Tak było! Spotkanie w Chlewiskach
Szanowni Państwo!
Cieszymy się z Markiem, że tak wiele osób przybyło do Reymontówki, by spotkać się z przyjaciółmi a w tym roku nawet ze swoimi byłymi szefami. Osobiście cieszę się, że jest wśród nas zarówno pani Zofia Grzebisz-Nowicka, która przyjmowała mnie do pracy w Urzędzie Wojewódzkim w 1976 roku, jak i pan Janusz Kowalski, który mnie z tej pracy wyrzucił w roku 1990. Oboje swoich szefów darzę należnym szacunkiem, mile wspominam i wiem, że wiele im zawdzięczam. Toteż chciałem w tym referacie, w obecności wszystkich moich koleżanek i kolegów z kultury, podziękować moim zwierzchnikom za najlepsze lata mojego zawodowego życia poświęconego cywilizacyjnym przeobrażeniom wsi i miast rozległego województwa siedleckiego. W tych przeobrażeniach macie swój wymierny udział także Wy, drogie koleżanki i koledzy, twórcy i animatorzy kultury. A dlaczego wypowiadam się w referacie? Bo na referatach się wychowałem, z referatów tak niedawno jeszcze wszyscy czerpaliśmy wiedzę i inspirację do pracy. Teraz takie zachęty czerpiemy z homilii. Uznałem więc, że aby przekazać wiernie to, co robiliśmy dla siedleckiej kultury, należy skrupulatnie wszystko zapisać i przekazać to potomnym a szczególnie tym, którzy uważają, że PRL był czarną dziurą w naszym życiu i pracy. Jednak Marek, kiedy zobaczył ile stron tekstu napisałem powiedział, że z takim referatem to mogę sobie jechać na Kubę do Fidela (może tam mnie wysłuchają…), on zaś w Chlewiskach dba o dobre samopoczucie swoich gości; tak więc nie będzie referatu. Jednak, żeby moja praca nie poszła na marne, przekażę go redaktorce „Życia Siedleckiego”, która przyjęła patronat medialny nad naszą imprezą i mam nadzieję, że niebawem będzie można w gazecie poczytać o tym, jak z wiraży wyszyliśmy na prostą. Oto kilka przykładów naszych bojów o kulturę:
W czasie ciekawej imprezy zorganizowanej przez Sokołowski Ośrodek Kultury z cyklu „Tu pozostać muszę” zadano mi pytanie o finansowanie kultury w czasach mojej aktywności zawodowej. W pytaniu wyczuwało się tęsknotę za przywróceniem mecenatu Państwa nad twórczością i upowszechnianiem kultury. Chociaż jestem już na zasłużonej emeryturze, to swoje 42 lata pracy poświęciłem kulturze i przeszedłem ścieżkę zawodową prowadzącą od stanowiska kierownika Młodzieżowego Klubu „Amigo”, przez stanowisko dyrektora i jednocześnie twórcy unikalnej w Polsce, zintegrowanej instytucji kultury szczebla wojewódzkiego, jakim było Centrum Kultury w Sokołowie, po stanowisko dyrektora Wydziału Kultury i Sztuki Urzędu Wojewódzkiego. Byłem więc nomenklaturowym dyrektorem, zdobywającym wiedzę i doświadczenie na kierunkowych uniwersyteckich studiach oraz w placówkach i instytucjach kultury a także w administracji. PRL-owskie hasło: „bierny, mierny ale wierny” nabrało jednak w obecnej polityce kadrowej nowego blasku i o tak prowadzonych kadrach i ich awansach można teraz sobie tylko pomarzyć. Boleję tak, jak moi następcy, nad mizerią budżetową ośrodków kultury, współczuję artystom i twórcom ludowym, którym nie organizuje się wystaw, nie zleca projektów, nie kupuje ich dzieł. Do historii przeszły zarówno Ogólnopolski Festiwal Piosenki Harcerskiej, którego finał odbywał się w siedleckim amfiteatrze, jak i Sejmik Wiejskich Zespołów Teatralnych w Stoczku Łukowskim, Międzynarodowe Warsztaty Muzyczne „Jeunesse Musicale” czy konkursy orkiestr dętych Ochotniczych Straży Pożarnych. Przestał działać także Siedlecki Teatr Kameralny, który potrafił zarabiać na swoje utrzymanie grając sztuki dla dzieci w szkołach i ośrodkach kultury rozległego woj. siedleckiego. Pozostała po nim jedynie praca magisterska Justyny Chełchowskiej napisana w Katedrze Historii Najnowszej pod kierunkiem prof. dr hab. Piotra Matusaka. Warto wspomnieć, że STK o dwadzieścia lat wcześnie niż teatr TVP, za pozwoleniem cenzora wystawił sztukę „Rozmowy z katem” autorstwa Kazimierza Moczarskiego, wysokiej rangi oficera BIP-u Komendy Głównej AK...
Pani Maria Koc, ówczesna dyrektorka Sokołowskiego Ośrodka Kultury pytała na tym spotkaniu, skąd mieliśmy tak dużo pieniędzy, że starczało i na remonty zabytkowych dworów i pałaców i na budowę gminnych ośrodków kultury, kin, szkół muzycznych oraz różne masowe imprezy, konkursy, wystawy i festiwale. Zasada była prosta: finansowanie kultury Państwo powierzyło Narodowemu Funduszowi Rozwoju Kultury gromadzącemu pieniądze ze środków 1,9% odpisu od funduszu płac gospodarki uspołecznionej. A ponieważ prawie wszystko było uspołecznione, więc pieniędzy na kulturę nie brakowało.
Co roku w październiku, w Ministerstwie Kultury i Sztuki odbywały się konsultacje budżetowe, w czasie których 49 ówczesnych dyrektorów Wydziałów Kultury walczyło o jak największe dotacje dla swoich województw. Mnie udało się namówić na wyjazd do Warszawy Wojewodę Siedleckiego, płka dypl. pilota Janusza Kowalskiego. Uprosiłem go nawet, ażeby na tę okoliczność założył swój mundur lotnika ze wszystkimi odznaczeniami, w którym wyglądał nadzwyczaj okazale. Jeśli jeszcze w składzie naszej siedleckiej delegacji byli pani poseł Bożenna Kuc z sejmowej komisji kultury i Jurek Mandał, przewodniczący Komisji Kultury Wojewódzkiej Rady Narodowej, to efekt mógł być tylko jeden. Wszystkie uzasadnione postulaty woj. siedleckiego zostały przyjęte. Podsumowujący te konsultacje Wiceminister Wacław Janas zorientował się, że dostaliśmy więcej niż np. bogate w zabytki i instytucje kultury woj. krakowskie. Skreślił nam kilka milionów, ale my i tak byliśmy zadowoleni. Uzyskana dotacja zapewniała bowiem sfinansowanie wszystkich zadań uchwalonych w Wojewódzkim Programie Rozwoju Kultury na sesji WRN w Sokołowie Podlaskim. Teraz przyszło się zmierzyć z problemami natury wykonawczej i materiałowej, gdyż 60 % budżetu przeznaczyliśmy na remonty i budowę bazy dla kultury a nie na modne kiedyś i zapewne teraz, różne akademie i fajerwerki polityczne bardziej potrzebne władzom niż społeczeństwu. Kto pamięta te czasy, wie doskonale, ile problemów nastręczało zdobycie (tak właśnie: zdobycie a nie zwykły dziś zakup, czerwonej cegły, miedzianej blachy czy dębowej tarcicy!). Zdobywało się te materiały konieczne do remontów zabytkowych dworów i pałaców w ciągłej sprzeczności z obowiązującymi przepisami. Z wykonawstwem też były problemy. Firmy budowlane nie były zainteresowane drobnymi naprawami np. cieknącego dachu. Chętnie takie usługi wykonaliby rzemieślnicy, tylko aby je zlecić firmom rzemieślniczym, trzeba było uzyskać limit dla sektora prywatnego. Bili się o takie limity w Wydziale Finansowym wszyscy dyrektorzy wydziałów Urzędu Wojewódzkiego ale uprzywilejowane było rolnictwo i oświata. Jeśli coś zostawało w budżecie dyrektorowi Wiedeńskiemu, to dopiero wtedy dawał on te środki kulturze, byśmy mogli dokończyć remont dworku w Chlewiskach czy Suchożebrach. A do tego roboty w zabytkowych obiektach mogły wykonywać tylko specjalistyczne przedsiębiorstwa budowlane: Pracownie Konserwacji Zabytków, obciążone remontami Zamku Królewskiego w Warszawie, pałacu w Starejwsi czy innych, ważniejszych dla kultury narodowej obiektów, niż nasze ziemiańskie dworki w Chlewiskach czy Suchożebrach, Hala Targowa w Siedlcach czy zajazd w Maciejowicach. Postanowiliśmy więc zorganizować własne wykonawstwo i utworzyć Zespół Remontowo-Budowlany Obiektów Kultury. Wykorzystaliśmy reformatorskie decyzje premiera Rakowskiego ujęte w haśle: „co nie jest zabronione, to jest dozwolone”. Prezydent Siedlec, Paweł Turkowski przekazał nam działkę na ulicy Chejły, gdzie zbudowaliśmy bazę magazynowo-warsztatową, a na stropie hali warsztatów dodatkowo powstały trzy domki tzw. nauczycielskie (zbudowane z prefabrykatów sprowadzonych z Mikołajek), przeznaczone na mieszkania dla pracowników. Chociaż standard tych mieszkań odzwierciedlał umiejętności muratorów i jakość materiałów, to jednak radość była wielka. Wojewoda pani Zofia Nowicka wystarała się dla nas o przydziały materiałów, środków transportu i maszyn budowlanych. Zaczęliśmy od ratowania neogotyckiego pałacu w Patrykozach, przeznaczonego w naszym programie na siedzibę Uniwersytetu Ludowego, kształcącego kadry dla Wiejskich Klubów Kultury. Później były Suchożebry z przeznaczeniem dla Ośrodka Tradycji i Kultury Ziemiańskiej a następnie Chlewiska planowane jako miejsce na Dom Pracy Twórczej. Na przykład, z remontem ratusza w Siedlcach wiąże się anegdotyczna historyjka, którą mam do dziś w pamięci: na posiedzeniu Komisji Budżetowej Wojewódzkiej Rady Narodowej, jej przewodniczący śp. Jan Kopyrski zarzucił mi niegospodarność polegającą na ułożeniu marmurowej posadzki w holu sali wystawowej i postulował powołanie speckomisji do zbadania sprawy i wyciągnięcia wniosków. Groziło to przerwaniem robót prowadzonych przez lubelskie PKZ-ty a mnie groziło dymisją ze stanowiska. Broniąc się, wyjaśniałem komisji, że ratusz ma być siedzibą Muzeum, a posadzka tak trwała i estetyczna będzie służyła tej instytucji wiele lat i że na taki luksus nas stać, bo finansujemy remont z Funduszu Rozwoju Kultury a nie z budżetu. Gorąco się robiło, bo czułem, że moje argumenty nie trafiają do przekonania członkom komisji.
Z opresji uratował mnie Przewodniczący WRN Stanisław Lewocik zadając pytanie: ile kosztuje m2 takiej posadzki? Odpowiedziałem, wyposażony w kosztorysy przez Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, Zygfryda Czapskiego, że 240 000 zł łącznie za materiał i wykonanie. „To nie ma sprawy, bo m2 obory dla krów kosztuje 400 000 zł”, poinformował zebranych przewodniczący Lewocik i komisja zajęła się szukaniem niegospodarności w innych resortach. Takich historyjek było co niemiara. Wynikały one ze zderzenia ludzkich inicjatyw z trudną do pokonania barierą wszechogarniającej biurokracji, braków i ograniczeń, limitów, asygnat, podatków od luksusu, przydziałów itp. A do tego różne komisje powoływane przez komitety partyjne i administrację podejmowały, by uzasadnić swoje istnienie, różne działania kontrolne. Nikt nikomu nie ufał… Ale mimo zalewu różnych uchwał, sprawozdań, programów i harmonogramów znajdowaliśmy czas na normalną pracę, na profesjonalne opracowanie wniosków o dotacje, o wykonawstwo, o przydziały materiałów budowlanych i dewiz na zakup instrumentów muzycznych bądź maszyn poligraficznych, ale także o jak najwięcej miejsc na bezpłatne studia zaoczne dla pracowników, odznaczenia i nagrody dla najlepszych twórców i animatorów kultury. Starając się znaleźć sposoby ratowania naszych zabytków wydaliśmy publikację poświęconą szczególnie cennym obiektom z naszego regionu. Ta skromna, powielaczowa broszura zawierająca rysunki i opisy zabytków woj. siedleckiego przeznaczonych do społecznego zagospodarowania zrobiła na prof. Wiktorze Zinie, Generalnym Konserwatorze Zabytów duże wrażenie. Okazało się, że nasze propozycje by przez remonty obiektów zabytkowych poprawić bazę lokalową placówek kultury, było zgodne ze strategią ratowania kultury materialnej ziemiaństwa polskiego po latach jej niszczenia. Niebawem ukazały się także przepisy dające możliwość instytucjom i osobom prywatnym, prawo do remontowania i użytkowania budowli o statusie zabytku (słynna uchwała nr 179 Rady Ministrów). Dziś wiele obiektów z tej broszury jest już uratowanych i z powodzeniem pełni funkcje, do jakich je przystosowano. Piękny pałac Doria-Dernałowiczów przekazał mieszkańcom Mińska Mazowieckiego Minister Kultury i Sztuki prof. Aleksander Krawczuk, klucze do Zajazdu w Maciejowicach i utworzonego tam Muzeum Tadeusza Kościuszki przekazał Bogdanowi Witczukowi prof. Bogdan Suchodolski, Przewodniczący Narodowej Rady Kultury, Bibliotekę w tzw. Domu Kupców Gdańskich w Węgrowie otwierała poseł ziemi siedleckiej pani Maria Cichocka a dwór w Chlewiskach znakomicie pełni dziś funkcje Domu Pracy Twórczej. Tylko w Hali Targowej w Siedlcach króluje dziś, zgodnie ze swoim pierwotnym przeznaczeniem, handel. W naszych planach miała to być namiastka paryskiego Centrum Kultury im. J. Pompidou. Mimo to, zabrakło determinacji środowiska plastycznego, mądrej kontynuacji naszych działań i w końcu halę sprzedano na pokrycie deficytu budżetu miasta…
Wacław Kruszewski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz