Historia jednej fotografii: Wielkanoc w Łuzkach
Z tysięcy zachowanych i utrwalonych w zapisie cyfrowym zdjęć pochodzących z archiwum Sokołowskiego Ośrodka Kultury moją wyobraźnią zawładnęło jedno zdjęcie: fotografia dzieci trzymających koszyczki z wielkanocną święconką i stojących na tle ganku dworku Tyborowskich w Łuzkach koło Jabłonny Lackiej. Zdjęcie to udostępniła mi kiedyś pani Marta Tyborowska-Kalicka, córka właścicieli majątku w Łuzkach. W pracowni fotograficznej Powiatowego Domu Kultur wykonano reprodukcję tego zdjęcia, kliszę opisano i złożono do archiwum tak, jak wiele innych. Gromadziliśmy w tym archiwum wszystkie ważne dokumenty z historii naszego miasta i powiatu, chętnie udostępniane nam przez mieszkańców. I oto po latach to zdjęcie znowu do mnie trafiło, bo odnaleziono archiwum fotograficzne Powiatowego Domu Kultury. Pani Maria Koc, której zawdzięczamy uratowanie i utrwalenie w zapisie cyfrowym tysięcy zdjęć dokumentujących naszą historię chce, by je teraz profesjonalnie skatalogować według wymogów przyjętych w archiwach. Trzeba więc będzie dowiedzieć się kto wykonał to zdjęcie i kiedy, kto na nim jest uwieczniony i w jakich okolicznościach wykonano tę fotografię.
Następnie, gdy już
znajdę odpowiedź na te pytania, to trzeba będzie jeszcze zidentyfikować
sfotografowane osoby. Będzie dla mnie zajęciem fascynującym, chociaż pewnie trudnym
po, jak sądzę 70 latach od jego wykonania. Zabrałem się jednak z zapałem do
pracy. Postanowiłem posłużyć się metodą dedukcji stosowaną przez mojego ulubionego
bohatera z dzieciństwa, Sherlocka Holmesa, ale już wzbogaconą o narzędzia,
których genialny detektyw nie miał, a ja mam, bo mam komputer. Tak
przygotowany, przystąpiłem do działania. Najpierw powiększyłem fotkę do formatu
A4 i wyostrzyłem ją. Następnie poczytałem sobie o obyczajach panujących w
szlacheckich dworach w czasach okupacji i tuż po wojnie. Tu pomocny był
Internet i ciekawa książka Sławomira Kordaczuka pt. „Dzieje wojenne i powojenne
szlachty podlaskiej” wydana przez Muzeum Regionalne w Siedlcach. Sugerując się
wiekiem dzieci i dorosłych, ich ubiorami i po sprawdzeniu danych meteorologicznych
oraz kalendarza liturgicznego mojej babci, doszedłem do wniosku, że tak ciepłe
Święta Wielkanocne były w 1943 roku, 25 kwietnia. Dowód: na zdjęciu niektóre
dzieci są boso. Dalej chciałem ustalić, kto wykonał to zdjęcie? Czy był to Jan
Pędich, burmistrz miasta i kronikarz dziejów sokołowian? Raczej nie, bo to nie
ta technika i jakość, jaka go charakteryzowała. Ponadto w czasach okupacji
byłoby to przedsięwzięcie bardzo ryzykowne. A może zdjęcie zrobiła któraś z
córek Adama Tyborowskiego? W łuzeckim majątku i we dworze rządził wtedy okupacyjny
nadzorca, który co prawda pozwolił mieszkać w nim właścicielce, ale posiadanie
aparatu fotograficznego przez rodzinę polskiego oficera przebywającego w
niemieckiej niewoli było niebezpieczne. Adam Tyborowski dostał się do niewoli, walcząc
w szeregach Podlaskiej Brygady Kawalerii pod dowództwem gen. Ludwika
Kmicic-Skrzyńskiego. Córka Adam Tyborowskiego, Anna wyszła za mąż za Eugeniusza
Solskiego. Co więcej, komandor Eugeniusz Solski był dowódcą umocnionego rejonu
obronnego wybrzeża Bałtyku obejmującego Półwysep Helski, z którego zdobyciem
Niemcy długo nie mogli sobie poradzić.
Tego, że wielkanocną
fotografię wykonała Anna Solska dowodzi takie samo zdjęcie formatu 6x9 cm, które
mam w swoich prywatnych zbiorach. Na zdjęciu jest para nowożeńców; są to rodzice
mojej żony Teresy. Ząbkowane krawędzie obu tych zdjęć świadczą o jednorodnym
pochodzeniu i wykonawstwie odbitek. Nina Solska była obecna na weselu Antoniego
i Andzi i nie tylko utrwaliła na zdjęciu Parę Młodą, ale także opisała to
wesele w swoim pamiętniku. Do końca życia Nina Solska pielęgnowała również przyjacielskie
stosunki z moją teściową i przesyłała jej listy i zdjęcia ze swoich licznych
podróży po świecie.
Po wielu latach, sam będąc
w podróży zagranicznej w 1976 roku dostałem zadanie odnaleźć „ciocię Ninę” w
Paryżu, gdzie mieszkała w domu przy rue Buffon 33. Wyrwałem więc kilka godzin z
mojego programu badania sposobu organizacji i finansowania kultury w Republice
Francji i wybrałem się z mapą Paryża w rękach szukać żony komandora. Miałem również
przekazać jej pozdrowienia od Andzi i wręczyć lniane, haftowane serwetki z
łuzeckiego dworu; tego samego, w którym odbyło się wesele moich teściów, 7
marca 1943 roku. Było to ostatnie w nim wesele, bo dwór ten jako materialny
dowód obecności podlaskiego ziemiaństwa uległ zniszczeniu.
Aby dowiedzieć się
więcej o tym okresie naszej historii, warto przeczytać wspomnianą książkę
Sławomira Kordaczuka, w której obok historii rodziny Tyborowskich z Łuzek znalazły
się również opisy tragicznych losów rodzin Lubicz-Wolińskich z Kosowa Lackiego,
Żółkowskich z Grodziska, Bujalskich z Jabłonny Lackiej i wielu innych naszych
rodaków. Warto także zastanowić się, czy ciągłe rewolucyjne zmiany, jakie sobie
jako państwo i społeczeństwo fundujemy, nie kosztują nas zbyt wiele, i czy nie
lepsza byłaby kontynuacja i naprawa tego co było złe. Zniszczenie bowiem ziemiaństwa
jako klasy społecznej w zamian za poparcie nowej władzy przez chłopów i
robotników tylko na krótko się opłaciło, a strat nie odbudujemy przez
pokolenia.
Wacław Kruszewski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz