Historia jednej fotografii. Wielkanoc w Łuzkach
Z tysięcy zachowanych i utrwalonych w zapisie cyfrowym zdjęć archiwum Sokołowskiego Ośrodka Kultury moją wyobrażnią zawładnęła fotografia dzieci z koszyczkami wielkanocnej święconki na tle ganku dworu Tyborowskich w Łuzkach koło Jabłonny Lackiej. Zdjęcie udostępniła mi kiedyś pani Marta Tyborowska-Kalicka, córka ówczesnych właścicieli Łuzek. W pracowni fotograficznej Powiatowego Domu Kultury wykonano reprodukcję tego zdjęcia, kliszę opisano i złożono do archiwum jak wiele innych. Gromadziliśmy tam wszystkie ważne dokumenty z historii naszego miasta i powiatu, chętnie udostępniane przez mieszkańców, którzy postanowili pomóc nam w gromadzeniu śladów historii. I oto po latach to zdjęcie znowu mnie odnalazło, bo szczęśliwie odnaleziono archiwum fotograficzne Powiatowego Domu Kultury, które przez lata uważaliśmy za bezpowrotnie utracone. Pani Maria Koc, której zawdzięczamy uratowanie i utrwalenie w zapisie cyfrowym tysięcy zdjęć dokumentujących naszą historię, chce by klisze i odbitki teraz profesjonalnie skatalogować zgodnie z wymogami przyjętymi w profesjonalnych archiwach.
Jednak samo zdjęcie grupy dzieci z wielkanocną święconką czekało właśnie na mnie, aby opowiedzieć swoją historię. Trzeba się było tylko dowiedzieć, kto wykonał to zdjęcie i kiedy, kto na nim jest uwieczniony, i w jakich okolicznościach wykonano tą fotografię. Jak znaleźć odpowiedzi na te pytania, jak zidentyfikować wszystkie osoby stało się dla mnie zajęciem fascynującym, chociaż bardzo trudnym po tak wielu latach od momentu jego wykonania. Zabrałem się jednak do pracy; metodą dedukcji stosowaną przez mojego ulubionego w dzieciństwie bohatera powieści kryminalnych Sherlocka Holmesa, ale już wzbogaconą o narzędzia, których genialny detektyw nie miał, a ja mam, bo mam komputer. Najpierw powiększyłem i wyostrzyłem fotkę do formatu A-4. Następnie poczytałem o obyczajach i zajęciach panujących w szlacheckich dworach, w czasach okupacji i tuż po wojnie. Tu pomocny był internet i ciekawa książka Sławomira Kordaczuka pt. „Dzieje wojenne i powojenne szlachty podlaskiej” wydana przez Muzeum Regionalne w Siedlcach. Po wieku dzieci i dorosłych, ich ubiorach i sprawdzeniu danych meteorologicznych, a także sprawdzeniu kalendarza liturgicznego mojej babci doszedłem do wniosku, że tak ciepłe Święta Wielkanocne były w 1943 roku, 25 kwietnia. Dowód na to: na zdjęciu niektóre dzieci są boso. Wielkanoc w 1943 roku przypadała właśnie na 25 kwietnia. Dalej chciałem ustalić, kto wykonał fotografię? Czy mógł być to Jan Pędich, znany kronikarz dziejów sokołowian? Raczej nie, bo to nie ta technika i jakość, z której był sławny. A może fotografem była któraś z córek Adama Tyborowskiego? We dworze i majątku Tyborowskich rządził okupacyjny nadzorca, który co prawda pozwolił nadal mieszkać w nim polskiej właścicielce, ale posiadanie aparatu fotograficznego przez rodzinę polskiego oficera przebywającego wtedy w niemieckiej niewoli było niebezpieczne. Adam Tyborowski dostał się do niewoli pod Radoryżem, walcząc w szeregach Podlaskiej Brygady Kawalerii gen. Ludwika Kmicic-Skrzyńskiego w ostatniej bitwie obronnej 1939 roku pod dowództwem generała Franciszka Kleeberga. Kto zatem zrobił to ciekawe zdjęcie? Może był to jakiś niemiecki oficer przebywający wtedy w łuzeckim dworze? Jak powszechnie wiadomo, wielu niemieckich oficerów posiadało własne aparaty fotograficzne i zabierali je w osobistym bagażu na front i na tereny okupowane w całej Europie. Bardzo często robili zdjęcia w czasie działań wojennych, a także w miejscach swojej służby i stacjonowania oddziałów, a najchętniej fotografowali egzekucje polskich patriotów i akcje pacyfikacyjne wsi. Moje wątpliwości, co do autorstwa zdjęcia rozwiała pani Marta Kalicka-Tyborowska, córka Adama Tyborowskiego. Autorką zdjęcia była Nina Solska, żona komandora marynarki wojennej, szukająca bezpiecznego schronienia przed niemieckimi prześladowcami u państwa Tyborowskich w Łuzkach. Jej mąż, komandor Eugeniusz Solski był bowiem dowódcą umocnionego rejonu wybrzeża Bałtyku obejmującego półwysep Helski, z którego zdobyciem Niemcy długo nie mogli sobie poradzić. Dowodzi tego takie samo zdjęcie formatu 6x9 cm, które mam w swoich zbiorach. Na zdjęciu tym widoczna jest para nowożeńców, rodziców mojej żony Teresy, a więc moich teściów. Ząbkowane jednakowo krawędzie obu tych zdjęć świadczą o ich jednorodnym pochodzeniu i wykonawstwie odbitek. Nina Solska była na weselu Antoniego i Andzi i nie tylko utrwaliła na zdjęciu Parę Młodą, ale także opisała samo wesele w swoim pamiętniku. Do końca życia pielęgnowała także przyjacielskie stosunki z moją teściową przysyłając jej listy i zdjęcia ze swoich licznych podróży po świecie. W 1976 roku, kiedy wyjeżdżałem do Francji w delegację służbową, dostałem od teściowej zadanie, aby odnaleźć „ciocię Ninę” w Paryżu. Mieszkała ona w domu przy rue Buffon 33. Będąc w Paryżu, wyrwałem kilka godzin z mojego obowiązkowego programu badania organizacji i finansowania kultury w Republice Francji i poszedłem sam, z mapą Paryża w rękach, szukać żony komandora Solskiego, aby przekazać jej pozdrowienia od Andzi i wręczyć lniane, haftowane serwetki z łuzeckiego dworu, w którym odbyło się to ostatnie wesele w dniu 7 marca 1943 roku, zanim dwór ten, jako materialny dowód obecności podlaskiego ziemiaństwa uległ zniszczeniu. Warto też przeczytać wspomnianą wyżej książkę Sławomira Kordaczuka, w której obok historii rodziny Tyborowskich z Łuzek są opisy tragicznych losów Lubicz-Wolińskich z Kosowa Lackiego, Żółkowskich z Grodziska, Bujalskich z Jabłonny Lackiej i wielu innych naszych rodaków. Warto też zastanowić się, czy ciągłe rewolucyjne zmiany, jakie sobie fundujemy nie kosztują nas zbyt wiele, czy nie lepsza byłaby kontynuacja i naprawa tego, co złe w społeczeństwie. Zniszczenie ziemiaństwa jako klasy społecznej, w zamian za poparcie przez chłopów i robotników nowej władzy, tylko na krótko się opłaciło, a poniesionych strat nie odbudujemy przez pokolenia.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz