Album
Rodzinny. Spotkania w Bibliotece Miejskiej im. Gałczyńskiego.
Zdjęcia z
odsłonięcia pomnika w Paulinowie poświęconego Henrykowi Oleksiakowi „Wichurze”.
Z archiwum Wacława Kruszewskiego.
Zaprosili
mnie pani Maria Koc - dyrektor Sokołowskiego Ośrodka Kultury i pan Stanisław
Oleksiak - Prezes Zarządu Głównego Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej
na spotkanie z cyklu „Album Rodzinny Sokołowa Podlaskiego”. Te spotkania to w
mojej ocenie jedna z najlepszych form edukacyjnych i integracyjnych imprez
Sokołowskiego Ośrodka Kultury. Wcześniej gościliśmy w Sokołowie wnuka Księcia
Michała Ogińskiego - pana Ivo Załuskiego i profesora Wojciecha Pędicha - syna
znanego fotografa, społecznika i burmistrza Sokołowa. Na tych spotkaniach nie
byłem osobiście, ale słyszałem, że była możliwość zadawania pytań, co nie tylko
wzbogaciło ich wartość edukacyjną, ale i zmobilizowało słuchaczy do aktywności.
Szedłem więc na kolejne spotkanie z kilkoma pytaniami, na które nie znalazłem odpowiedzi
mimo, że w tematyce AK-owskiej jestem zorientowany, o czym świadczą moje
felietony zamieszczane w lokalnych gazetach. Wiedzę o Armii Krajowej wyniosłem
z opowieści dziadka Pawła z Bachorzy i radia marki Pionier słuchanego
konspiracyjnie u Bolka Bałkowca w jego domu przy moście na ulicy Siedleckiej.
Przy tym nasze konspiracyjne metody słuchania audycji Radia Wolna Europa nie
wynikały z obawy o ewentualne represje węszącej bezpieki, ale z możliwości
narażenia się na gniew instytucji znacznie bardziej dla nas srogiej, to jest
mamy Bolka pilnującej, byśmy odrabiali lekcje a nie słuchali wrogich rozgłośni.
Mając więc wybór: poznanie zakazanych i przemilczanych w szkole tematów lub
łamanie sobie głowy sinusami i kosinusami wybieraliśmy audycje Jana Nowaka
Jeziorańskiego czego ani Bolek ani ja nie żałujemy do dziś. W późniejszym
okresie tę wiedzę wzbogacałem czytając Wrocławski Tygodnik Katolicki, który
tematyce podziemnego państwa polskiego i Armii Krajowej poświęcał całe strony.
Czytał ten tygodnik nawet I sekretarz KP PZPR Kazimierz Witt, ale bał się go
kupować osobiście w istniejącym do dziś kiosku Ruchu-u przy skwerze Adama
Mickiewicza i prosił mnie bym dostarczał mu gazetę owiniętą w "Trybunę Ludu".
Były to czasy mojego kierowania Powiatowym Domem Kultury. Znając zainteresowania
sekretarza tematyką AK-owską postanowiłem przerwać panujące wokół tego tematu tabu
i zorganizować pierwsze w Sokołowie publiczne spotkanie z żyjącymi żołnierzami
AK z naszego regionu. Okazją do tego stało się wydanie książki pt. „Droga przez
las” Witolda Retki. Zdobyłem kilka egzemplarzy i dałem uczestnikom opisanych
tam wydarzeń by poznali jak ich walkę z okupantem opisał autor tej pierwszej
książki o partyzantach AK z oddziału „Wichury” Oleksiaka wydanej przez
wydawnictwo „Iskry” w 1964 roku. Po kilku dniach odebrałem kilkanaście
niepochlebnych opinii o samym autorze i jego książce. Mając zapewnienie, że na
spotkaniu z autorem powiedzą jak było naprawdę z wysadzeniem magazynów paliwa
na stadionie w Sokołowie, odbiciem więźniów czy spaleniem akt niemieckiego
urzędu pracy przy ulicy Wolności, zaprosiłem Witolda Retkę do Sokołowa na
spotkanie autorskie w ramach obchodów Dni Oświaty, Książki i Prasy. Żeby nadać
temu spotkaniu godną rangę uprosiłem profesora Antoniego Piotrkowskiego by
zechciał je poprowadzić w kawiarni „Niespodzianka” - jedynym wtedy wyposażonym w
meble lokalu ciągle budującego się Powiatowego Domu Kultury. Na zapowiedziane
plakatami i przez radiowęzeł spotkanie przyszły tłumy, ale mimo apelów
profesora i moich nikt z zebranych nie zadał ani jednego pytania. Nikt nie
sprostował nieprawdziwych opisów i pod tym względem była to moja porażka. Przepraszałem
autora jak umiałem, tym bardziej, że wcześniej zapewniałem go o ciekawych
informacjach, jakie uzyska z ust żyjących bohaterów swojej książki, a mogłoby
się to przyczynić do poprawienia treści w kolejnym wydaniu książki. Witold
Retka był tym szczerze zainteresowany, dlatego przyjął zaproszenie właśnie do
Sokołowa, chociaż miał liczne propozycje z warszawskich domów kultury i
świetlic robotniczych. Tak w maju 1964 roku poznałem pana Stanisława Oleksiaka,
żonę jego brata Henryka, panią Zofię Zalewską - Oleksiak i ich syna.
Zainteresowanych losami „Wichury” odsyłam do ciekawej książki- pamiętnika, jaki
zdążyła napisać pani Zofia pod takim właśnie tytułem. Książka jest w naszej
bibliotece, a chociaż podniszczona licznym wypożyczeniami, to paniom
bibliotekarkom ujmy nie przynosi, bo świadczy o zainteresowaniu czytelników
ipopularnością tej książki wśród Sokołowian. Wracajmy jednak do tego majowego
spotkania żołnierzy AK z pisarzem w 1964 roku. Kiedy już w biurze po spotkaniu
wypłacałem autorowi honorarium zadzwonił telefon. Pełen obaw podniosłem
słuchawkę, ale w niej odezwał się znajomy głos pana Jasia Adamczyka z
propozycją bym przyjechał do hotelu pani Ireny Kucewiczowej i wziął ze sobą
pisarza, aby tu w lokalu, gdzie nie ma ubeków posłuchał ich relacji. Na moją
uwagę, że mogli przecież swobodnie wypowiedzieć się w kawiarni pan Jasio zarzucił
mi, że zaprosiłem tam na spotkanie ubeków i chciałem, by przy nich mówili o
sprawach, za które wielu z nich przesiedziało po parę lat w więzieniach. Pisarz
nie wyraził zgody i wyjechał do Warszawy uznając, że zrobił już swoje i za co
otrzymał przecież należne honorarium. Spakowałem więc magnetofon marki Tonette
i sam pojechałem Warszawą na ulicę Franciszka Wilczyńskiego, gdzie w drewnianym,
piętrowym budynku mieścił się hotel pani Kucewiczowej- miejsce spotkań
sokołowskich żołnierzy Wichury Oleksiaka. Nagrałem ich swobodne i barwne
opowieści, które opisane, wzbogaciły archiwum Studia Nagrań Powiatowego Domu
Kultury. Niestety moi następcy mieli inny stosunek do naszej najnowszej
historii i ślad po tych nagraniach zaginął. Na szczęście, kierujące dzisiaj
instytucjami kultury w mieście panie Maria Koc i Hanna Lecyk dbają by wszystko,
co w historii Sokołowa jest ważne, zostało zachowane. „Album Rodzinny
Sokołowa”- cykliczne spotkania ze znanymi i zasłużonymi dla naszego miasta ludźmi,
organizowane przez Sokołowski Ośrodek Kultury czy prowadzona przez bibliotekę
Pracownia Dokumentacji Dziejów Miasta i portal internetowy gromadzący i
prezentujący archiwalne zdjęcia Sokołowa i jego mieszkańców zasługują na
powszechne uznanie. Na koniec jednak mała łyżeczka dziegciu do beczki miodu,
jaką uczciliśmy pobyt w Sokołowie Przewodniczącego Zarządu Głównego ŚZŻ AK
Stanisława Oleksiaka - niestrudzonego strażnika pamięci AK-owskiej, jak
zasłużenie nazwałem Go w jednym z moich felietonów. Dlaczego organizatorzy tego
spotkania nie dali możliwości zadawania pytań bądź wypowiedzi licznie przybyłym
słuchaczom? Czyżby ubecja w Sokołowie była wiecznie żywa?
Wacław Kruszewski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz