Z pamiętnika działacza kultury
Jak wiadomo, w latach powojennych w kulturze i sztuce nie było nowych inwestycji
w tzw. terenie, a Siedlce, zanim stały się stolicą województwa siedleckiego,
nie miały lokali dla wojewódzkich instytucji kultury: Wojewódzkiej Biblioteki
Publicznej, Muzeum, Biura Badań i Dokumentacji Zabytków a przede wszystkim dla Centrum
Kultury i Sztuki województwa siedleckiego, które z tego powodu umieszczono na parę
lat w Sokołowie. Po prawdzie, inne resorty też miały wtedy siedziby w byłych miastach
powiatowych. W tej sytuacji opracowaliśmy program pozyskania bazy dla kultury w
systemie nieinwestycyjnym, przez remonty i adaptacje wytypowanych obiektów,
głównie zabytkowych. Nasz pomysł poparł prof. Wiktor Zin, a minister Wacław
Janas zapewnił środki na jego realizację. Był taki rok, w którym prowadziliśmy
30 remontów obiektów kultury W Mińsku Mazowieckim był to remont okazałego
pałacu, adaptacja budynku spółdzielni mieszkaniowej z przeznaczeniem na Państwową
Szkołę Muzyczną i budowa nowego kina, w Siedlcach remont Ratusza i Hali Targowej
oraz adaptacja świetlicy MPRB na kino i salę widowiskową oraz siedzibę Centrum
Kultury i Sztuki woj. siedleckiego, w Węgrowie budowa Domu Kultury z kinem i salą
na 400 miejsc, remont zabytkowego Domu Kupców Gdańskich i domu Lipki, w Łukowie
remont Muzeum Regionalnego i adaptacja łaźni miejskiej na Młodzieżowy Dom
Kultury. W gminach rozległego woj. siedleckiego budowano najczęściej w czynach
społecznych Gminne Ośrodki Kultury i tak o nowe obiekty wzbogacił się Kosów
Lacki, Sterdyń i Repki w pow. sokołowskim; Łochów, Miedzna, Stoczek w pow. węgrowskim;
Wiśniew, Zbuczyn, Mordy, Chodów w pow. siedleckim; Żelechów, Parysów, Sobienie
Jeziory w pow. garwolińskim; Dobre i Kałuszyn w pow. mińsko-mazowieckim. Powodem
satysfakcji mojej i moich współpracowników były także remonty zabytkowych
dworków, a były to: w Woli Okrzejskiej Muzeum Henryka Sienkiewicza, w Maciejowicach
Muzeum Tadeusza Kościuszki, w Chlewiskach Dom Pracy Twórczej „Reymontówka” i w Suchożebrach
Ośrodek Kultury Ziemiańskiej. Nie udało się jednakże dokończyć remontu
zabytkowego pałacu w Patrykozach, który miał być siedzibą Uniwersytetu Ludowego
kształcącego kadry dla wiejskich klubów kultury. A było ich w województwie
siedleckim aż 465; w połowie prowadzonych przez Gminne Spółdzielnie SCH i Przedsiębiorstwo
„RUCH”. Nie dane nam było także dokończenie remontu pałacu Ossolińskich i Krasińskich
w Sterdyni, w którym mieli doskonalić swój muzyczny warsztat uczestnicy
Międzynarodowych Konkursów Pianistycznych im. Fryderyka Chopina. Oba te pałace
w niezbyt jasnych okolicznościach przeszły w ręce nowych, prywatnych
właścicieli, bo powiał wiatr zmian i nadszedł taki czas, że kultura musiała
przegrać z biznesem. Przeglądam teraz różne dokumenty i publikacje z tego
okresu i zastanawiam się, jak to było możliwe, że udało się nam tyle zrobić,
pokonać tyle biurokratycznych, bezsensownych przepisów, zdobyć nieosiągalne
materiały i wykonawstwo a przy tym wszystkim nie podpaść różnym komisjom
czyhającym na byle potknięcie.
Oto dwa
przykłady. Na remont okazałej klatki schodowej w pałacu w Mińsku Mazowieckim
potrzebna była pilnie sucha dębina. Tarcica dębowa była uznawana za towar
luksusowy i podlegała reglamentacji. Zdobycie tego materiału przez państwową
firmę graniczyło z cudem. Niewielkie ilości można było zdobyć u prywatnych
rzemieślników, wykonawców trumien, Tu jednak potrzebny był przydział tzw. limitu
dla sektora nieuspołecznionego, a dodatkowo trzeba zapłacić za luksusowy
materiał równowartość zakupionego towaru Skarbowi Państwa. Nadzorujący kulturę
Wicewojewoda Siedlecki dr Jan Marek Zelent wystarał się o dodatkowy przydział
tarcicy dębowej w Ministerstwie Rolnictwa i Leśnictwa, gdzie pracował wcześniej
Dostaliśmy przydział, którym podzielono się z tartakiem, a następnie uzyskaną
mokrą tarcicę wymieniono na sezonowaną. W tym ciągu nieformalnych albo jak
chcecie, wielce ryzykownych poczynań, każdy był zadowolony. I leśnicy, bo dostali
nagrody i tartak, i trumniarze i wykonawca, który dostał upragniony materiał,
dzięki któremu mógł zdążyć z ukończeniem remontu pałacu Doria Dernałowiczów, planowanego
na Dzień Działacza Kultury, jaki wyznaczono na 19 maja 1988 roku. Wszystko
zostało dopięte, remont ukończono na czas a otwarcia obiektu dokonał prof. Aleksander
Krawczuk, ówczesny Minister Kultury i Sztuki.
Przykład drugi: Jak wiadomo, co cenniejsze dwory i pałace kryte były blachą miedzianą, która oczywiście była materiałem i luksusowym i reglamentowanym. Szczęśliwie się jednak tak złożyło, że takiej właśnie blachy potrzebował ks. proboszcz z Garwolina na wymianę pokrycia dachu tamtejszego kościoła. Żeby dostać przydział na jej zakup, musiał uzyskać opinię Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków mówiącą, że kościół ma status obiektu chronionego. A pan Zygfryd Czapski był zdyscyplinowanym i lojalnym pracownikiem i kiedy zgłosił się do niego ze swoją sprawą proboszcz z Garwolina, zanim przyłożył pieczątkę na podaniu o uznanie kościoła za obiekt zabytkowy, zapytał co o tym sądzę. Wspólnie uprosiliśmy księdza proboszcza, by zechciał zwiększyć swoje potrzeby o całe (bagatelka!) 10 ton blachy potrzebnej nam na dworki w Chlewiskach i Suchożebrach. Ksiądz uznał na nasze szczęście, że ratowanie zabytków to zbożny cel i chętnie się do niego przyłączył. Z parafialną kasą pojechał do Centrali Materiałów Nieżelaznych w Gliwicach, skąd przywiózł asygnaty na zakup blachy i dla siebie i dla nas. Ale nie wszystko szło tak gładko. Pewnego razu zostałem wezwany na komisję budżetową WRN z zarzutem niegospodarności i trwonienia państwowych pieniędzy. Powodem tego było ułożenie marmurowej posadzki w holu i na schodach zabytkowego siedleckiego Ratusza. Tłumaczyłem komisji, że o wyborze takiej właśnie posadzki zdecydowali projektanci z Pracowni Konserwacji Zabytów „Zamek” w Warszawie a sama dokumentacja została zatwierdzona przez odpowiednie organy administracji państwowej. Pozwolenie na remont zostało wydane. Wykonawca remontu, Pracownia Konserwacji Zabytków oddział Lublin zdobyła wymagane marmurowe płyty odpowiednich formatów i kolorów, zgodnych z projektem wnętrz sal muzealnych. Ponadto pieniądze na remont pochodzą z Funduszu Rozwoju Kultury, a nie z budżetu, a Ratusz jest przeznaczony na siedzibę Muzeum Okręgowego, a więc instytucję kultury, która powinna mieć trwałą i estetyczną posadzkę. Żadne moje argumenty jednakże nie trafiały do przekonania przewodniczącego komisji. Przed głosowaniem nad wcześniej przygotowanym i uzgodnionym w „białym domu” wnioskiem, potwierdzającym absurdalne zarzuty niegospodarności, przewodniczący Wojewódzkiej Rady Narodowej pan Stanisław Lewocik zadał mi jednak pytanie: „Ile kosztuje m. kw. takiej marmurowej posadzki?” Bez zaglądania do dokumentów, w które zaopatrzył mnie konserwator, odpowiedziałem zgodnie prawdą: „240 000 zł robocizna i materiał”. „To ja tu nie widzę problemu, skoro m. kw. obory dla krów kosztuje 300 000 zł”. Pozwolono mi więc opuścić posiedzenie komisji, która natychmiast zajęła się badaniem niegospodarności w innych Wydziałach Urzędu Wojewódzkiego. Dociekliwy czytelnik tego tekstu zapewne zauważył, że Kopyrskiemu chodziło o m. kw. posadzki a Lewocikowi pasowała do celnej riposty ta sama jednostka, lecz odnosząca się zapewne do ceny kubaturowej obory dla krów. Nikt jednak z członków komisji nie chciał tej znaczącej różnicy metodologicznej kwestionować. Dziś tłumaczę to sobie jako ujawnianie różnic pomiędzy przedstawicielami hegemonistycznej partii rządzącej a jej sojusznikiem, bowiem kierownik komisji budżetowej towarzysz Jan Kopyrski reprezentował w Wojewódzkiej Radzie Narodowej PZPR, ale jej przewodniczącym był Stanisław Lewocik z ZSL-u…
Wacław Kruszewski