czwartek, 28 września 2023

Tak było! Historia nauczycielką życia. Czy uczymy się czegoś z historii?

 Tak było! Historia nauczycielką życia – czy uczymy się czegoś z historii?

 

Tak było! - pod takim hasłem będę publikował swoje wspomnienia z czasów, jak jeszcze mówią „słusznie minionych”. Będą one poświęcone szeroko rozumianej kulturze, w której i społecznie i zawodowo aktywnie działałem przez ponad 50 lat. Teraz przyszedł czas refleksji i podsumowań, a przede wszystkim czas na pokazanie prawdy w powodzi kłamstw tak szeroko rozpowszechnianych przez współczesnych propagandzistów. Zachęcam też innych ludzi z mojego pokolenia do podobnej aktywności zanim upomni się o nas wszystkich prof. Alzheimer. Zacznę od lat pięćdziesiątych; czasów naszej edukacji, którą wspominamy w coraz mniejszym gronie koleżanek i kolegów szkolnych. Jak każdy dziadek lubię rozmowy z wnukiem. Kacper chodził do szkoły w „Ruskich Dołach”, gdzie przed laty i ja się uczyłem. Gadamy najczęściej o piłkarzach, o zmarnowanych okazjach naszych napastników, o błędach sędziowskich. Kacper rośnie na dobrego piłkarza i już imponuje mi opanowaniem piłki oraz dryblingiem, za moich piłkarskich czasów rzadko spotykanym na sokołowskim stadionie. Ostatnio jego uwagą zawładnął okolicznościowy artykuł o wyzwoleniu Sokołowa przez Armię Czerwoną 8 sierpnia 1944 roku, jaki pisałem dla gazety. Ze sportu nasza dyskusja przeszła na sprawy wojny, hitlerowskiej okupacji i moich dziecięcych przygód, życia w czasach naznaczonych strachem, śmiercią ojca, obserwowanych przez nas - dzieci morderstw Żydów i egzekucji polskich patriotów pod tzw. wzgórkiem u zbiegu ulic Długiej, Siedleckiej i Repkowskiej. Kiedy na pytanie: „Lepiej powiedz dziadku, ilu zabiłeś Niemców? odpowiedziałem, że ani jednego, bo miałem mniej lat jak Ty dzisiaj”, zauważyłem wielkie rozczarowanie w oczach mojego wnuka. A kiedy jeszcze opowiedziałem, że jeden z żołnierzy niemieckich pilnujących bramy getta dał mi prawdziwą czekoladę za to, że przyniosłem mu z domu kubek wody, nazwał mnie kolaborantem. Jednak potem poprawiłem troszkę swoją reputację opowieścią o tym, jak ze Zdziśkiem Bałkowcem rzucaliśmy przez płot do naszych kolegów Żydów jabłka i marchewki z podwórka, gdzie Zdzisiek mieszkał, w domu przy ulicy Siedleckiej nr 4 lub 6. Ale fakt, że przez 5 lat okupacji nie zabiłem żadnego Niemca i nie uratowałem żadnego żydowskiego kolegi, dostarczył małemu patriocie sporego rozczarowania. Zastanawiam się skąd u dzieci, dziesiątki lat po wojnie, biorą się takie bojowe postawy. Czy szkoła uczy jak zabijać Niemców, Ruskich i Ukraińców, czy powinna raczej uczyć (tak właśnie sądzę), jak z nimi budować, mimo trudnej przeszłości dobrą sąsiedzką współpracę? Ja zaś pamiętam ze swoich szczenięcych lat, jak profesor Paweł Kamiński uczył nas strzelania i musztry na lekcjach przysposobienia wojskowego, jak zdobywaliśmy odznaki „Bądź sprawny w pracy i obronie”, jak biliśmy rekordy szkoły w rzucie granatem albo w biegu na trzy kilometry. Wielu kolegów zaraz po 9 klasie poszło do szkół oficerskich uznając, że „nie matura, lecz chęć szczera zrobi z nich oficera”. I trzeba przyznać, że zostali oficerami po ukończeniu wojskowych matur i studiów wyższych. Taką drogę obrał w życiu Stasiek Stolarczuk ze Sterdyni, Rysiek Saczuk z Suchodołu czy Mietek Harasim z Kosowa Lackiego. Ten kurs na wojsko, w latach pięćdziesiątych wymuszony był w programach szkolnych przez okres tzw. zimnej wojny dwóch wrogich wobec siebie systemów politycznych: kapitalistycznego i socjalistycznego. Straszono nas imperialistami i zdrajcą Tito. Wpajano wrogość do Mikołajczyka i Andersa. Kazano zbierać podpisy o ułaskawienie skazanych w USA za szpiegostwo na rzecz Związku Radzieckiego małżonków Rosenbergów. Takie kanony edukacyjno-wychowawcze obowiązywały w mojej szkole w latach 1951-1955. Za to poza szkołą, w mieszkaniu Bolka Bałkowca, który nigdy nie chciał wstąpić do szkolnego koła ZMP i wsławił się dorysowaniem na gazetce ściennej sarmackich wąsów Stalinowi, słuchaliśmy z wypiekami na twarzach rewelacji pułkownika Światły o Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego, którego był wysokiej rangi funkcjonariuszem, zanim „spylił” na Zachód. Bolek miał radio marki Pionier z dobrym odbiorem fal krótkich, na których nadawało Radio Wolna Europa. Z tych audycji dowiedzieliśmy się o zbrodni w Katyniu. To były nasze bezpłatne, ale znaczące korepetycje do oficjalnych lekcji historii. I chociaż pobieraliśmy je kosztem rozwiązywania prac domowych z matematyki, z czego nie był zadowolony nasz wspaniały wychowawca i matematyk prof. Henryk „Listek” Wiśniewolski, to jednak zdołał on doprowadzić nas do matury.


Wycieczka naszej klasy do Drohiczyna, jesteśmy po egzaminach, wśród nas stoi profesor Wiśniewolski.

Teraz ja staram się pomóc mojemu wnukowi zrozumieć naszą historię, a że moja narracja często różni się od szkolnej, to nie tylko tworzy zamęt w jego głowie, ale też zmusza do myślenia i dalszych poszukiwań. Na szczęście ma gdzie szukać, korzystając z nieograniczonego na razie dostępu do internetu. Ostatnio zadziwił mnie informacją, że Bormann, sekretarz NSDAP nie zginął w oblężonym Berlinie uciekając z bunkra Hitlera, lecz dożył swoich dni w Związku Radzieckim. Teraz i ja buszuję w sieci by sprawdzić, jakie naprawdę były losy najbliższego współpracownika Hitlera. Historia jest fascynującą dyscypliną naukową i chociaż każda zmiana polityczna stara się ją interpretować z korzyścią dla siebie, na szczęście pozostają matki i ojcowie, babcie i dziadkowie, którzy powiedzą swoim potomkom jak naprawdę było. Warto ich słuchać, o czym przekonałem się na spotkaniu koleżanek i kolegów Kacpra z mojej dawnej szkoły, w której zabłądziłbym gdyby nie nasz przewodnik. Szkoła bardzo się rozbudowała i tylko kancelaria jest tam gdzie była dawniej i gdzie nasza pani; Maria Wolańska pozostawiała swojego jamnika Bumsa pod opieką koleżanek, zanim Tadek Lipski odprowadzi go do jej domu. Taki przywilej miał w naszej klasie tylko Tadek i dlatego zazdrośni koledzy dali mu ksywkę Bums.

 

Wacław Kruszewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kolejne spotkanie odbyło się w Bibliotece Miejskiej z prof. Janem Izdebskim –wybitnym polskim biochemikiem pracującym do niedawna w ...