W cyklu ,,Patroni naszych ulic” proponuję naszym czytelnikom mały
spacerek po jednej z najstarszych ulic Sokołowa Sokołowa
Rozpoczynamy od pomnika księdza Brzóski
i Franciszka Wilczyńskiego, straconych w tym miejscu 23 maja 1865 roku. Pomnik
wzniesiono ze składek społecznych. Komitet budowy, na czele z burmistrzem Janem
Pędzichem, przedstawiamy w kąciku ,,Urok starych fotografii”. Odsłonięcie
pomnika odbyło się w 60 rocznicę stracenia bohaterskich synów podlaskiej ziemi,
najdłuższej walczących o niepodległą Polskę w powstaniu styczniowym 1863 roku.
Naprzeciwko pomnika, przy ulicy
Franciszka Wilczyńskiego, stoi czteropiętrowy blok nr 1, tzw. rotacyjny,
zbudowany w latach siedemdziesiątych według projektu Zdzisława Laksa - architekta powiatowego w Sokołowie.
Zaraz po wyzwoleniu były tu kasy biletowe i poczekalnia PKS oraz liczne kioski
i stragany wciśnięte między wypalon e mury zburzonych kamienic. Dalej idąc w
kierunku wschodnim mijamy Dom Rzemiosła, zajmowany obecnie przez różne sklepy i
zakłady usługowe, biura Cechu i biuro parlamentarne chłopskiej Samoobrony.
Uważny przechodzień zobaczy zapewne płaską płaskorzeźbę Jana Pendzicha w
wianuszku taśmy filmowej. Burmistrz Sokołowa był bowiem z zawodu i zamiłowania
fotografem. Sokołów zawdzięcza mu wiele. Przewodniczył on komitetowi budowy
pomnika ks. Brzóski i Franciszka Wilczyńskiego, ale przede wszystkim
dokumentował obiektywem wszystkie ważne uroczystości i wydarzenia. Zdjęcia Jana
Pendzicha wykonane w starej technice bromowej są dzisiaj najpiękniejszym
dowodem historii naszego miasta. Szkoda, że zachowały się one jedynie w
prywatnych zbiorach. Część z nich udostępnił naszej redakcji Kazimierz Miłobędzki
i będziemy je sukcesywnie pokazywać w każdym kolejnym numerze naszej gazety, przypominając
ludzi i wydarzenia z Sokołowa lat 1915 - 1945. Następna posesja była posiadłością
Ufnalów, gdzie w głębi naprawiał buty nestor sokołowskich szewców, pan Antolik.
Dalej mijamy dawną piekarnię i sklep ze znakomitymi niegdyś wyrobami
piekarniczymi. Kiedy, przed paroma laty, spotkałem się ze swoim przyjacielem z
dzieciństwa. dziś pułkownikiem WP, Jurkiem Maksajdowskim. Przypomniał on, że
jedyne, co zapamiętał na całe życie z pobytu w Sokołowie, to zapach i smak
ciepłych bułeczek pana Wyganowskiego. I kolejny dom - kolejna historia ulicy
Wilczyńskiego. To jeden z pierwszych, nowych budynków wyciśniętych pomiędzy
żydowskie kamienice - dom państwa Benedykciuków. To tu zrodziła się zapewne
jedna z wielu sokołowskich anegdot, świadcząca o wielkim poczuciu humoru
sokołowiaków.
,,Pan z ptakiem, to proszę na górę, do
żony” - miał mawiać pan Benedykciuk do klienta taszczącego sowę Specjalnością
Benedykciuka były bowiem rowery i ich naprawa, a żony - wypychanie ptaków. Po
przekroczeniu ulicy Krótkiej, kolejne sklepy i zakłady usługowe, a pośród nich
od niepamiętnych czasów mieściło się w tej samej siedzibie do niedawna sklep
owocowo-warzywniczy pana Głąbikowskiego. Firma Głąbikowskich przetrwała
wszystkie powojenne reformy i pseudoreformy, wszystkie „bitwy o handel”
prowadzone przez Ministra Hilarego Minca - (był taki, kto o nim teraz pamięta).
A o Głąbikowskim, jak Sokołów długi i szeroki, wie każdy mieszkaniec. I jeśli
teraz tak dużo się mówi o zdrowej żywności, to po nauki producenci i handlowcy
powinni przyjechać właśnie do Sokołowa, do pana Jerzego Głąbikowskiego.
Naprzeciw pierzei zamykającej tzw. Szewski Rynek, frontem do ulicy Długiej,
dawniej Bohaterów Chodakowa, a jeszcze dawniej gen. Bolesława Pierackiego, stoi
dawna żydowska bożnica, dziś sklep z odzieża damską i męską. Idąc dalej, ku
wschodowi, mijamy drewniany budynek hotelu pani Ireny Kucewiczowej, gdzie w
saloniku spotykali się przy brydżu żołnierze AK obwodu ,,Proso”, majora
Franciszka Świtalskiego. Dalej się nie zapuszczałem, stąd moja niewiedza, kto
mieszkał i pracował na tej ulicy od skrzyżowania w Nieciecką do jej końca.
Ulica Wilczyńskiego jest bezspornie jedną z najstarszych ulic Sokołowa, jej nazwa nie podlega koniunkturalnym modom
politycznym i na pewno nie zostanie zmieniona. Mieszkańcy tej ulicy, jak żadnej
innej, mogą być tego pewni. Na koniec kilka zdań o tym, którego imię nadano tej
ulicy i z którego jej mieszkańcy mogą
być i są dumni.
Franciszek Wilczyński z zawodu kowal,
pochodził z Węgrowa. Do powstania przyłączył się w Łukowie. Walczył w ośmiu
bitwach, początkowo w partii Lewandowskiego, później cały czas z księdzem
Stanisławem Brzóską, aż do pamiętnego 23 maja 1865 roku, dnia egzekucji na
sokołowskim rynku. Nie opuścił swego dowódcy do ostatniej chwili. Tę ostatnią
drogę wybrał sam, dając dowód wierności i oddania. Był już bezpieczny, w lesie, który dawał szanse
ukrycia przed ścigającymi ich kozakami. Pojmawszy bowiem rannego ks. Brzóskę,
stracili zainteresowanie drugim uciekinierem. Jednak Franciszek Wilczyński,
wierny przysiędze, widząc swojego dowódcę, krępowanego przez kozaków, wyszedł i
dołączył do niego ze słowami: „Razem znosiliśmy dole i niedole, razem zginiemy
za Polskę”. Tak też się stało 23 maja 1865 roku na rynku w Sokołowie Podlaskim.
Wacław Kruszewski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz