| 28 cze 2025, 15:27 (23 godziny temu) | ![]() ![]() ![]() | ||
|
Dnia 27
| 28 cze 2025, 15:27 (23 godziny temu) | ![]() ![]() ![]() | ||
|
Dnia 27
Jak to z ulicami było…
Pan Henryk Kalata; poeta z Węgrowa, z którym miałem przyjemność pracować w kulturze, po przeczytaniu mojego artykułu o sokołowskiej ulicy Krzysztofa Kamila Baczyńskiego zamieszczonego na stronie „Łączy nas kultura i Sokołów” zadzwonił do mnie z gratulacjami i informacją, że jest właśnie w Bibliotece Mazowieckiej i podziwia tu multimedialną wystawę o K .K .Baczyńskim; patronie naszej ulicy i szkoły. Zaraz więc połączyłem się telefonicznie z dyrektorem Biblioteki Mazowieckiej, dr Michałem Strąkiem prosząc go wypożyczenie tej wystawy do Sokołowa. Uzyskałem jego zgodę i powiadomiłem dyrektora Sokołowskiego Ośrodka Kultury o możliwości prezentacji wystawy przed lub wewnątrz domu kultury w terminie uzgodnionym między tymi instytucjami. „Drobna rzecz a cieszy” i potwierdza tezę,że warto być aktywnym nawet ,gdy się jest seniorem. Takiej satysfakcji jednak nie dała mi była dyrektor miejskiej biblioteki, która przez dwa lata zwodziła mnie obietnicą wydania książki pt. „Patroni naszych ulic”, aż w końcu zawłaszczyła moje teksty i wymusiła na swoich pracownikach ich usuniecie z serwerów biblioteki. Podobnie jak poleciła usunięcie strony Felietony Wacława Kruszewskiego, które były czytane przez naszych rodaków rozsianych po Polsce i Europie. Posyłałem je co tydzień bibliotece na zasadzie „pro publico bono” ciesząc się z kontaktów z moimi przyjaciółmi Waldkiem Kamonciakiem z Wrocławia, Heńkiem Puchalskim z Białegostoku, Januszem Anusiewiczem z Warszawy i Martą Osipiak z Norwegii. Kubą Pietrzykowskim z USA .Z rzadkich spotkań osobistych i częstych rozmów telefonicznych z nimi wynika, że mają wielką potrzebę kontaktów ze swoją małą ojczyzną i pielęgnują każdą informację o bliskich ich sercu miejscach: Kupientynie, Białobrzegach, Sokołowie i Gródku. Dlaczego więc, powołana między innymi do tego placówka kultury nie chce tego robić, nie jestem w stanie zrozumieć. Na koniec dobra wiadomość i dowód, że nic w przyrodzie nie ginie. Z mojego starego komputera jednak udało się kilka opisów ulic odzyskać. Będę je publikował sukcesywnie na stronie „Łączy nas kultura i Sokołów”, a zacznę od ulicy J. Piłsudskiego. Na koniec zwracam się do wszystkich czytelników: będę wdzięczny za Wasze uwagi i uzupełnienia do moich tekstów, co z pewnością uczyni książkę jeszcze ciekawszą.
OdpowiedzPrzekaż dalej Dodaj reakcję |
Nieznane
karty naszej historii
15 sierpnia będzie kolejna rocznica odzyskania
przez Polskę niepodległości a w niej święta Wojska Polskiego Z tej okazji
chciałbym czytelnikom przybliżyć postać bohatera wojny z bolszewikami z
1920 roku, walczącego m .inn. o Skrzeszew ,uchwycenie mostu na Bugu we
Frankopolu i odcięcie dywizjom
sowieckim odwrotu. W serialu telewizyjnym” Wojna i miłość” jest fragment ukazujący działania tzw,”
szwadronów śmierci” do których przyłączyli się młodzi ziemianie z kresowych
majątków- brat i siostra – by zemścić się na komisarzach za śmierć ojca i pohańbienie jego córki. Tym oddziałem dowodził Major
Feliks Jaworski,. Zanim znalazł się na Podlasiu
wsławił się walkami na Wołyniu. gdzie zdobywał pociągi z zaopatrzeniem Armii
Czerwonej a nawet radiostacje z których następnie prowadził dezinformacyjne
rozmowy. Jak wiadomo już we wrześniu 1919 roku szyfry Armii Czerwonej zostały złamane przez por. Jana
Kowalewskiego z biura szyfrów WP i miało
to olbrzymie znaczenie w całej zwycięskiej wojnie polsko-bolszewickiej 1920
roku. Więcej o tej ciekawej sprawie w książce Grzegorza Nowika pt. „Rozszyfrowano
rewolucje” Wyczyny bojowe majora
Jaworskiego jako żywo przypominają bohaterów sienkiewiczowskich powieści. Gdyby
Sienkiewicz żył na pewno nasza literatura a póżniej i filmy wzbogaciły by się o fascynujące dzieła” ku pokrzepieniu serc”z
bohaterskim majorem w roli głównej .Kim zatem był major Feliks Jaworski ? Na
pewno był wielkim patriotą i odważnym do szaleństwa żołnierzem. Zofia Kossak –
Szczucka w powieści „ Pożoga” tak opisuję
majora… ”Miał w sobie jakąś
charyzmę. Musiano go słuchać i podporządkować. Cechowała go szaleńcza ambicja i
dzika odwaga ,pogarda dla codziennej powszechnej etyki, a przede wszystkim
tajemnicza siła prowadzenia ludzi, wzbudzania w nich entuzjastycznego szału i
fantastycznego przywiązania. Siła ujarzmiająca. Kochał swych żołnierzy miłością
dziką i czułą zarazem. A żołnierze ubóstwiali go bez pamięci ”Zaś Zdzisław
Niemen w artykule „Zagończycy”
tak go charakteryzuje” Na polu walk Jaworski jest przykładem
męstwa i nieustraszonej odwagi. Nie ma dlań prawie sytuacji w której by się
cofnął. Nie ma ognia nieprzyjacielskiego w który by nie skoczył. W
najstraszliwszym gwiżdzie kul wrażych idzie spokojnie rzucając słowa komend, torując
sobie drogę szablą, rewolwerem, ręcznym granatem. Żołnierz zawsze go widzi w
pierwszym szeregu” Doceniając te przymioty charakteru majora, Marszałek
Piłsudski powierzył mu zorganizowanie ochotniczej jazdy składającej się z
trzech pułków Lubelskiego. Wołyńskiego i Siedleckiego .Na Sztab Dywizji zwanej
Ochotniczą Jazdą Majora Jaworskiego
wybrano Lublin. Biedna Ojczyzna mogła zapewnić ochotnikom tylko broń i amunicję. Reszta ,by z
ochotników zrobić bitnych żołnierzy ,zależała
od talentów organizacyjnych i
determinacji majora Jaworskiego. Czas naglił . Bolszewicy stali pod Warszawą.
Do ofensywy z nad Wieprza uważanej przez historyków wojskowości za
przesądzający losy wojny 1920 roku
manewr strategiczny zdołano przeszkolić i wyposażyć tylko pięć szwadronów Jazdy
Ochotniczej. A mimo to Naczelny Wódz w rozkazie do generała Rydza –
Śmigłego ujawnił, ze pod względem
operacyjnym bezpośrednio podlegać mu będą dowódca 3 armii frontu środkowego
,gen .Władysław Sikorski , dowódca 4
armii oraz major Jaworski ze swą grupą Jazdy. To niebywałe wyróżnienie
,potwierdzone następnie bezpośrednimi
rozkazami Naczelnego wodza dla majora
Jaworskiego. Marszałek kładł nacisk na działania „aby były piorunujące” i były
bo wykonywał je major Feliks Jaworski ze swoimi ułanami .. W składzie 21
dywizji Piechoty Górskiej gen. Andrzeja Galicy po sforsowaniu rzeki Wieprz toczy zwycięskie boje o Kock , Radzyń ,Łuków i Siedlce. W kilka dni od
rozpoczęcia kontrofensywy major Jaworski po zajęciu Mordów wysyła patrole w
kierunku Drohiczyna i Sokołowa od których dowiaduje się ,że w Sokołowie są
znaczne siły bolszewickie -kilka baterii dział i liczne tabory. Podejmuje
decyzję odciecia odwrotu przez Bug w okolicach Skrzeszewa i Frankopola Nie mógł wziąć całej jazdy do
szybkiego przemarszu i błyskawicznego uderzenia. Ze wszystkich szwadronów
wybrano ludzi posiadających najmniej wyczerpane konie i utworzono szwadron
zbiorowy o liczebności 99 szabel.Na jego czele major Jaworski rzucił się w
kierunku Frankopola. Brzegiem rzeki pod osłoną nocy grupa ułanów prowadzona
przez syna właściciela folwarku Frankopol ułana Gościńskiego zniosła rosyjską
obronę mostu otwierając drogę ułanom Jaworskiego, którzy wypadli na szosę od
strony Skrzeszewa pomiędzy kolumnami wycofujących się dywizji rosyjskich z pod
Warszawy. Powstało nieopisane
zamieszanie i wkrótce panika ogarnęła stłoczonych na przeprawie .niedoszłych
zdobywców Warszawy , Berlina i Paryża. Niespdziewany, gwałtowny atak
kilkudziesięciu ułanów majora Jaworskiego rozbił sowiecką dywizję, zdobył
olbrzymie tabory, mnóstwo broni w tym
ponad 40 dział, i wziął do niewoli 400 jeńców To niebywałe zwycięstwo major
Feliks Jaworski okupiłl śmiercią 12 zabitych ułanów.w tym syna właściciela
folwarku Frankopol –ułana Jana Goscińskiego.Na rozwidleniu dróg do Wirowa i
Skrzeszewa w miejscu jego śmierci jest
pomnik poświęcony żołnierzom Ochotniczej Jazdy majora Feliksa
Jaworskiego z których narodził się 22 Pułk Ułanów. W Kościele w Skrzeszewie
–tablica pamiątkowa a na cmentarzu w centralnej jego części duży głaz z rzezbą
przedstawiającą majora. W tle trzy metalowe lance-maszty zwieńczone metalowymi
proporcami w barwach pułkowych.Niedaleko od pomnika w kierunku pn- wsch. usytułowana
jest kwatera żołnierzy poległych w 1920 roku.W Szkole Podstawowej w
Skrzeszewie, na pierwszym piętrze wisi tablica upamietniająca nadanie szkole w 1999 roku zaszczytnego imienia 19 Pułku Ułanów
Wołyńskich , Zwycięstwo w bitwie o
Skrzeszew ochotniczej jazdy majora Jaworskiego zmusiło dowództwo sowieckie do
zmiany drogi odwrotu trzem swoim dywizjom.
Stało się to 19 sierpnia 1920 roku tu
pod Skrzeszewem i Frankopolem i ten wiekopomny dzień ustanowiony został Dniem
Święta 19 Pułku Ułanów Wołyńskich..Warto o tym pamiętać nie tylko przy okazji
rocznicowych obchodów i świąt kościelnych ale także przy okazji turystycznych
wycieczek nad Bug, w okolice Wirowa
,Rudnik i Frankopola, warto zamysleć się
jakimi byłyby Drohiczyn, Skrzeszew
,Sokołów i inne nasze miasta i wioski
gdyby nie tacy bohaterowie jak Major Feliks Jaworski i zebrani przez niego z
podlaskich dworów i zaścianków -ułani.-ochotnicy
Wczoraj na zaproszenie
władz miasta i dyrektor Szkoły Podstawowej Nr.6 uczestniczyłem w V edycji Miejskiej Gry Terenowej ‘Moje
miasto-Sokołów Podlaski”. Organizatorzy tej wartościowej edukacyjnie i
wychowawczo imprezy wyznaczyli mnie „dinozaurowi „sokołowskiej kultury zadanie
opowiedzenia dzieciom o najnowszej historii naszego miasta, o ludziach których
znałem i z którymi budowałem Dom Kultury i
Mauzoleum w Treblince. W gabinecie
pani dyrektor ,przy kawie i pysznych ciastkach poznałem jedynego w damskim
towarzystwie pedagogów -pana Adama
Czesławiaka dyr. Szkoły Nr.2 zainteresowanego historią swojej babci
Zofii Jazurkowej którą wspominałem, że jako kierowniczka Wydziału Przemysłu i
Handlu w Powiatowej Radzie dała nam asygnatę umożliwiającą zakup eternitu na
pokrycie dachu domu kultury co było aktem odwagi i doceniania kultury w życiu
Sokołowian. Obiecałem p. Adamowi
przesłanie innej autentycznej anegdotki
z życia w PRL-u w której Jego babcia
była bohaterem. Oto fragment tekstu napisanego na prośbę p. Marii Koc na 50 lecie Sokołowskiego Ośrodka Kultury.
Miała z tego powstać książka ale nie było pieniędzy na jej wydanie. Nie szkoda
róż ,gdy płoną lasy
Tak było! Dzwonią do mnie koledzy Janusz z Warszawy i Waldek z Wrocławia, Heniek z Białegostoku i pytają, co sadzę o burzy, jaka się rozpętała w Polsce i na świecie za sprawą nowej ustawy o rzekomo polskich obozach koncentracyjnych opracowanej przez niejakiego wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego. Najkrócej odpowiadam: Jaki minister –taka ustawa. Skutki jej uchwalenia odczuwamy i odczuwać będziemy długo. W jednym jesteśmy zgodni - nie do końca rozumiemy reakcję polityków i sterowanych przez nich mediów na oczywiste zapisy tej ustawy. Pisze się w niej, że karać będziemy za rozpowszechnianie kłamstw o udziale Polaków w mordowaniu Żydów przez Niemców. Każdy z nas mógłby podać jednostkowe przykłady nagannego stosunku Polaków do Żydów. Heniek pamięta tragiczne losy fryzjera Abramka ze Sterdyni, szukającego schronienia w Białobrzegach. Janusz pamięta tragiczny los Żydów szukających schronienia w Dziegietni - szczęśliwym, że udało się im z pomocą innych Polaków uciec z sokołowskiego getta. Ale też znane są losy Żydów z Korczewa, ocalonych przez św. pamięci Kazimierza Miłobędzkiego. – Sprawiedliwego Wśród Narodów Świata, Kiedy jeszcze pan Kazio żył pokazywał mi listy dziękczynne mieszkanki Nowego Yorku, której w czasie okupacji wyrobił polskie papiery i wysłał na roboty do Niemiec. Tam bezpieczniej było przeżyć Żydówce niż w okupowanej przez Niemców Polsce. Niewiarygodne, ale prawdziwe. Tak, jak prawdziwa jest tragedia kilku polskich rodzin z Paulinowa, wydanych Niemcom przez dwójkę Żydów, za pomoc i schronienie, jaką otrzymali od tych rodzin kilka dni wcześniej, którą pamięta Waldek. Kto nie doświadczył życia w okupowanej przez Niemców Polsce, ten nie powinien, bezrefleksyjnie oceniać zachowania ludzi zagrożonych represjami władz. Historii nie da się pisać ustawami, a jej świadków zastraszać. Tu potrzebna jest edukacja i upowszechnienie prawdy. Dobrej, wynikającej z chrześcijańskich zasad i złej, którą kształtowała chciwość i zazdrość prowadząca do zdrady i zbrodni. W każdym narodzie można znaleźć jednych i drugich. ”Rzecz w proporcjom mocium panie", jak mawiał Onufry Zagłoba. I o zachowanie tych proporcji trzeba walczyć. Stale z każdym, ale argumentami opartymi na prawdzie, a nie ideologicznej propagandzie. Dlatego potrzebny nam dziś PROGRAM wielkiej edukacji społecznej. Sam chciałbym wiedzieć i przekazać swojemu wnuczkowi, ilu Rosjan, Ukraińców Litwinów czy Francuzów, ma godność Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. W szkole nie zrobi tego minister Zalewska, która sama nie wie, co wydarzyło się w Jedwabnem i w Kielcach. Dorosłym też nie zaszkodzi, jak będą więcej wiedzieć i rozumieć. W 1985 roku Minister Kultury i Sztuki, prof. Aleksander Krawczuk, wysłał mnie do Francji, bym poznał organizacje i finansowanie domów kultury i teatrów amatorskich. Gościnni gospodarze zaproponowali zwiedzanie paryskiego Centrum Kultury im J. Pompidou. Super nowoczesny gmach z zewnętrznymi przeszklonymi windami w starej rybackiej dzielnicy Paryża robił wrażenie. W jednej z sal multimedialne muzeum z wielkim telebimem, na którym z dostępnej listy można sobie wyświetlić filmy dokumentalne z całego świata w tym i z Polski. Wybrałem polską kulturę ludową. Na ekranie wycinankarki z Myszyńca a z głośników przyśpiewki kurpiowskie z Kadzidła. Fajnie jest, pomyślałem sobie widząc żywą reakcję mojej tłumaczki i grupki dzieci podziwiającej kunszt ludowych artystek wycinających kolorowe koguciki nożycami do strzyżenia owiec. No to jeszcze sięgnijmy po historię. Wcisnąłem guzik z napisem powstanie warszawskie. Chciałem pokazać Francuzom, jak walczyła Warszawa, gdy oni szykowali kolejne transporty swoich żydowskich obywateli do Treblinki. Na ekranie sceny z powstania z getta warszawskiego ze sławną karuzelą i harmonistą grającym skoczne oberki. Za murami giną ostatni obrońcy honoru Żydów, a po aryjskiej stronie kręci się karuzela i gra muzyka. Zwróciłem uwagę tłumaczce, że to nie to powstanie, że chcę zobaczyć powstanie warszawskie z 1 sierpnia 1944 roku. Odpowiedziała po konsultacji z kierownikiem sali, że w Warszawie było tylko jedno powstanie przeciwko Niemcom, w getcie 19 kwietnia 1943 roku. Miliony ludzi zwiedzało Centrum Kultury i Sztuki im. J .Pompidou w Paryżu i tysiącom z nich taką ciemnotę przez lata wciskali Francuzi. Czy ktoś interweniował w tej sprawie np. polska Ambasada? Nie wiem, ale wiem, że powinna. Czy do takiej interwencji potrzebne były ustawy? Nie sądzę. Na pewno potrzebna była aktywność i kompetencje polskich dyplomatów. Dawniej i dziś. Kto interesuje się historią wie, że z dyplomacją od wieków mamy poważne problemy, przez co ponosimy nie tylko wizerunkowe straty. Ograli nas w Jałcie i Teheranie, oszukali w należnych reparacjach wojennych. Teraz wykorzystują każdy błąd, by zrobić z nas antysemitów. To, dlaczego sami dajemy argumenty tym, którzy z różnych powodów nie lubią Polaków. Boleję nad tym, że jest ich coraz więcej. Przede wszystkim dzięki nam samym i naszym liderom. Nasz elegancki Premier jedną wypowiedzią w Monachium dolał oliwy do ognia i jakby tego było za mało, uhonorował pomnik brygady świętokrzyskiej, jedynej formacji zbrojnej w okupowanej Polsce współpracującej z Niemcami, m.in. w mordowaniu Żydów. Natychmiast pojawiły się obraźliwe i nie do końca obiektywne wypowiedzi polityków i żurnalistów przeciwko Polsce i polskim władzom. A przecież nasz premier powiedział prawdę. Potwierdzeniem, że wśród społeczności Żydowskiej też byli szubrawcy, jest historia jaka wydarzyła się w 24 lutego 1943 w Paulinowie k/Sterdyni. Przed laty pisał o niej dr Edward Kopówka – dyrektor Muzem Walki i Męczeństwa w Treblince. ”Pacyfikacje mieszkańców folwarku Paulinów poprzedziło rozpoznanie. Niemcy posłużyli się tu prowokacją. Rozpoznania dokonał szpieg podający się za francuskiego Żyda – uciekiniera z transportu do Treblinki. W pobliskim lesie i zabudowaniach folwarcznych ukrywali się Żydzi, uciekinierzy z getta sterdyńskiego. Kierowany przez Niemców prowokator nawiązał kontakt z Szymelem ze Sterdyni, który był szkolnym kolegą Czesława Kotowskiego z Paulinowa. Teraz już uwiarygodniona para prowokatorów chodziła od domu do domu prosząc o żywność i informacje. Wiedzieli, że nikt im nie odmówi pomocy. Świadek tej tragedii, pani Janina Piwko-Stalewska, widziała egzekucje swojego ojca i matki „Niemiec wyprowadził z domu ojca i strzelił w oczy, tato jeszcze się rzucał, oprawca poprawił następną kulą. Wpadłam do domu – Mamusiu kochana, tatusia zbili.- krzyczałam. Niemiec odepchnął mnie. Mamę wziął za kark i wyprowadził do sieni. Usłyszałam strzał. I z tego wszystkiego padłam na kolana przed obrazem Matki Najświętszej i prosiłam Ją o ocalenie. Niemiec wszedł, popatrzył na mnie i wyszedł Tak przeżyłam – Moi rodzice wychowali do dorosłości ośmioro dzieci, pięciu synów i trzy córki. Wszyscy byli nauczeni w domu, że nikogo nie można opuszczać w potrzebie. Przyszedł Żyd, dali mu chleba. Za dobre serce zginęli rodzice. „ W sześćdziesiątą rocznicę śmierci mieszkańców Paulinowa, z inicjatywy Andrzeja Sarny i Jana Rominkiewicza – z Towarzystwa Miłośników Ziemi Sterdyńskiej, ustawiono skromną ludową kapliczkę z Jezusem Frasobliwym autorstwa twórców ludowych Józefa i Franciszka Pytlów. Zginęli za miłość okazywaną bliźnim. Chcemy zachować ich w pamięci ofiarowując im tę kapliczkę. Od tej chwili stanie się ona symbolem cierpienia i miłości symbolem naszej z nim solidarności - mówił Jan Rominkiewicz - nauczyciel sterdyńskiej szkoły i Zasłużony Działacz Kultury. Na wyblakłej blaszanej tabliczce można jeszcze odczytać nazwiska i wiek pomordowanych mieszkańców wsi. Za artykułem Edwarda Kopówki przywołajmy je w gazecie, bo kto wie czy za parę lat prawdy o tragedii w Paulinowie nie zamieni się w szmalcowników, jak powstanie w getcie - na powstanie warszawskie w Centrum Kultury im J. Pompidou w Paryżu. Wczesnym rankiem 24 lutego 1943 roku do folwarku Paulinów przyjechało z Ostrowi Mazowieckiej, w 60 samochodach, około 2 tysięcy niemieckich żołnierzy i policjantów. Agenci żydowscy prowadzeni przez gestapo wskazywali tych, którzy pomagali ich pobratymcom. Na początku zastrzelono stajennego Franciszka Kierylaka, lat 50, potem Józefa Kotowskiego, lat 56jego 54 letnią żonę Ewę Kotowską, syna Stanisława Kotowskiego,lat 25. Aresztowano sześć osób; Jana Siwińskiego, lat 50, Franciszka Augustyniaka, lat 25 (zięcia Siwińskiego), Mariana Nowickiego, lat 36 i Ludwika Uziębło, lat 45 (pochodzili z kolonii Ratyniec Stary), Zygmunta Drgasa, lat 25 (przesiedleńca z poznańskiego mieszkającego u Uziębły) Stanisława Piwko, lat 31 i Aleksandra Wiktorzaka, lat50. Wszystkich aresztowanych odprowadzono do lasu i rozstrzelano. Po wojnie rodziny ekshumowały ciała i przeniosły je na cmentarz w Sterdyni.
Powyborcze reminiscencje seniora
W sobotę
,przed wyborami na prezydenta RP odwiedziłem swoją rodzinę w Przwózkach. Po
pierwsze chciałem sprawdzić jak sprawuje się mój elektryczny skuter na
bezpiecznej i krótkiej trasie, po drugie chciałem zorientować się czy głowa rodziny Sławek nadal trwa w przekonaniu
ze najlepszym kandydatem na prezydenta RP jest Karol Nawrocki. Znałem
oczywiście sympatie polityczne Sławka, tak jak On znał moje co potwierdza jak
polityka dokonuje podziału w rodzinach.
Różnimy się zasadniczo ,ale puki co szanujemy się i mam nadzieję ,że nie
będziemy do siebie strzelać jak było w przeszłości miedzy Polakami. Na
potwierdzenie tej tezy przypomniałem historię bitwy pod Mołomotkami 13 kwietnia
1945 roku w której zginęło 17 milicjantów i żołnierzy wojska polskiego
eksportujących pojmanych za rozboje i kradzieże do aresztu w Sokołowie. Sławek
i jego trzy córki o urodzie gwiazd
filmowych znają legendę o milicjantach posterunku w Czerwonce przebierających
się za żołnierzy podziemia by rabować
chłopów z pieniędzy za sprzedaną świnie
lub krowę na targu w Sokołowie .Jednego
z tych bohaterów władza ludowa skazała na śmierć .Niech zajmujący się naszą najbliższą historią sprawdzą czy był to
akt sprawiedliwości czy zemsty politycznej .Takich niewyjaśnionych bądź
zakłamanych historii jest u nas wiele.Mimo upływu lat one nadal mają wpływ na
kondycję społeczną mieszkańców powiatu
sokołowskiego
M
O mnie kultura nie zapomina i zaprasza na kolejne jubileusze i imprezy. dając tym samym przykład innym zakładom pracy z których każdy ma swoją historię budowaną z mozołem i poświęceniem przez poprzedników. Tak więc kultura sokołowska znowu, jak kiedyś, daje przykład całej Polsce jak zasypywać rowy podziałów społecznych począwszy od zakładów pracy po środowiska zawodowe aż do grup społecznych. Najwyższy czas hasłu,Zgoda buduje przywrócić właściwe znaczenie.
A ja nie zapominam o swoich pracownikach z którymi co roku spotykamy się w Reymontówce i wspominamy lata naszej aktywności zawodowej i niestety wspominamy też coraz większą grupę naszych przyjaciół którzy z kultury i życia odeszli na zawsze,Ta nowa tradycja narodziła się w październiku 2003 roku kiedy zegnaliśmy Lucję Groblewicz -Zasłużonego Działacza Kultury,organizatora i długoletniego dyrektora Mińsko Mazowieckiego Ośrodka Kultury. Nad jej mogiłą i jakby z Jej duchowej inspiracji postanowiliśmy, że co roku spotykać się będziemy w Reymontówce by zacieśnić zerwane kontakty i przypomnieć sobie i innym ogrom pracy jaką wykonaliśmy dla cywilizacyjnego i kulturowego rozwoju mazowieckich i podlaskich miast i wsi .Najwyższy czas przerwać tradycję spotkań powodowanych pożegnaniami naszych koleżanek i kolegów: W Sokołowie Jadzi Rosłan, Jadzi Witkowskiej ,Heńka Rosochackiego-dyrektorów Sokołowskiego Ośrodka Kultury a także Wincentego Trębickiego i Heńka Wierzchowskiego z Centrum Kultury i Sztuki woj. siedleckiego .
Dziękuję i zapraszam wszystkich na tegoroczne spotkanie „dinozaurów kultury” jak zawsze w maju w dniu działacza kultury.Jako ludzie kulturalni nie zapominamy też o swoich przełożonych z Sokołowa,Siedlec i Warszawy.
,którym w imieniu wszystkich animatorów kultury byłego woj. .siedleckiego serdecznie dziękuję za zrozumienie , i codzienną troskę o materiale warunki rozwoju kultury a ja osobiście za wspieranie moich nie zawsze praworządnych pomysłów .i zrozumienie .Dziękuję swojej wspaniałej i wymagającej szefowej pani Zofi Grzebisz –Nowickiej Wojewodzinie Siedleckiej u której zawsze miałem pomoc i ochronę. Dziękuję Januszowi Nowickiemu który patronował naszym eksperymentom w sokołowskiej kulturze jako dyrektor departamentu Domów Kultury i Bibliotek Ministerstwa Kultury i Sztuki,później zaś z pozycji dyrektora Zarządu Szkół Artystycznych umożliwił powstanie w Mińsku Mazowieckim Szkoły Muzycznej II stopnia a w Siedlcach nową inwestycje dla już istniejącej szkoły. Dziękuję panu Ministrowi Wacławowi Janasowi który doceniając nasze zaangażowanie w ratowanie zabytków hojnie dotował województwo siedleckie. Był taki rok ,w którym miałem więcej pieniędzy na remonty zabytków jak woj. krakowskie .Dziękuję p Wicewojewodzie nadzorującemu kulturę dr Markowi Zelentowi dla którego nie było spraw niemożliwych do załatwienia w gąszczu biurokratycznych przepisów,limitów , asygnat i rozdzielników. Dziękuję mojemu przyjacielowi Heniowi Brzezińskiemu który mocno trzymał parasol ochronny nade mną i moimi działaniami nie zawsze zgodnymi z linią partii jak wydawało się niektórym dogmatycznym aparatczykom z siedleckiego białego domu.
Tym ludziom zawdzięczamy ,że już w1946 roku Sokołowianie mieli elektryczność Nie dbamy o naszą historię, oj nie dbamy. Ledwie minie parę l...