niedziela, 5 stycznia 2025

 

Z bardzo wielu imprez jakie miałem przyjemność organizować z pracownikami domu kultury w latach- jak mówią teraz „słusznie minionych” -w mojej pamięci pozostało ledwie kilkanaście. Zastanawiam się jak to się dzieje, że nie pamiętam np. koncertu Czesława Niemena a dobrze pamiętam występy bułgarskich piosenkarek Krasymiry Minewy i Margaret Nikołowej Nie wiele pamiętam ze wspaniałego koncertu orkiestry jazowej Gustawa Broma z solistami Heleną Vondraczkovą i Karolem Gottem a dobrze pamiętam ,ze chór filharmoników z Nowosybirska wystąpił w Sokołowie w czarnych garniturach i jasnych brązowych pantoflach hurtem zakupionych w Warszawie. Pamiętam „Trubadurów” ,bo w czasie ich występu tuż za ich plecami runęła z pod stropu sceny metalowa sztanga z maskującą kurtyną. Pamiętam jak Jacek Fedorowicz po słowach” ja jestem gotów stanąć na głowie by państwa rozbawić „zeskoczył ze sceny i przed p. Jadzią Maraskową stanął na rękach a następnie przedefilował w ten sposób przed pierwszym rzędem widzów. Pamiętam dyskusję p. Mirka Zalewskiego z Jerzym Ofierskim. Zalewskiemu- wówczas pracownikowi Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej w Morszkowie -nie podobała się prześmieszna krytyka sołtysa Kierdziołka pod adresem rolników więc wszedł na scenę i obsobaczył popularnego w Polsce artystę. Dostał burzliwe brawa widzów i podziękowania od władz powiatowych Doskonale pamiętam interwencję dyrektora Zbigniewa Koprowskiego śpieszącego z lekarską pomocą omdlałej na scenie Mieczysławie Ćwiklińskiej Pani Miecia zbliżała się do setki a w znakomitej sztuce hiszpańskiego dramaturga Alejandro Casony „Drzewa umierają stojąc” miała tańczyć ze swoim scenicznym partnerem upojne tango. W trosce o zdrowie znakomitej ale i wiekowej artystki uprosiłem dyrektora szpitala o przysłanie lekarza na wieczorne przestawienie. Dyrektor przyszedł osobiście dając dowód troski i zaangażowania w sprawy kultury. Kiedy pani Miecia wyzwoliła się z objęcia partnera i osunęła się teatralnie na fotel widownia zamarła. Doktor Koprowski z podręczną apteczką wbiegł na scenę by po chwili stwierdzić ,ż e to nie zawał a znakomita gra aktorska. Szarmancko podał sędziwej aktorce ramię a ona wstając w fotela podziękowała lekarzowi i widzom swoim niezapomnianym uśmiechem. Braw nie było końca.

Proszą mnie znajomi bym pisał swoje wspomnienia zanim dopadnie mnie jakiś Alzheimer. Będę więc pisał i zachęcał ludzi mojego pokolenia by pozostawili po sobie trwały i prawdziwy ślad w naszej wspólnej historii .Niebawem uzbieram tych tekstów na książkę i jak znajdę sponsorów wydam ją by – jak się teraz ładnie mówi -dać świadectwo prawdzie.

Wacław Kruszewski

 Jest w orkiestrach dęych  jakaś siła

Śpiewała tak m.in. na koncercie Estrady warszawskiej w Powiatowym Domu Kultury w Sokołowie Halina Kunicka. Koncert prowadził wtedy legendarny konferansjer Lucjan Kydryński, mąż znakomitej piosenkarki. Ta piosenka w wykonaniu Kunickiej stała się szlagierem czasów PRL -u. Bilety na koncert kosztowały po 15 i po 17 zł, z tego połowę lub w całość pokrywały rady zakładowe związków zawodowych. Bywało, że obdarowani darmowymi biletami pracownicy zakładów przed domem kultury odsprzedawali je miłośnikom muzyki, rezygnując z koncertu na rzecz osobistej wizyty w pobliskim sklepie monopolowym o wdzięcznej nazwie „Bociany”. Cóż było robić, klasa robotnicza mimo wielu udogodnień i zachęt nie zawsze dawała się skusić na bezpośrednie obcowanie z kulturą. Za to w sprawozdaniach wszystko grało i nigdy nie brakowało nam widzów na koncertach i spektaklach teatralnych. W Sokołowie koncertowały zaś największe polskie i zagraniczne gwiazdy estrady. W sali widowiskowej mającej 420 miejsc upychało się na dostawionych krzesłach nawet 600 widzów. Sokołowianie zapewne pamiętają koncerty orkiestry Polskiego Radia pod batutą Stefana Rachonia z Ireną Santor, czechosłowackiej orkiestry Gustawa Broma z Heleną Vondraczkową i Karelem Gottem, węgierskiego zespołu z czołówki światowej listy przebojów Omega, orkiestry i chóru filharmoników z Nowosybirska odległego od Sokołowa o, bagatela, 6 tysięcy km. Ulubieńcy instrumentów dętych wspominają konc

  Z bardzo wielu imprez jakie miałem przyjemność organizować z pracownikami domu kultury w latach- jak mówią teraz „słusznie minionych” -...