Koło Diabetyków w Sokołowie
W Polsce jest dwa miliony chorych na cukrzycę. Nie wiem ilu moich rodaków, mieszkańców Sokołowa dotknęła ta podstępna choroba, którą sami sobie aplikujemy. Jak bowiem wynika z badań przyszła do nas i dobrze się rozwija wraz z rozwojem cywilizacyjnym, zmianami w sposobie żywienia, zmniejszeniem aktywności fizycznej, różnymi wynalazkami, które ułatwiają nam i uprzyjemniają życie za cenę m.in. coraz groźniejszych chorób jak rak, HIV, czy cACukrzyca. Takie są odwieczne prawa natury i nic w przyrodzie nie dzieje się bez konsekwencji. Najczęściej uświadamiamy to sobie dopiero wtedy gdy nałogowego palacza dopadnie rak płuc, wielbicieli trunków i tłustych zakąsek cukrzyca a „kochających inaczej” HIV. Wtedy szukamy pomocy i ratunku, na które czasami jest już za późno. W tych moich przemyśleniach dopatrzyłem się braku logiki, gdy pojechałem z pięćdziesięcioosobową grupą diabetyków sokołowskich na wycieczkę integracyjno - zdrowotną do Warszawy. Trzydniowa wycieczka, na którą zaprosili mnie Andrzej Kublik i Witek Grądzki, kierujący pracami sokołowskiego koła Polskiego Stowarzyszenia Diabetyków była całkowicie darmowa, bo współfinansowała ją Unia Europejska w ramach projektu „Podniesienie kwalifikacji zawodowych i rehabilitacja zdrowotna osób zagrożonych wykluczeniem społecznym”. Podnosić kwalifikacji zawodowych nie muszę, bo tych, które posiadam i tak nie mam jak wykorzystać. Nie chcę być wykluczony społecznie a rehabilitacja zdrowotna mnie bardzo interesuje, odkąd na wrześniowych imieninach nie pojawili się jak zawsze moi koledzy - Jasio, Włodek, Wojtek i Zygmunio. Ten brak logiki, a bardziej brak wiedzy powstał, gdy po latach wielu spotkałem Witka Grądzkiego, z którym dzieliłem najpiękniejsze lata pracy w Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Sokołowie; on w Oświacie, ja w Kulturze, a więc blisko siebie. Jego (chociaż jak przystało na pedagoga żył skromnie i nie ulegał żadnym pokusom) dopadła ta straszna choroba i odebrała mu wzrok. Co to znaczy dla człowieka zakochanego w książkach można sobie wyobrazić. To, czego w Oświacie nie godziło się robić, w Kulturze należało do rytuału. Nie wypadało przecież odmówić głodnej Violetcie Villas pójścia na obiad do „Podlasianki” czy Mieczysławowi Foggowi wypicia toastu z kubka, który uratował z Powstania Warszawskiego a rocznica powstania wypadła właśnie w czasie koncertu mistrza w Sokołowie. Tak więc niezbadane są wyroki Opatrzności: ja piszę i czytam bez okularów a Witek zmaga się z codziennymi czynnościami rozpoznając kolegów po głosie. Nie wychodzi jednak z roli prawdziwego pedagoga, dzieli się swoją bogatą wiedzą z przeszłości naszego miasta i powiatu a także wiedzą sprawdzoną na sobie o przyczynach i skutkach cukrzycy. Wtorkowe spotkania w siedzibie Koła Diabetyków na parterze budynku sokołowskiego Magistratu są bardzo pożyteczne i inspirujące. Przychodzi na nie coraz więcej mieszkańców miasta. Wielu zapisuje się do stowarzyszenia by razem zdobywać wiedzę i praktycznie stosować profilaktykę, zwalczającą bądź zapobiegającą tej podstępnej chorobie, uczestniczyć w wycieczkach, takich jak ta do Warszawy w końcu września, gdzie w bogatym programie umiejętnie połączono miłe zwiedzanie zabytków i atrakcyjnych obiektów Warszawy z pożytecznymi wykładami w siedzibie Mazowieckiego Oddziału PSD prowadzonych przez uznanych specjalistów diabetologów. Organizatorzy, co godne jest podkreślenia, zadbali o wszystko na co mieli wpływ i pieniądze. Nad bezpieczeństwem uczestników wycieczki czuwała pielęgniarka diabetologiczna pani Hanna Borowiecka. W hotelu i w restauracjach serwowano dania zgodne z wymogami diety cukrzycowej. Tylko pogoda nie była zbyt łaskawa, szczególnie wieczorem w czasie pokazu multimedialnego fontann na Podzamczu. Jeździliśmy i chodziliśmy dużo. Z okien autokaru po mistrzowsku kierowanego w korkach zobaczyliśmy prawie wszystkie warszawskie pomniki. Wspinaliśmy się na koronę stadionu narodowego, podziwialiśmy jego piękno i wielkość, by za chwilę narzekać na naszą reprezentację, która nie może się przełamać i strzelać gole nie tylko w meczach z San Marino. Oglądaliśmy film o początkach ery kosmicznej w Centrum Nauki Kopernik. Podziwialiśmy pałace i ogrody Łazienek Królewskich. Niektórzy uczestnicy uzupełniali relacje przewodników muzealnych o fakty związane z naszymi rodakami kończąc prośbą o niezapominanie o tym, że np. Ludwik Górski, właściciel Ceranowa i Sterdyni odbudował Kolumnę Zygmunta i wzniósł swoimi funduszami kilka warszawskich kościołów i o tym, że generał Stanisław Trębicki z Kurowic był komendantem Szkoły Rycerskiej, z której podchorążacy z Piotrem Wybickim na czele rozpoczęli Powstanie Listopadowe w 1831 roku. Generał odmówił udziału w rebelii i został przez swoich wychowanków zasztyletowany. Wywołanie tego tematu przeniosło się później na długie Polaków rozmowy o Powstaniu Warszawskim i o naszych cechach narodowych, które Mickiewicz tak trafnie ujął w „Panu Tadeuszu”. Będąc trzy dni na diecie i pokonując kilometry warszawskich ulic i parków mój cukier ze 140 zmniejszył się do 97. I to jest premia za aktywność, do której zachęcam szczególnie rodaków z mojego pokolenia.
Wacław Kruszewski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz