sobota, 8 lutego 2025

 Taki list dostałem od  prof. Jana Izdebskiego po spotkaniu z Nim w sokołowskiej bibliotece. O naszym znakomitym rodaku można poczytać w naukowych wydawnictwach USA i Japonii ale nie w lokalnych gazetach redagowanych przez dyletantów.

Wacku,

Dziękuję za komunikat, który dopiero dzisiaj odczytałem w pracy, i obietnicę egzemplarza książki gen. Rozbickiego z zabawnym potknięciem co do mojej osoby. Chętnie ją przeczytam. Dowiedziałem się, z tego komunikatu, że relacja o spotkaniu w Sokołowie ukazała się w Wieściach. Znalazłem ten tekst w Internecie i nie zdziwiłem się, że byłeś zawiedziony skromnością tej relacji w stosunku do objętości materiałów jakich dziennikarce dostarczyłeś. Ja również sądziłem, że będzie nieco więcej, ale w moim wieku nic nie może mnie zaskoczyć. Rozumiesz to, bo jesteśmy równolatkami. To co mnie jednak wyjątkowo poruszyło, to brak choćby jednego zdania informującego, że zaproszony gość osiągnął tytuł profesora chemii (najwyższe w hierarchii naukowej) w najlepszym uniwersytecie w Polsce. Warto wspomnieć, dla Twojej informacji, że w pięciotomowym Słowniku Biograficznym, Współcześni Uczeni Polscy, opisujący wszystkich naukowców posiadających tytuł naukowy profesora są opisane zaledwie 4 osoby związane z Sokołowem:

Mieczysław Nasiłowski (1929-2004), profesor SGH, ekonomista (czy to dlatego generał się pomylił ?); Henryk Banaszuk ( ur. 11.02.1937  ale w Sterdyni, mój kolega z sokołowskiego liceum), geograf, profesor Politechniki w Białymstoku; Andrzej Turos (ur. 21.02.1937), fizyk w Instytucie Technologii Materiałów Elektronowych (nie jestem pewny co do nazwy) i niżej podpisany (ur. 23.02.1937). Te ostatnie trzy osoby stanowią miłe towarzystwo dla Ciebie.

Zrozum mnie dobrze. Brak tej informacji to dla mnie żaden dyshonor. Nie jestem człowiekiem, który chce być nieboszczykiem na każdym pogrzebie i panną młodą na każdym weselu. Gdybym miał ochotę rozwiać swoje kompleksy, których chyba nie posiadam, wystarczy sprawdzić w bazie Filadelfijskiego Instytutu Informacji Naukowej, by zobaczyć setkę zarejestrowanych tam publikacji w języku angielskim, spis wystąpień na konferencjach krajowych i zagranicznych, spis patentów i dyplomów. Nie o to tutaj mi chodzi. Jeśli publikuje się w miejscowej gazecie reportaż ze spotkania z kimś, kto w tym środowisku się wychował, a osiągnął coś mniej lub bardziej ważnego po wyjeździe z tego środowiska, to trzeba wyraźnie powiedzieć, co wpłynęło na jego ukształtowanie (ten postulat w jakimś stopniu został spełniony) oraz do czego doszedł później. Może to być stanowisko, sukces finansowy, rekord sportowy, dzieło artystyczne, lub cokolwiek innego, co da się krótko opisać. Tego w tym artykule zabrakło. Myślę, że wielu czytelników gazety, a tym bardziej oglądający ten artykuł w Internecie nie będzie w stanie dowiedzieć się dlaczego akurat ten człowiek został zaproszony na spotkanie. Dowie się tylko jak wyglądało jego dzieciństwo i jego koligacje rodzinne i to, że jest profesorem, niewiadomo w jakiej dziedzinie i jakiej instytucji. Myślę, że dla internautów wybór ten będzie niezrozumiały. Szkoda, że miasto straciło okazję do zareklamowania własnego sukcesu, jakim było przygotowanie młodego człowieka do ambitnych i wymagających wysiłku zadań w jego przyszłym życiu. Z żalem stwierdzam, że zabrakło tutaj profesjonalizmu.

Wacku. Te uwagi nie zmieniają mojej oceny, że było to, przynajmniej dla mnie, miłe przeżycie i miłe spotkanie z kilkoma osobami, których nie widziałem od lat. Z prawdziwą przyjemnością rozmawiałem z Panią Hanną Lecyk. Podziwiam jej energię i ambitne plany dotyczące dokumentowania losów ludzi i miasta. Przesłałem jej szereg fotografii i dokumentów dotyczących mojej rodziny i mnie osobiście. Oczywiście nie ma pewności czy to wszystko będzie komukolwiek potrzebne, ale lepiej niech to będzie dostępne w bibliotece.

Te skany zrobiłem głównie dla własnych potrzeb. Piszę wspomnienia opisujące tak lata spędzone w Sokołowie, jak i późniejsze. Nie będzie to publikowane w najbliższym czasie. Zapewnia mi to komfort nie liczenia się z ograniczeniami i modą, czy wręcz manierą obecnie obowiązującą. Przekonałem się, że wspomnienia, tak jak dobre wino, nabiera smaku po latach. Przed dwoma laty opublikowaliśmy z żoną wspomnienia jej dziadka Aleksandra Mogilnickiego, adwokata i prezesa izby karnej sądu najwyższego w latach 1920-1924, 50 lat po jego śmierci. Jego poglądy, w niektórych sprawach, nie pasowały do obiegowych opinii okresu PRL, w innych sprawach, nie pasują do dzisiaj. Człowiek rozsądny musi się pogodzić z tym, że życie jest bardziej skomplikowane niż większości ludzi w danej chwili się wydaje. W związku z tą pracą odczuwam potrzebę zdobycia wiedzy, która nie zawsze jest na pierwszych stronach gazet. Mam nadzieję, że będziemy mieli okazję o tym porozmawiać. Lata płyną, ludzi którzy coś wiedzą na temat historii miasta i spraw, które się z nim wiążą jest coraz mniej.

Dziękuję za wszystko i serdecznie Cię pozdrawiam.

Janek

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

 Szanowni słuchacze i studenci Sokołowskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku! Dziękuję serdecznie, że tak licznie przyszliście do Sokołowskiego...