Album
Rodzinny. Spotkania w Bibliotece Miejskiej im. Gałczyńskiego
Zaprosili mnie pani Maria Koc - dyrektor
Sokołowskiego Ośrodka Kultury i pan Stanisław Oleksiak - Prezes Zarządu
Głównego Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej na spotkanie z cyklu
„Album Rodzinny Sokołowa Podlaskiego”. Te spotkania to w mojej ocenie jedna z
najlepszych form edukacyjnych i integracyjnych imprez Sokołowskiego Ośrodka
Kultury. Wcześniej gościliśmy w Sokołowie wnuka Księcia Michała Ogińskiego - pana
Ivo Załuskiego i profesora Wojciecha Pędicha
- syna znanego fotografa, społecznika i burmistrza Sokołowa. Na tych
spotkaniach nie byłem osobiście, ale słyszałem, że była możliwość zadawania
pytań, co nie tylko wzbogaciło ich wartość edukacyjną, ale i zmobilizowało
słuchaczy do aktywności. Szedłem więc na kolejne spotkanie z kilkoma pytaniami,
na które nie znalazłem odpowiedzi mimo, że w tematyce AK-owskiej jestem
zorientowany, o czym świadczą moje felietony zamieszczane w lokalnych gazetach.
Wiedzę o Armii Krajowej wyniosłem z opowieści dziadka Pawła z Bachorzy i radia
marki Pionier słuchanego konspiracyjnie u Bolka Bałkowca w jego domu przy
moście na ulicy Siedleckiej. Przy tym nasze konspiracyjne metody słuchania audycji
Radia Wolna Europa nie wynikały z obawy o ewentualne represje węszącej bezpieki,
ale z możliwości narażenia się na gniew instytucji dla nas srogiej, to jest
mamy Bolka pilnującej, byśmy odrabiali lekcje a nie słuchali wrogich rozgłośni.
Mając więc wybór: poznanie zakazanych i przemilczanych w szkole tematów lub
łamanie sobie głowy sinusami i kosinusami wybieraliśmy audycje Jana Nowaka
Jeziorańskiego czego ani Bolek ani ja nie żałujemy do dziś. W późniejszym
okresie tę wiedzę wzbogacałem czytając Wrocławski Tygodnik Katolicki, który
tematyce podziemnego państwa polskiego i Armii Krajowej poświęcał całe strony.
Czytał ten tygodnik nawet I sekretarz KP PZPR Kazimierz Witt, ale bał się go
kupować osobiście w istniejącym do dziś kiosku „Ruchu” przy skwerze Adama
Mickiewicza i prosił mnie bym dostarczał mu gazetę owiniętą w Trybunę Ludu.
Były to czasy mojego kierowania Powiatowym Domem Kultury. Znając zainteresowania
sekretarza tematyką AK - owską postanowiłem przerwać panujące wokół tego tematu
tabu i zorganizować pierwsze w Sokołowie publiczne spotkanie z żyjącymi żołnierzami
AK z naszego regionu. Okazją do tego stało się wydanie książki pt. „Droga przez
las” Witolda Retki. Zdobyłem kilka egzemplarzy i dałem uczestnikom opisanych
tam wydarzeń by poznali jak ich walkę z okupantem opisał autor tej pierwszej
książki o partyzantach AK z oddziału „Wichury” Oleksiaka wydanej przez
wydawnictwo „Iskry” w 1964 roku. Po kilku dniach odebrałem kilkanaście
niepochlebnych opinii o samym autorze i jego książce. Mając zapewnienie, że na
spotkaniu z autorem powiedzą jak było naprawdę z wysadzeniem magazynów paliwa
na stadionie w Sokołowie, odbiciem więźniów czy spaleniem akt niemieckiego
urzędu pracy przy ulicy Wolności, zaprosiłem Witolda Retkę do Sokołowa na
spotkanie autorskie w ramach obchodów Dni Oświaty, Książki i Prasy. Żeby nadać
temu spotkaniu godną rangę uprosiłem profesora Antoniego Piotrkowskiego by
zechciał je poprowadzić w kawiarni „Niespodzianka” - jedynym wtedy wyposażonym
w meble lokalu ciągle budującego się Powiatowego Domu Kultury. Na zapowiedziane
plakatami i przez radiowęzeł spotkanie przyszły tłumy, ale mimo apelów
profesora i moich nikt z zebranych nie zadał ani jednego pytania. Nikt nie
sprostował nieprawdziwych opisów i pod tym względem była to moja porażka. Przepraszałem
autora jak umiałem, tym bardziej, że wcześniej zapewniałem go o ciekawych
informacjach, jakie uzyska z ust żyjących bohaterów swojej książki, a mogłoby się
to przyczynić do poprawienia treści w kolejnym wydaniu książki. Witold Retka
był tym szczerze zainteresowany, dlatego przyjął zaproszenie właśnie do
Sokołowa, chociaż miał liczne propozycje z warszawskich domów kultury i
świetlic robotniczych. Tak w maju 1964 roku poznałem pana Stanisława Oleksiaka,
żonę jego brata Henryka, panią Zofię Zalewską - Oleksiak i ich syna.
Zainteresowanych losami „Wichury” odsyłam do ciekawej książki - pamiętnika,
jaki zdążyła napisać pani Zofia pod takim właśnie tytułem. Książka jest w
naszej bibliotece, a chociaż podniszczona licznym wypożyczeniami, to paniom
bibliotekarkom ujmy nie przynosi, bo świadczy o zainteresowaniu czytelników i popularnością
tej książki wśród Sokołowian. Wracajmy jednak do tego majowego spotkania żołnierzy
AK z pisarzem w 1964 roku. Kiedy już w biurze po spotkaniu wypłacałem autorowi
honorarium zadzwonił telefon. Pełen obaw podniosłem słuchawkę, ale w niej odezwał
się znajomy głos pana Jasia Adamczyka z propozycją bym przyjechał do hotelu
pani Ireny Kucewiczowej i wziął ze sobą pisarza, aby tu w lokalu, gdzie nie ma
ubeków posłuchał ich relacji. Na moją uwagę, że mogli przecież swobodnie
wypowiedzieć się w kawiarni pan Jasio zarzucił mi, że zaprosiłem tam na spotkanie
ubeków i chciałem, by przy nich mówili o sprawach, za które wielu z nich
przesiedziało po parę lat w więzieniach. Pisarz nie wyraził zgody i wyjechał do
Warszawy uznając, że zrobił już swoje, i za co otrzymał przecież należne
honorarium. Spakowałem więc magnetofon marki Tonette i sam pojechałem Warszawą na
ulicę Franciszka Wilczyńskiego, gdzie w drewnianym, piętrowym budynku mieścił
się hotel pani Kucewiczowej - miejsce spotkań sokołowskich żołnierzy Wichury
Oleksiaka. Nagrałem ich swobodne i barwne opowieści, które opisane, wzbogaciły
archiwum Studia Nagrań Powiatowego Domu Kultury. Niestety moi następcy mieli
inny stosunek do naszej najnowszej historii i ślad po tych nagraniach zaginął.
Na szczęście, kierujące dzisiaj instytucjami kultury w mieście panie Maria Koc
i Hanna Lecyk dbają by wszystko, co w historii Sokołowa jest ważne, zostało
zachowane. „Album Rodzinny Sokołowa” - cykliczne spotkania ze znanymi i
zasłużonymi dla naszego miasta ludźmi, organizowane przez Sokołowski Ośrodek Kultury
czy prowadzona przez bibliotekę Pracownia Dokumentacji Dziejów Miasta i portal
internetowy gromadzący i prezentujący archiwalne zdjęcia Sokołowa i jego
mieszkańców zasługują na powszechne uznanie. Na koniec jednak mała łyżeczka
dziegciu do beczki miodu, jaką uczciliśmy pobyt w Sokołowie Przewodniczącego
Zarządu Głównego ŚZŻ AK Stanisława Oleksiaka - niestrudzonego strażnika pamięci
AK - owskiej, jak zasłużenie nazwałem Go w jednym z moich felietonów. Dlaczego
organizatorzy tego spotkania nie dali możliwości zadawania pytań bądź
wypowiedzi licznie przybyłym słuchaczom? Czyżby ubecja w Sokołowie była
wiecznie żywa?
Wacław Kruszewski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz