Zapraszam na spotkanie z moją najnowszą książką "Patroni naszych ulic"
* 18 lutego 2025 r. o godz. 17 w sali Sokołowskiego Ośrodka Kultury *
W obchodach jubileuszu 50 lecia Sokołowskiego Ośrodka Kultury
zakończonego wspaniałą wystawą zdjęć w październiku ubiegłego roku ,
na stronie internetowej SOK, można było przeczytać 50 felietonów
dotyczących historii tej zasłużonej dla miasta i powiatu instytucji, W
jednym z nich, ówczesna dyrektor SOK p. Maria Koc nie mogła się
nadziwić jak to się stało ,ze po koncertach w Katowicach i w
Warszawie trzeci koncert węgierskiego zespołu rockowego” Omega „odbył
się w Powiatowym Ośrodku Kultury w Sokołowie. Ilustrując swój tekst
znanym przebojem zespołu pt. „Dziewczyna o perłowych włosach” dyrektor
SOK pani Maria Koc pisała: Wydarzenie stulecia OMEGA w Sokołowie
Podlaskim
„Wiosną 1974 roku po Sokołowie Podlaskim lotem błyskawicy rozeszła
się elektryzująca wiadomość, że oto do miasta nad Cetynią przyjedzie
słynny węgierski zespół rockowy Omega! Przyjedzie i da koncert w
Sokołowskim Ośrodku Kultury! Zespół Omega, jedna z najlepszych kapel
rockowych w Europie, ba na świecie! Porównywani do Beatelsów, Rolling
Stonesów i Pink Floydów, charyzmatyczni Węgrzy, którzy byli w tamtych
czasach najbardziej znanymi muzykami rockowymi zza żelaznej kurtyny.
„Bomba ze Wschodu”, mówiło o nich Radio Luksemburg. Dla młodych
Polaków muzyka Omegi była jak światło w tunelu, powiew wolności,
nadzieja na zmianę. Mieli dać tylko trzy koncerty w Polsce. Jeden w
warszawskiej Sali Kongresowej, drugi w katowickim Spodku, a trzeci? No
właśnie, czy to w ogóle możliwe, żeby zagrali w tak małym mieście, jak
Sokołów Podlaski?
Omega powstała w Budapeszcie w 1962 roku i szybko zyskała ogromną
popularność. Zespół grał hard rocka i rocka progresywnego. I to jak
grał! Wszechstronnie wykształceni muzycy czarowali publiczność
złożonymi i wyrafinowanymi utworami rockowymi w wyjątkowych
aranżacjach. Z wirtuozerią posługiwali się instrumentami
elektrycznymi, dodając do nich niesłyszane wcześniej elektroniczne
brzmienie. To było coś zupełnie nowego, zwłaszcza dla młodych ludzi z
bloku wschodniego, którzy mieli utrudniony dostęp do muzyki rockowej z
zachodniego świata. Nic więc dziwnego, że Omega zyskała status
wielkiej gwiazdy. W demoludach, bo nie miała konkurencji, na
Zachodzie, bo spokojnie mogła stawać w szranki z najlepszymi kapelami
rockowymi brytyjskimi, czy amerykańskimi. W 1974 Omega miała już na
swoim koncie kilka głośnych albumów, liczne koncerty w najważniejszych
miastach Europy i przeboje, które pokochały miliony ludzi na świecie.
Któż wtedy nie nucił „Dziewczyny o perłowych włosach”? Dziś śmiało
możemy powiedzieć, że to utwór ponadczasowy, klasyka, piosenka, która
wzruszała kiedyś, porusza współcześnie i pewnie już zawsze będzie
wywoływała emocje. Jest po prostu piękna, jak większość utworów
Zespołu Omega.
Ten koncert w Sokołowie Podlaskim, to nie była plotka. „Bomba ze
Wschodu” przyjechała do Sokołowskiego Ośrodka Kultury i zagrała tak,
że do dziś uczestnicy tej imprezy mają dreszcze na samo jej
wspomnienie. Koncert Omegi w Sokołowie Podlaskim obrósł legendą. Snuto
domysły, jak to się stało, że przyjechali akurat do nas? Ile to
kosztowało? Czy nasza scena nie była dla nich za mała? gdzie
odpoczywali? czy gwiazdorzyli? Mnóstwo pytań i domysłów, a do tego
ogromne, jak na tamte czasy nagłośnienie, ekstrawaganckie stroje,
fryzury i to brzmienie! Niesłyszane wcześniej na żywo i niezapomniane!
Prawdziwy dobry rock! Przy „Dziewczynie o perłowych włosach”
sokołowska publiczność oszalała… A wokół budynku ośrodka kultury
kłębiły się nieprzebrane tłumy zrozpaczonych fanów, którym nie udało
się zdobyć biletu na to wiekopomne wydarzenie.
Koncert szybko zyskał miano imprezy stulecia i był szeroko komentowany
w całym kraju. Nie ma się co dziwić, przyjazd Omegi do Sokołowa
Podlaskiego w tamtych czasach można porównać współcześnie do występów
zespołów pokroju Linkin Park lub Kings Of Leon. Dziś takie kapele
grywają na wielkich scenach, stadionach, festiwalach. Kilka tirów
sprzętu, mnóstwo kilowatów, setki ochroniarzy i wielotysięczna
publiczność. Kiedyś bliżej ludzi, mniej komercyjnie i bardziej
spontanicznie.
Koncert Zespołu Omega – jedna z wielu imprez organizowanych przez
Sokołowski Ośrodek Kultury w ciągu 50 lat działalności. Impreza jedna
z wielu, a jednak wyjątkowa i niezapomniana.
Pytany jak to było możliwe ,ze do Sokołowa przyjechali artyści o
których koncerty zabiegały stolice całej ówczesna Europy i chcieli
wystąpić w mieście nie mającym hotelu i w sali nie mającej porównania
do warszawskiej Kongresowej czy katowickiego Spodka, obiecałem że
opowiem jak do tego wydarzenia doszło. Najpierw jednak poczytałem w
kodeksach czy już nic mi nie grozi za sprzedanie „środka trwałego” bez
przetargu . Sprawa się przedawniła więc mogę opowiedzieć bez obaw.że
chłopcy Zbyszka przyjdą po mnie .. Było tak .W Przedsiębiorstwie
Imprez Estradowych W Warszawie pracował pan Henryk Suchodolski. Jako
organizator imprez często bywał w Sokołowie, bo też byliśmy dobrym
partnerem jego firmy. Wszystkie imprezy odbywały się przy pełnej
widowni i życzliwym przyjęciu Sokołowian. Pewnego razu w rozmowie pan
Henryk użalał się na problemy komunikacyjne ograniczające jego
aktywność w rozległym województwie warszawskim. Zaproponowałem mu
zakup naszego służbowego „Junaka” doskonałego i dobrze utrzymanego
motocykla z przyczepą służącego nam do wożenia filmów i aparatury
projekcyjnej w ruchomym kinie oświatowym „Wiedza” Dom Kultury dostał
od pana Romana Madziara szefa powiatowej melioracji samochód pick-up
m-ki Warszawa i motocykl był już nam niepotrzebny a bardzo chciał go
kupić pan Henryk Suchodolski, którego oprowadzałem po schronach
domu kultury. Na widok Junaka Suchodolskiemu zaświeciły się oczy.
Jednym kopnięciem odpaliłem motor. W piwnicach rozległ się
charakterystyczny odgłos równo pracującego silnika. Pan Henryk był
zachwycony. W biurze zadzwoniłem do Janusza Bałkowca kierownika
Wydziału Komunikacji by dowiedzieć się jakie przepisy umożliwiają
sprzedaż pojazdu osobie fizycznej. Było tego sporo, ale znacznie mniej
jak teraz. Powołaliśmy, a jakże, komisję która wyceniła Junaka na
1200 zł. Co nabywcę całkowicie satysfakcjonowało. Gotów był zapłacić
od razu i odjechać „Junakiem” do Warszawy. Widząc wielka determinację
u nabywcy motoru postawiłem dodatkowy warunek. Transakcja dojdzie do
skutku jak zespól „Omega” zagra w Sokołowie. Suchodolski przysiadł z
wrażenia. Chyba pan żartuje panie kierowniku stwierdził ze złością.
Nawet nie zaproponuje kierownictwu Estrady koncertu tego zespołu w
Sokołowie bo by mnie wyśmiano albo wylano z pracy. Ponadto kontrakt
na występy Zespołu Omega w Polsce podpisała Estrada Stołeczna a ja
pracuję w Estradzie wojewódzkiej. To dwie różne i niezależne
przedsiębiorstwa. No to przykro mi ale ja inaczej nie mogę. Też
ryzykuję utratą stanowiska zważywszy ,ze w komisji było dwóch ormowców
chętnych do nabycia motocykla za tak atrakcyjną cenę. Zatem decyzja
należy do pana. Będzie Omega w Sokołowie to po koncercie wyjedzie pan
motorem nawet z pełnym bakiem benzyny. Tak też się stało. Dziś po
wielu latach fani zespołu wspominają ten koncert i też jak obecna
Wicemarszałek Senatu pani Maria Koc pytają jak to było możliwe?.
Ano tak jak napisałem. Dodam jeszcze ,że z brodatym członkiem zespołu,
którego nazwiska nie sposób wymówić .Przy węgierskim tokaju i
polskiej wyborowej zakumplowałem się i dzięki temu niebawem w
Sokołowie mieliśmy Dni Kultury Węgierskiej z kiermaszem sztuki
ludowej oraz wystawę fotografii z Węgierskiego Instytutu Kultury z
ulicy marszałkowskiej w Warszawie Było to daleko jeszcze do grupy
Wyszehradzkiej ale było w Sokołowie i do dziś mile się o tym wspomina
Z wyrazami szacunku
Wacław Kruszewski
https://waclawkruszewski.blogspot.com/
mail: waclawkruszewski@gmail.com
tel: 516 134 365
W książce kalejdoskop wspomnień jest wzmianka ze w latach 60 gdzie była zmiana pokrycia dachu na sok w Sokołowie dachówkę sprzedano rolnikowi . Tym rolnikiem był mój dziadek Czesław Zalewski tato mojego taty z Paczusk. 🙃 jeszcze pamiętam jak budynki gospodarcze były nią pokryte.
Jeśli jeszcze gdzieś trafią mi się przedłużenia tego typu historie dam znać .
Szanowni Państwo,
Pozdrawiam |
W mojej książce "Kalejdoskop Wspomnień " był opis jak zdobywaliśmy pieniądze na remont zalanych przez jesienne deszcze lokali domu kultury przekazanych nam przez Wojewódzki Zarząd Kin w Warszawie w 1964 roku. Dostałem dzisiaj od pana Karola Zalewskiego ciekawą informację na ten temat ,którą publikuję poniżej z podziękowaniem dla autora.
Wielka radość
sprawiła mi wiadomość o odnalezieniu archiwum fotograficznego Powiatowego Domu Kultury w Sokołowie. Archiwum
to powstało w 1964 roku wraz z powstaniem Powiatowego Domu Kultury i zawierało zdjęcia z imprez oraz wszystkich ważniejszych wydarzeń jakie miały
miejsce w naszym mieście i powiecie. Od budowy i otwarcia ważnych inwestycji –
szpitala ,poczty, zakładów mięsnych, pawilonów handlowych, uroczystości
odsłonięcia pomników Mauzoleum Walki i Męczeństwa w Treblince po dewizowy odłów
zajęcy, pożary we wsiach Ceranów i Bielany, obchody świąt państwowych i
religijnych. Są też utrwalone przez fotoreporterów domu kultury wizyty
partyjnych i państwowych dostojników Edwarda Gierka w Sterdyni i Wicepremiera Józefa Tejchmy w Powiatowym Ośrodku
Kultury. Autorami zdjęć byli instruktorzy i członkowie klubu fotograficznego
Powiatowego Domu Kultury a później
Powiatowego Ośrodka Kultury: Leszek Piećko, Wojtek Paczuski , Kuba
Pietrzykowski , Henryk Rudaś ,Michał Kurc , Grzegorz Piaskowski i Henryk
Rosochacki. Klub posiadał doskonałe jak na tamte czasy aparaty fotograficzne z
bogatym wyposażeniem w wymienne obiektywy ,lampy błyskowe, światłomierze, statywy,
powiększalniki, suszarki bębnowe itp. Instruktorzy dysponowali aparatami na
format 6x6(Pentacon six i, Practisix i Kijew prod NRD i ZSRR oraz
małoobrazkowymi lustrzankami Exacta
Varex i Laica i Minolta.Taki sprzęt oraz materiały niemieckiego Kodaka i ,angielskiego Ilforda zdobywane od
profesjonalnych fotoreporterów z CAF-u w połączeniu z umiejętnościami ciągłym doskonaleniem
instruktorów przynosiły chlubę miastu i
domowi kultury. Warto przypomnieć ,że w corocznych konkursach fotograficznych
organizowanych w woj. Warszawskim zwykle zajmowaliśmy pierwsze miejsca. Po nas
był Płock i Wołomin. Miło słyszeć, że nasz specjalista od fotoreportaży z koncertów gwiazd -Kuba
Pietrzykowski z sukcesami prowadzi w USA zakład
fotograficzny w którym zatrudnia
kilku Japończyków robiących zdjęcia chicagowskim Vipom Na stronach internetowych można podziwiać przepiękne zdjęcia współczesnego Sokołowa wykonane przez
Michała Kurca –członka Stowarzyszenia Fotografików Polskich.- laureata wielu
konkursów i wystaw fotograficznych a przede wszystkim bacznego obserwatora
zmieniającego się obok nas i z nami – świata.
Pani dyrektor Sokołowskiego Ośrodka Kultury Maria Koc doceniając historyczną wartość odnalezionych zdjęć zleciła specjalistom ich cyfrowe utrwalenie .Mamy więc na trwałych nośnikach elektronicznych zapisaną historię Sokołowa , powiatu sokołowskiego i jego mieszkańców z czasów PRL-u. Ufając mojej pamięci poprosiła mnie o opisanie tych zdjęć .Podjąłem się tej benedyktyńskiej pracy z wielką przyjemnością i jak zawsze bezinteresownie gdy chodzi o sprawy społeczne Następnie Sokołowski Ośrodek Kultury przygotuję wielką wystawę fotograficzną, która będzie wydarzeniem roku. Nasza redakcja już od dzisiaj , co tydzień będzie publikowała zdjęcia z archiwum domu kultury prosząc czytelników wzbogacenie informacji o rozpoznanych postaciach, obiektach, czasie i ewentualnie autorze fotografii. Archiwum zawiera bowiem reprodukcje starych zdjęć pozyskanych od mieszkańców i Centralne Archiwum Fotograficzne na różne wystawy dokumentalne.
| śr., 18 gru 2024, 13:05 | ![]() ![]() ![]() | ||
|
W 1964 roku Powiatowy Dom Kultury w całym okazałym
budynku miał do swojej dyspozycji dwa pokoje biurowe i jedna salę klubową .
Razem jakieś 80 m2 Tak zaczynaliśmy nasze boje o kulturę w Sokołowie .Żeby nie
ciekło nam na głowy postanowiłem zmienić pokrycie dachowe z dachówki na eternit
– jedyny w miarę dostępny materiał na dachy .Dopilnowaliśmy by wykonawca zdjął
dachówkę starannie , bez uszkodzeń i odsprzedaliśmy ją rolnikowi na pokrycie
obory..Za uzyskane pieniądze przełożono parkiet w sali klubowej i na zdobytym z
Wojewódzkiego Zarządu Kin projektorze 16 M/M rozpoczęliśmy projekcje filmów
krajoznawczych pod nazwą „Wędrujemy bez wiz i paszportów” Filmy te nieodpłatnie
wypożyczaliśmy z ambasady USA co było powodem niezbyt przyjemnych wizyt w
miejscowym Urzędzie Bezpieczeństwa .W
IPN czytałem pracowite donosy szefa Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego majora
Feliksa CH. na siebie jako agenta ambasady amerykańskiej. Było tak. Wojtek Paczuski po krótkiej pracy w
domu kultury dostał się na studia politechniczne w Warszawie. Tam działał
w znanym klubie studentów „Stodoła „Od
niego dowiedziałem się że studenci Politechniki dostają za darmo z ambasady USA ciekawe filmy
dokumentalne przyrodnicze i muzyczne
.Wystarczy napisać list a dostaniemy katalog z którego można wybrać dowolne
filmy i je wyświetlać bez żadnych kosztów. Napisałem do 7 ambasad 3 zachodnich i 4 naszego obozu. Z naszych
odpowiedzieli tylko Węgrzy .Z ambasady amerykańskiej przysłali katalog
zawierający ponad 100 filmów od podboju kosmosu, festiwali jazzowych w New Port ,filmów przyrodniczych z Yellowstone Park po biografie słynnych
muzyków Benny Goodmana ,Kida Ory i
innych. Wystarczy wybrać sobie, przyjechać do ambasady i odebrać. Służbowym Junakiem z koszem ruszyłem w Aleje
Ujazdowskie i z fasonem podjechałem pod budkę milicjanta pilnującego by nikomu z Jankesów nie zrobiono krzywdy w
Warszawie. Załadowałem kilka pudeł z filmami i ile koni w „Junaku” pognałem do
Sokołowa . Zanim jednak zdecydowałem się
na publiczną projekcję czujnie postanowiłem obejrzeć filmy komisyjnie.
Zaprosiłem do domu kultury przedstawicieli komitetu powiatowego PZPR i
Prezydium Powiatowej Rady Narodowej. Po projekcji wszyscy stwierdzili ,ze są to
filmy neutralne pod względem politycznym i można je publicznie pokazać
Sokołowianom. Na drugi dzień wezwano mnie na komendę Milicji Obywatelskiej na przesłuchanie. Zarzuty współpracy z
ambasadą amerykańską postawił mi ,dobroduszny o fizjonomii i posturze biskupa
,sam szef miejscowego urzędu bezpieczeństwa major Feliks CH. Najbardziej
interesowało go ile dostaję dolarów za współpracę. Oczywiście zaprzeczyłem i przyznałem się ,że poczęstowano mnie tylko
jakimś ciemnym słodkim i gazowanym płynem ,który wypiłem bo był upał.
Niedobrze, b niedobrze towarzyszu kierowniku. Nie powinniście tego
amerykańskiego świństwa brać do ust. Nie wiadomo co tam amerykanie wsadzili
.Wyjaśniłem ponad to, że przed publiczną projekcją. dokonaliśmy komisyjnego przeglądu amerykańskich filmów pod kątem zgodności z socjalistyczną polityką naszego państwa .Wprawdzie tej zgodności nie
było ale też nie było żadnych elementów imperialistycznej propagandy, Komisja
,w której składzie był Przewodniczący Prezydium Powiatowej Rady Narodowej i
kierownik Wydziału Propagandy KP. PZPR orzekła
,że filmy można pokazać na publicznej projekcji. Szefa sokołowskiej
bezpieki te wyjaśnienia widać nie zadowoliły bo jeszcze przesłuchiwał członków
komisji i interweniował w Wydziale Kultury i Sztuki w Warszawie, skąd niebawem
wyszło zarządzenie zabraniające kierownikom domów kultury w woj. warszawskim
kontaktów z ambasadami obcych państw. Tak wszechwładna wówczas bezpieka
rozłożyła popularną i lubiana imprezę domu kultury. Sokołowianie nie mieli
prawa nawet wirtualnie wścibiać nosa za
żelazną kurtynę. Dziś takie zwyczaje wydają się nieprawdopodobne. Ale tak było
zapewnia wk i wie co mówi bo był organizatorem tych projekcji.
Stary tekst ale warto go przypomnieć, bo Tak Było ! Na zaproszenie burmistrza Bogdana Karakuli w Niedzielę 27 stycznia Sokołów odwiedzili sędziwi
AK-wcy z
Białorusi.na czele z kapitan Weroniką
Sebastianowicz – niestrudzoną strażniczką pamięci
akowskiej i
niepodległościowej na Kresach. Po mszy świętej w Konkatedrze i złożeniu kwiatów
pod Pomnikiem Żołnierzy AK przy ulicy Kilińskiego burmistrz Bogdan Karakula
zaprosił uczestników na projekcje filmu
poświęconego patriotycznej
działalności grodzieńskich
kombatantów. niezwykle aktywnych w umacnianiu polskości wyrażanych w trzech słowach testamentu Akowców
–Łagierników” z Białorusi BÓG –HONOR- OJCZYZNA. Testament ten złożyli w sanktuarium na Jasnej Górze ufając ,że kolejne pokolenia nie zapomną
o ich wierności poświęceniu i
umiłowaniu Ojczyzny .Wystąpienia przewodniczącego Stowarzyszenia Żołnierzy
AK-Łagierników pana Andrzeja Siedleckiego a przede wszystkim
pani kapitan Sebastianowicz oraz film o” Weronice i Jej Chłopcach „były
autentycznym źródłem wiedzy o nieodległych czasach walki z faszyzmem i
komunizmem tuż za Bugiem a więc w jeszcze trudniejszych warunkach jak w Polsce. Ta wiedza jest ciągle potrzebna ,gdy
uświadomimy sobie ,że w zalewie antypolskiej propagandy nawet prezydentowi Obamie -_doradcy napisali - a on publicznie
wygłosił informację o polskich obozach
zagłady ,myląc hitlerowskich katów z ich ofiarami. Działo się to niedawno
podczas uroczystości uhonorowania Jana
Karskiego Medalem Wolności W prawdzie
prezydent USA za tę oczywistą gafę przeprosił ,ale też dał sygnał ,że wiedza o postawach Polaków
w czasach okupacji nie jest powszechnie znana, w świecie
- nawet wśród absolwentów Harwardu.
Z białego domu piszących
przemówienia prezydentowi USA Tę wiedzę
,w zimną styczniową Niedzielę starali się przekazać mieszkańcom Sokołowa
organizatorzy spotkania z Łagiernikami – Żołnierzami AK z Białorusi .Należy
żałować, że tak mało sokołowiaków chciało
z tej okazji skorzystać .Honoru miasta
bronili niezawodni harcerze i kilku radnych .Wypatrywałem przedstawicieli Stowarzyszenia Sybiraków ,ale
ich nie wypatrzyłem, ani ich sztandaru. Tak samo jak sztandaru i przedstawicieli
środowisk kombatanckich Nieobecnych a .zainteresowanych historią odsyłam do
książki Cezarego Chlebowskiego pt.”
Wachlarz ”dokumentującą m .inn. walkę „chłopców
Weroniki organizowaną przez. Cichociemnych na zagarniętych przez Związek Radziecki po 17
września 1939 roku kresów wschodnich II Rzeczypospolitej .Trzeba tu pamiętać, że
walkę tę podjęli Polacy już w 1941 i 1942 roku kiedy powszechnie, wydawało się
że Niemców nikt nie pokona. Dla wierności przekazu przypomnę, że dr Cezary
Chlebowski bywał w sokołowskim domu kultury w czasach kiedy o Amii Krajowej
pisał tylko Wrocławski Tygodnik Katolicki Podobnie jak Bronisław Troński piszący
o równie niełatwej walce polskiego podziemia na Litwie. Warto przeczytać
książki tych autorów. Zapewne są w naszej bibliotece.
Mało kto wie
i pamięta, że najbogatszy w dziejach Sokołowianin Adolf Lortsch był przed laty
właścicielem stolicy Czeczeni miasta Grożny i pól naftowych w tym dalekim
kraju. Niezwykłe losy rządcy majątków Grodzisk i Kupientyn barwnie opisała Helena Mniszek w powieści
„Panicz” gdzie Adolf Lorstch to
powieściowy Ryszard Denhoff, który powrócił ze szkół do Polski w 1905 roku .by
po śmierci ojca przejąć majątek Grodzisk. W powieści nazwany Wodzewo. Tutaj
poznał Helenę Mniszek z nieodległego majątku Sabnie .W powieści Wodzewo. Całą historię tej znajomości mamy opisaną
w „Paniczu” Kończy ją listem z Ukrainy gdzie
Denhoff marzy o powrocie i zapewnia,ze pokutując tam ciężką pracą i twardym
obowiązkiem dąży do odzyskania zagonu wodzewskiego który wcześniej przehulał i przegrał w karty. Dla pań ,miłośniczek powieści
Mniszkównej pragnę dodać ,że w” Paniczu”
Irena to Helena Mniszek, Ziuta to jej siostra Józefa Moniuszko. Mąż pani
Ziuty, powieściowy Rymsza-to Lucjan
Moniuszko wieloletni sokołowski
sędzia. Jego grób tak jak grób pisarki ,
jej ojca i brata znajdują się na cmentarzu w Zembrowie na przeciw kościoła .Wiejski
cichy cmentarzyk na miejsce spoczynku wybrał wcześniej ojciec Heleny –Michał
Mniszek Tchurznicki. On to zanim podjął ryzyko wydania za własne pieniądze
pierwszej powieści 19 -letniej panienki z sabniowskiego dworu wysłał córkę po opinie do Bolesława
Prusa .Ocena wielkiego pisarza była decydująca dla dalszej pracy .Kolejno
powstawały i znajdowały nabywców powieści „Trędowata” „Ordynat Michorowski”,
”Zaszumiały pióra” ’Panicz”,” Książęta boru”. ”Prymicja”,” Gehenna”,” Czciciele szatana” ,Verte”,” Pustelnik i
Persefona”, ”Prawa ludzi”,” Sfinks”, Królowa Gizela”,” Dziedzictwo”, ”Z ziemi łez
i krwi”, „Kwiat magnolii”, ”Powojenni”, ”Magnesy serc ”oraz
„Słońce ”Ostatnia książka –zrekonstruowana według rękopisu przez wnuczkę
Marię Darkiewicz i wydana po raz pierwszy w 1993 roku. Prasa literacka
potraktowała twórczość Helen Mniszek życzliwie i zupełnie serio. Recenzje j
ej powieści drukowały poważne pisma; ”Kraj”,” Biesiada Literacka”,,
”Bluszcz”, ’Przegląd Powszechny”
.Przypomnijmy tu fragment recenzji dla tych ,którzy nie mają najlepszego zdania
o walorach literackich dzieł naszej rodaczki.
„ Zanim
jeszcze znalazłem czas na przeczytanie dwóch okazałych woluminów, zaznajomiły
się z nimi dwie młode kobiety-„ pisze Wiktor Gomulicki. Każda zwracając mi powieść miała powieki
zaczerwienione .U jednej był to skutek bezsenności; ta „Trędowata” to szalenie zajmująca
powieść ,żem całą noc na czytaniu
spędziła” U drugiej czerwoność pochodziła od łez nad książką wylanych .Wiktor Gomulicki chwali autorkę, która „ kreśli piękne obrazy przyrody
,umie zręcznie prowadzić dialog a w scenach dramatycznych zdobywa się na
siłę” Znajduje też w „Trędowatej ”próbę satyry społecznej i moralizowania na
temat obowiązku arystokracji. Zaś Antoni Lange nazywa Mniszkównę
spadkobierczynią sławy Rodziewiczówny. Warto wiedzieć, ze do 1939 roku powieść:
Trędowata” miała16 wydań i dwie ekranizacje,z1926 roku z Jadwigą Smosarską i w
1936 roku z Elżbietą Barszczewską w roli Stefci Rudeckiej. Po wojnie ,w filmie Jerzego Hoffmana, Stefcie
grała Elżbieta Starostecka .W prasie
dwudziestolecia jest tylko jeden wywiad z popularną pisarką/w „Tygodniku
Polskim” / i jedno zdjęcie/w „Kurierze Warszawskim/dworku w Sabniach z
podpisem’ ; „tam gdzie tworzyła autorka „Trędowatej”
Niewątpliwie
ta powieść przyćmiła następne ,których było aż 20..Wróćmy więc do „Panicza”
wydanego w 1912 roku a więc po wyjeździe
,a raczej ucieczce przed wierzycielami Adolfa Lortscha z Grodziska i
Kupientyna. Początkowo schronił się u swojej siostry Jadwigi Zambrzyckiej a
następnie wyjechał do Kijowa ,gdzie podjął pracę w znanej fabryce maszyn
rolniczych Fowlera. Mieszkał w w
pensjonacie Świderskiego, gdzie poznał niezwykle majętną Marię Pietrowną Buik
-wdowę po baronie Budbergu komendancie rosyjskiej żandarmerii w
Warszawie. Maria Pietrowna, wzruszona losami powieściowego Denhoffa za sprawą
właściciela pensjonatu poznała autentycznego bohatera z
powieści
„Panicz”- Adolfa Lortscha i przyjęła jego oświadczyny .Była starsza od Adolfa
ale jak mawiał jego bratanek,” złote
kajdanki nie ciążą” Tymi złotymi kajdankami były pola naftowe w Czeczenii
dzierżawione Amerykanom za 100 000 dolarów rocznie i miasto Grozny.
Po ślubie” państwo już nie młodzi” wyjechali
do Kisłowodzka gdzie Adolf został prezesem Towarzystwa Kaukaskiego. Wszystkie
pieniądze z dzierżawy inwestował w budowę tego miasta –kurortu .Jestem ciekaw
czy zachował się jakiś materialny ślad tych inwestycji. Uciekając przed
bolszewikami w 1917 roku państwo Lortschowie znaleźli się w Nicei ,gdzie Adolf
Lortsch pełnił funkcję konsula honorowego Rzeczpospolitej Polskiej. Po śmierci
żony w 19934 roku powrócił do Polski i zamieszkał w Hotelu Wiedeńskim swojej siostry
Warszawie. 3 maja 1940 roku został
aresztowany i oskarżony o współpracę agenturalną z Anglikami. 21 czerwca1940
roku wraz z Maciejem Ratajem,
Mieczysławem Niedziałkowskim i Januszem Kusocińskim i wieloma innymi
polskimi patriotami został rozstrzelany w Palmirach „Panicz” –Adolf Lortsch.
Wacław Kruszewski
Z bardzo wielu imprez jakie miałem przyjemność organizować z pracownikami domu kultury w latach- jak mówią teraz „słusznie minionych” -w mojej pamięci pozostało ledwie kilkanaście. Zastanawiam się jak to się dzieje, że nie pamiętam np. koncertu Czesława Niemena a dobrze pamiętam występy bułgarskich piosenkarek Krasymiry Minewy i Margaret Nikołowej Nie wiele pamiętam ze wspaniałego koncertu orkiestry jazowej Gustawa Broma z solistami Heleną Vondraczkovą i Karolem Gottem a dobrze pamiętam ,ze chór filharmoników z Nowosybirska wystąpił w Sokołowie w czarnych garniturach i jasnych brązowych pantoflach hurtem zakupionych w Warszawie. Pamiętam „Trubadurów” ,bo w czasie ich występu tuż za ich plecami runęła z pod stropu sceny metalowa sztanga z maskującą kurtyną. Pamiętam jak Jacek Fedorowicz po słowach” ja jestem gotów stanąć na głowie by państwa rozbawić „zeskoczył ze sceny i przed p. Jadzią Maraskową stanął na rękach a następnie przedefilował w ten sposób przed pierwszym rzędem widzów. Pamiętam dyskusję p. Mirka Zalewskiego z Jerzym Ofierskim. Zalewskiemu- wówczas pracownikowi Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej w Morszkowie -nie podobała się prześmieszna krytyka sołtysa Kierdziołka pod adresem rolników więc wszedł na scenę i obsobaczył popularnego w Polsce artystę. Dostał burzliwe brawa widzów i podziękowania od władz powiatowych Doskonale pamiętam interwencję dyrektora Zbigniewa Koprowskiego śpieszącego z lekarską pomocą omdlałej na scenie Mieczysławie Ćwiklińskiej Pani Miecia zbliżała się do setki a w znakomitej sztuce hiszpańskiego dramaturga Alejandro Casony „Drzewa umierają stojąc” miała tańczyć ze swoim scenicznym partnerem upojne tango. W trosce o zdrowie znakomitej ale i wiekowej artystki uprosiłem dyrektora szpitala o przysłanie lekarza na wieczorne przestawienie. Dyrektor przyszedł osobiście dając dowód troski i zaangażowania w sprawy kultury. Kiedy pani Miecia wyzwoliła się z objęcia partnera i osunęła się teatralnie na fotel widownia zamarła. Doktor Koprowski z podręczną apteczką wbiegł na scenę by po chwili stwierdzić ,ż e to nie zawał a znakomita gra aktorska. Szarmancko podał sędziwej aktorce ramię a ona wstając w fotela podziękowała lekarzowi i widzom swoim niezapomnianym uśmiechem. Braw nie było końca.
Proszą mnie znajomi bym pisał swoje wspomnienia zanim dopadnie mnie jakiś Alzheimer. Będę więc pisał i zachęcał ludzi mojego pokolenia by pozostawili po sobie trwały i prawdziwy ślad w naszej wspólnej historii .Niebawem uzbieram tych tekstów na książkę i jak znajdę sponsorów wydam ją by – jak się teraz ładnie mówi -dać świadectwo prawdzie.
Wacław Kruszewski
Jest w orkiestrach dęych jakaś siła
Śpiewała tak m.in. na koncercie Estrady warszawskiej w Powiatowym Domu Kultury w Sokołowie Halina Kunicka. Koncert prowadził wtedy legendarny konferansjer Lucjan Kydryński, mąż znakomitej piosenkarki. Ta piosenka w wykonaniu Kunickiej stała się szlagierem czasów PRL -u. Bilety na koncert kosztowały po 15 i po 17 zł, z tego połowę lub w całość pokrywały rady zakładowe związków zawodowych. Bywało, że obdarowani darmowymi biletami pracownicy zakładów przed domem kultury odsprzedawali je miłośnikom muzyki, rezygnując z koncertu na rzecz osobistej wizyty w pobliskim sklepie monopolowym o wdzięcznej nazwie „Bociany”. Cóż było robić, klasa robotnicza mimo wielu udogodnień i zachęt nie zawsze dawała się skusić na bezpośrednie obcowanie z kulturą. Za to w sprawozdaniach wszystko grało i nigdy nie brakowało nam widzów na koncertach i spektaklach teatralnych. W Sokołowie koncertowały zaś największe polskie i zagraniczne gwiazdy estrady. W sali widowiskowej mającej 420 miejsc upychało się na dostawionych krzesłach nawet 600 widzów. Sokołowianie zapewne pamiętają koncerty orkiestry Polskiego Radia pod batutą Stefana Rachonia z Ireną Santor, czechosłowackiej orkiestry Gustawa Broma z Heleną Vondraczkową i Karelem Gottem, węgierskiego zespołu z czołówki światowej listy przebojów Omega, orkiestry i chóru filharmoników z Nowosybirska odległego od Sokołowa o, bagatela, 6 tysięcy km. Ulubieńcy instrumentów dętych wspominają konc