Rak telewizyjny, czyli dlaczego kultura choruje ?
Dzień Działacza Kultury w Liwie Zdjęcie Michała Kurca
Brak bezpośrednich kontaktów międzyludzkich, jakie oferują
placówki kultury, ma decydujące znaczenie dla jakości życia i dla rozumienia
problemów świata. Czytelnicy zainteresowani sprawami kultury pamiętają, że 29
maja, na kolejnym, szóstym już spotkaniu animatorów kultury w Domu Pracy
Twórczej „Reymontówka” w Chlewiskach ogłoszono apel o zmianę systemu
finansowania kultury zagrożonej dziś przez zanikający mecenat państwa nad sferą
twórczości i upowszechniania kultury. W najtrudniejszej sytuacji dziś znalazły
się biblioteki i domy kultury na wsi i małych miastach. Nasz apel kierowaliśmy
do liderów partii politycznych, mając nadzieję, że wzbogacą swoje programy wyborcze
o tak potrzebną dzisiaj kulturę. Jej braku doświadczamy na każdym kroku,
szczególnie wśród zacietrzewionych polityków, nawet tych z tytułami
profesorskimi. Widać to w programach telewizyjnych, w transmisjach z obrad
Sejmu. Nie umiemy ze sobą rozmawiać bez agresji, pomówień i kłamstw. Nie umiemy
pięknie się różnić w sprawach, co do których mamy różne poglądy. Moim zdaniem
przyczyną jest zanik kultury przede wszystkim wśród tych, którzy za nią
odpowiadają. A odpowiedzialność ta należy do elity społecznej, do liderów
środowisk, w których żyją i działają. Zasłużenie czy nie, uchodzę za takiego
lokalnego lidera w środowisku pracowników kultury, z którymi pracowałem w
Sokołowie i Siedlcach przez 42 lata mojej aktywności zawodowej. Dlatego, w
miarę swoich skromnych możliwości, staram się by doceniano pracę bibliotek,
domów kultury, świetlic i klubów szczególnie tych najmniejszych - działających
na wsi. W latach sześćdziesiątych założyliśmy ich ze Zdzisławem Lechem, przewodniczącym Zarządu Powiatowego Związku
Młodzieży Wiejskiej aż czterdzieści sześć w powiecie sokołowskim. Po połowie -
Klubów Rolnika, utrzymywanych przez Gminne Spółdzielnie i Klubów Ruch
należących do koncernu RSW Prasa Książka „Ruch”. Obecnie nie ostał się żaden.
Zmarła niedawno śp. Lucyna Maksimiak doprowadziła Wiejski Klub Rolnika w
Hołowienkach do pierwszego miejsca w Polsce. Do dziś mieszkańcy wsi i aktorzy
Teatru Ziemi Mazowieckiej z sentymentem wspominają wzajemne przyjacielskie
kontakty zapoczątkowane realizacją konkursu „Wieś bliżej teatru” Brak takich
bezpośrednich ludzkich kontaktów mieszkańców wsi z artystami, pisarzami,
dziennikarzami dodatkowo zubaża intelektualną kondycję wiejskiego elektoratu,
ulegającego wszelkiej demagogicznej manipulacji przed wyborami. Kto pamięta
pobyty w sokołowsko-podlaskich wsiach pisarzy: Jana Gerharda, Wojciecha
Żukrowskiego, Cezarego Chlebowskiego, Edwarda Redlińskiego; aktorów: Stanisława
Mikulskiego, Wacława Kowalskiego, Leonarda Pietraszaka, Ryszarda Pietruskiego,
Ryszarda Filipskiego i wielu, wielu innych w organizowanych przez biblioteki i
kluby kultury spotkaniach literackich pod nazwą „Niedziel na wsi”, ten wie,
jaka była przyjazna atmosfera tych spotkań, jaka wzajemnie wartościowa wymiana
poglądów. Z nastaniem nowego modelu upowszechniania kultury zmieniły się metody
kontaktów społecznych. Pamiętam, jak na jednej z narad w sprawie braku
pieniędzy na kontynuację budowy domu kultury w Sokołowie, przewodniczący
Warszawskiej Wojewódzkiej Rady Narodowej inż. Mierzwiński, wyraźnie rozeźlony
moimi wypowiedziami oświadczył: „jeśli chcecie mieć dostęp do kultury w
Sokołowie, to zaprenumerujcie każdemu mieszkańcowi miasta „Trybunę Ludu”.
Będzie taniej i skuteczniej”. Z propozycji nie skorzystaliśmy i dom kultury,
chociaż po 14 latach, został zbudowany. Mam nieodparte wrażenie, że koncepcja
inż. Mierzwińskiego znalazła teraz wiernych naśladowców. Wielu samorządowców
myśli podobnie. Po co utrzymywać domy kultury na wsi, skoro każdy prawie
mieszkaniec ma telewizor, a nawet komputer z dostępem do internetu. Przecież to
nic nie kosztuje naszej gminy. Oferta kulturalna jest bardzo różnorodna. Kto ma
taka potrzebę, może dowolnie wybierać pomiędzy serialami, filmami, poradnikami
gotowania, debatami polityków, itp. itd. Pomińmy tu jakość programów
telewizyjnych, na które widzowie nie mają żadnego wpływu. O wszystkim dziś
decydują politycy. Jednak nikt nie zaprzeczy, że brak bezpośrednich kontaktów
międzyludzkich, jakie oferują placówki kultury, ma decydujące znaczenie dla
jakości życia i dla rozumienia problemów świata. W 1975 roku studenci
Uniwersytetu Warszawskiego pod kierownictwem profesorów Antoniego Kamińskiego i
Piotra Chmielewskiego prowadzili badania naukowe na temat potrzeb kulturalnych
młodzieży w gminie Jabłonna Lacka. Z badań tych wynikało, że młodzież chodzi do
kina przede wszystkim dlatego, by spotkać się ze swoimi rówieśnikami,
porozmawiać, a przy tej okazji obejrzeć film w kinie, które jeszcze
funkcjonowało we wsi zanim zlikwidował je wszechogarniający rak telewizyjny.
Teraz wystarczy browarek, kanapa i pilot do telewizora. Na rozmowę z drugim
człowiekiem, na przeczytanie książki szkoda czasu.
Wacław Kruszewski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz