawet Krakowa Wszystkie znane i popularne zespoły estradowe zawsze na swojej trasie miały Sokołów, gdzie przy pełnej frekwencji mogły liczyć na dwa, a często i trzy spektakle.

Gościliśmy w Sokołowie ikonę polskiego teatru panią Mieczysławę Ćwiklińską oraz pana Mieczysława Fogga Śpiewała Sokołowianom Irena Santor z akompaniamentem orkiestry Polskiego Radia. Swój debiut w Sokołowie podczas popularnej imprezy radiowej Zgaduj -Zgadula Przybylskiego i Rokity miała Ewa Śnieżanka.

Czarowały swoim głosem Violetta Villas i Maryla Rodowicz. Występowały na scenie Powiatowego Ośrodka Kultury wszystkie znane zespoły estradowe i ich soliści: Irena Jarocka, Helena Majdaniec, . Katarzyna Sobczyk, Izabela Skrybant z akompaniamentem gitar hawajskich Dziewiątkowskiego, Czesław Niemen, Krzysztof Krawczyk, Seweryn Krajewski.

Gościliśmy w Sokołowie artystów Filharmonii z Nowosybirska odległego, bagatela o 5 tysięcy kilometrów, i z Gruzji, z Berlina, i z Czeskiej Pragi – Helenę Vondrackovą i Karela Gotta ze- znakomitą orkiestrą jazzową Gustawa Broma. Na kameralne „wieczory przy świecach” w kawiarni „Niespodzianka” przyjeżdżali Ryszard Filipski, Wojciech Pszoniak, Pola Raksa i Janusz Gajos z serialu o czterech pancernych czy kapitan Kloss – Stanisław Mikulski. Emocjonalne dyskusje przy kawie prowadził z Wacławem Kowalskim – filmowym Pawlakiem, pan Ryszard Wionczek – prokurator zamiłowany w sztuce filmowej i założyciel Dyskusyjnego Klubu Filmowego „Zbyszek”.

W lecie działalność ośrodka kultury przenosiła się do Gródka, do ośrodka wypoczynkowego. Co sobotę organizowano tam różne imprezy artystyczne i rozrywkowe dla rodzin pracowników zakładów pracy. Wydatki na te imprezy pochodziły z rad zakładowych z zakładów pracy i oczywiście z budżetu ośrodka kultury. Przyjęła się zasada, że do każdego biletu rady zakładowe dopłacały 50 proc. kosztów zakupu. Tak w praktyce realizowała się zasada równości w korzystaniu z dóbr kultury.

Jako człowiek tamtych czasów nie mogę nie zapytać, komu to przeszkadzało? Bywało wprawdzie, że darmowe bilety, nie mający dzieci lub zainteresowań kulturalnych ludzie odsprzedawali pod domem kultury. Chętnym nie brakowało. Zadowolenie było wzajemne. Jedni zdobyli dodatkowe pieniądze na natychmiastowe zakupy w sklepie „Pod bocianami”, drudzy wzbogacili się duchowo na imprezie.

Po roku eksperymentowania gospodarską wizytę w Powiatowym Ośrodku Kultury złożył wicepremier i minister Kultury Józef Tejchma. Nasza praca i – co ważne, blisko 60 proc. dochodów własnych zasilających skromne dotacje z budżetu – przesądziły o powodzeniu eksperymentu sokołowskiego w kulturze. Rozpoczął się najazd na Sokołów. Gościliśmy w ośrodku kultury 49 delegacji krajowych, zainteresowanych naszymi pomysłami i ich realizacją. Od Stargardu Szczecińskiego po Wałbrzych i Jelenią Górę oraz 7 delegacji zagranicznych. Wśród nich gości z egzotycznej Kuby.

Spragnione sukcesu władze państwowe wysyłały do Sokołowa dziennikarzy i filmowców. Powstał film o ruchomej bibliotece i o Treblince. Nawet Polska Kronika Filmowa poświęciła jeden ze swoich numerów sokołowskiej kulturze. Zdobyłem taśmę tej kroniki i namawiam do jej wyświetlania przed każdym filmem. Czy nie byłoby ciekawe zobaczyć dziewczynki i chłopców tańczących i grających w zespołach ośrodka kultury przed blisko półwieczem? Mam nadzieję, że przyjdzie czas i na to, jeśli już nie przyszedł?

Współpracujemy

wtorek, 5 listopada 2024

Tak o mojej książce pisał prof,Jabłoński kiedy poznał jej rękopis. Jestem  głęboko wdzięczny za merytoryczne uwagi dotyczące ataku na dywizje Viking w 1944 roku

Cieszę się z perspektywy publikacji tak atrakcyjnego materiału. Pomysł na druk w odcinkach poświęconych wybranym ulicom bardzo dobry. Każda stanowi literacko odrębny temat, a koncentracja treści jest tak duża, że przy kolejnych ulicach czytanych ciurkiem głowa już puchnie od faktów. Co barwniejsze historycznie i czasem kontrowersyjne ulice pozwoliłem sobie opatrzyć własnymi komentarzami w załączniku. W większości wypadków nie powinny mieć wpływu na dotychczasowy kształt utworu, a dzielę się refleksjami niejako z potrzeby serca. Jeszcze raz podkreślam walor literacki tekstu. Nie jest suchy, czysto faktograficzny, ale nacechowany osobistym stosunkiem i podkładem emocjonalnym, nierzadko związanym z konkretnymi wspomnieniami o miejscach i ludziach. Gratuluję odwagi pisania prawdy, niekoniecznie koniunkturalnej. Rzecz wydrukowana daje szansę ocalenia treści, często mających planowo pójść w zapomnienie. Na zakończenie ważna uwaga. W swoim czasie wypowiedziałem opinię o luźno planowanym wówczas nowym wydaniu ”Przewodnika do oznaczania zbiorowisk roślinnych Polski”. Profesor Władysław Matuszkiewicz, będący już w podeszłym wieku, wahał się z decyzją, bo wymagała dość ciężkiej pracy przy koniecznych aktualizacjach. Stwierdziłem, że trudno wywierać presję na profesorze, tylko czy ktoś inny jest zdolny merytorycznie podjąć takie dzieło? Po analizie okazało się , że praktycznie nie, bo jedynym poważnym kandydatem byłby równie stary prof. Faliński, ale już wiadomo, że się nie podejmie, bo panowie naturalnie świetnie się znali. Obawiam się, że tekstu o sokołowskich ulicach, też nikt inny nie zdołałby w podobny sposób napisać. Dzieło Matuszkiewicza wydane w 2007 r. stanowi ciągle niezastąpioną podstawę wiedzy o temacie dla zawodowców i amatorów. Profesor niestety już umarł, prof. Faliński też. Kto zrobi następną podobną książkę, nie wiadomo!

poniedziałek, 4 listopada 2024

  Moim zdaniem było to wartościowe spotkanie z czytelnikami książki o "złotych latach " kultury sokołowskiej opisanych w Kalejdoskopie Wspomnień.Niebawem będę miał przyjemność spotkać się raz jeszcze z  moimi rodakami przy prezentacji kolejnej książki o Sokołowie pt" Patroni naszych ulic" Już się drukuje,chociaż przeleżała dwa lata w zamrażalce byłej dyrektor naszej biblioteki. Prawdopodobnym powodem był opis księżycowego wyglądu ulicy Gagarina , bo za Karakuli wszystko  miało być najlepsze.


niedziela, 3 listopada 2024


 

 Wczoraj odnalazłem w swoim archiwum dwa listy kierowane do mnie gdy pełniłem funkcję kierownika Powiatowego Domu Kultury w Sokołowie gdzieś w latach sześćdziesiątych i drugi Wacława Piekarskiego o dotację na wydanie książki o Armii Krajowej w pow. Sokołowskim gdy byłem dyrektorem Wydziału Kultury i Sztuki Urzędu Wojewódzkiego w Siedlcach. Przekazałem postulowane pieniądze z  Funduszu Rozwoju Kultury zwiększając budżet miasta a Waldek Iwaniak- Naczelnik Sokołowa dokończył dzieła i  mamy  opisane w dwóch  tomach historię  walki naszych rodaków z niemieckimi okupantami.  Jeśli do niej  dodać  wydaną przez ISKRY  w 1964 roku „Drogę przez las Witolda Retki to w moim przekonaniu  za mało jak na zaangażowanie mieszkańców miasta i powiatu w walce o niepodległość, okupioną trzema publicznym egzekucjami naszych bohaterów, setkami , zesłanych do Treblinki rolników za sabotowanie kontyngentów , tysiącami aktów represji  za nieposłuszeństwo wobec niemieckich przepisów okupacyjnych. Za mało wiemy o akcjach „Wichury” Oleksiaka na więzienie przy ulicy Magistrackiej ,nic nie wiemy o spaleniu magazynów benzyny na stadionie przy ulicy Lipowej po za udziałem w tej akcji bohaterskiej  kobiety o adekwatnym do wydarzenia pseudonimie Etna. Niewiele wiemy o akcjach sabotażowych na kolejach ściśle  nadzorowanych przez Niemców chociaż znamy nazwiska kolejarzy organizujących te akcje. Za późno zorganizowano Pracownie Dokumentacji Dziejów Miasta. Nie mamy Muzeum chociaż jesteśmy  jednym z najstarszych miast na Podlasiu o 6 wiekowej tradycji.  Odnotować należy pierwsze pozytywne zmiany w edukacji historycznej Sokołowian Jest nią, wydany przez Bibliotekę Album „Spacerkiem po starym Sokołowie.” Pierwszy tom poświęcony czasom przedwojennym zawiera setki  zdjęć miasta i jego ówczesnych mieszkańców. Znalazłem w nim zdjęcie mojego kuzyna Romana Tyburę zamordowanego w Oświęcimiu  za  działalność konspiracyjną na rzecz wywiadu Armii Krajowej. Na uroczystej promocji albumu pani dyrektor zaapelowała o dostarczanie zdjęć i wspomnień z czasów okupacji i powojennej odbudowy potrzebnych  do dwóch kolejnych albumów .Mnie do takiego pomysłu namawiać nie trzeba, Już szukam zdjęć i dokumentów by przekazać je  autorom kolejnych tomów tak cennego wydawnictwa.

 

       Kolejne spotkanie odbyło się w Bibliotece Miejskiej z prof. Janem Izdebskim –wybitnym polskim biochemikiem pracującym do niedawna w zespole zdobywcy nagrody Nobla w dziedzinie  nauk medycznych w 1977 roku prof. Andrew V. Schallego  Polaka urodzonego w Wilnie w 1926 roku. Ze spotkania tego ukazała się krótka notatka autorstwa Katarzyny Markusz z której nic nie wynika ponad to że takie spotkanie się odbyło .Znający  publikacje redaktorki Wieści Sokołowskich byli rozczarowani. Oto do Sokołowa przyjeżdża mało znany Sokołowianom nasz rodak z ulicy Lipowej -mający liczący się w świecie dorobek naukowy, wynalazca leku łagodzącego bóle porodowe kobiet, autor haseł do Encyklopedii, i kilkunastu artykułów zamieszczanych w prestiżowych pismach naukowych   USA Niemiec Anglii i Japonii. W kraju ,promotor licznych doktorantów. Jeden z 4 polskich naukowców – profesorów zwyczajnych ,mających związek z ziemią sokołowską a obsługująca spotkanie redaktorka Wieści nie znajduje powodu by opisać to czytelnikom gazety pomimo, że miała dostęp do materiałów źródłowych W piśmie do profesora wyraziłem swoją delikatnie negatywną opinię o profesjonalizmie i kompetencjach redaktorki .W odpowiedzi dostałem uprzejmy list  z którym warto czytelników Życia Siedleckiego zapoznać, W moim przekonaniu list ten jest potwierdzeniem ,że ciągle nie umiemy docenić i wykorzystać własnego dorobku w myśl hasła „Cudze chwalicie ,swego nie znacie ,sami nie wiecie co posiadacie” Redakcja Życia Siedleckiego  miała  dać daje takie możliwości i w następnym numerze  miał ukazać się artykuł o prof. Janie Izdebskim i Jego pracy naukowej w Stanach Zjednoczonych i w Polsce. Ale się nie ukazał i nie ukaże bo lokalne gazety nie są zainteresowane naszą historią i piszą głownie o sukcesach swoich sponsorów.

                                                                  Wacław Kruszewski