Tak było! Dzwonią do mnie koledzy Janusz z Warszawy i Waldek z Wrocławia, Heniek z Białegostoku i pytają, co sadzę o burzy, jaka się rozpętała w Polsce i na świecie za sprawą nowej ustawy o rzekomo polskich obozach koncentracyjnych opracowanej przez niejakiego wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego. Najkrócej odpowiadam: Jaki minister –taka ustawa. Skutki jej uchwalenia odczuwamy i odczuwać będziemy długo. W jednym jesteśmy zgodni - nie do końca rozumiemy reakcję polityków i sterowanych przez nich mediów na oczywiste zapisy tej ustawy. Pisze się w niej, że karać będziemy za rozpowszechnianie kłamstw o udziale Polaków w mordowaniu Żydów przez Niemców. Każdy z nas mógłby podać jednostkowe przykłady nagannego stosunku Polaków do Żydów. Heniek pamięta tragiczne losy fryzjera Abramka ze Sterdyni, szukającego schronienia w Białobrzegach. Janusz pamięta tragiczny los Żydów szukających schronienia w Dziegietni - szczęśliwym, że udało się im z pomocą innych Polaków uciec z sokołowskiego getta. Ale też znane są losy Żydów z Korczewa, ocalonych przez św. pamięci Kazimierza Miłobędzkiego. – Sprawiedliwego Wśród Narodów Świata, Kiedy jeszcze pan Kazio żył pokazywał mi listy dziękczynne mieszkanki Nowego Yorku, której w czasie okupacji wyrobił polskie papiery i wysłał na roboty do Niemiec. Tam bezpieczniej było przeżyć Żydówce niż w okupowanej przez Niemców Polsce. Niewiarygodne, ale prawdziwe. Tak, jak prawdziwa jest tragedia kilku polskich rodzin z Paulinowa, wydanych Niemcom przez dwójkę Żydów, za pomoc i schronienie, jaką otrzymali od tych rodzin kilka dni wcześniej, którą pamięta Waldek. Kto nie doświadczył życia w okupowanej przez Niemców Polsce, ten nie powinien, bezrefleksyjnie oceniać zachowania ludzi zagrożonych represjami władz. Historii nie da się pisać ustawami, a jej świadków zastraszać. Tu potrzebna jest edukacja i upowszechnienie prawdy. Dobrej, wynikającej z chrześcijańskich zasad i złej, którą kształtowała chciwość i zazdrość prowadząca do zdrady i zbrodni. W każdym narodzie można znaleźć jednych i drugich. ”Rzecz w proporcjom mocium panie", jak mawiał Onufry Zagłoba. I o zachowanie tych proporcji trzeba walczyć. Stale z każdym, ale argumentami opartymi na prawdzie, a nie ideologicznej propagandzie. Dlatego potrzebny nam dziś PROGRAM wielkiej edukacji społecznej. Sam chciałbym wiedzieć i przekazać swojemu wnuczkowi, ilu Rosjan, Ukraińców Litwinów czy Francuzów, ma godność Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. W szkole nie zrobi tego minister Zalewska, która sama nie wie, co wydarzyło się w Jedwabnem i w Kielcach. Dorosłym też nie zaszkodzi, jak będą więcej wiedzieć i rozumieć. W 1985 roku Minister Kultury i Sztuki, prof. Aleksander Krawczuk, wysłał mnie do Francji, bym poznał organizacje i finansowanie domów kultury i teatrów amatorskich. Gościnni gospodarze zaproponowali zwiedzanie paryskiego Centrum Kultury im J. Pompidou. Super nowoczesny gmach z zewnętrznymi przeszklonymi windami w starej rybackiej dzielnicy Paryża robił wrażenie. W jednej z sal multimedialne muzeum z wielkim telebimem, na którym z dostępnej listy można sobie wyświetlić filmy dokumentalne z całego świata w tym i z Polski. Wybrałem polską kulturę ludową. Na ekranie wycinankarki z Myszyńca a z głośników przyśpiewki kurpiowskie z Kadzidła. Fajnie jest, pomyślałem sobie widząc żywą reakcję mojej tłumaczki i grupki dzieci podziwiającej kunszt ludowych artystek wycinających kolorowe koguciki nożycami do strzyżenia owiec. No to jeszcze sięgnijmy po historię. Wcisnąłem guzik z napisem powstanie warszawskie. Chciałem pokazać Francuzom, jak walczyła Warszawa, gdy oni szykowali kolejne transporty swoich żydowskich obywateli do Treblinki. Na ekranie sceny z powstania z getta warszawskiego ze sławną karuzelą i harmonistą grającym skoczne oberki. Za murami giną ostatni obrońcy honoru Żydów, a po aryjskiej stronie kręci się karuzela i gra muzyka. Zwróciłem uwagę tłumaczce, że to nie to powstanie, że chcę zobaczyć powstanie warszawskie z 1 sierpnia 1944 roku. Odpowiedziała po konsultacji z kierownikiem sali, że w Warszawie było tylko jedno powstanie przeciwko Niemcom, w getcie 19 kwietnia 1943 roku. Miliony ludzi zwiedzało Centrum Kultury i Sztuki im. J .Pompidou w Paryżu i tysiącom z nich taką ciemnotę przez lata wciskali Francuzi. Czy ktoś interweniował w tej sprawie np. polska Ambasada? Nie wiem, ale wiem, że powinna. Czy do takiej interwencji potrzebne były ustawy? Nie sądzę. Na pewno potrzebna była aktywność i kompetencje polskich dyplomatów. Dawniej i dziś. Kto interesuje się historią wie, że z dyplomacją od wieków mamy poważne problemy, przez co ponosimy nie tylko wizerunkowe straty. Ograli nas w Jałcie i Teheranie, oszukali w należnych reparacjach wojennych. Teraz wykorzystują każdy błąd, by zrobić z nas antysemitów. To, dlaczego sami dajemy argumenty tym, którzy z różnych powodów nie lubią Polaków. Boleję nad tym, że jest ich coraz więcej. Przede wszystkim dzięki nam samym i naszym liderom. Nasz elegancki Premier jedną wypowiedzią w Monachium dolał oliwy do ognia i jakby tego było za mało, uhonorował pomnik brygady świętokrzyskiej, jedynej formacji zbrojnej w okupowanej Polsce współpracującej z Niemcami, m.in. w mordowaniu Żydów. Natychmiast pojawiły się obraźliwe i nie do końca obiektywne wypowiedzi polityków i żurnalistów przeciwko Polsce i polskim władzom. A przecież nasz premier powiedział prawdę. Potwierdzeniem, że wśród społeczności Żydowskiej też byli szubrawcy, jest historia jaka wydarzyła się w 24 lutego 1943 w Paulinowie k/Sterdyni. Przed laty pisał o niej dr Edward Kopówka – dyrektor Muzem Walki i Męczeństwa w Treblince. ”Pacyfikacje mieszkańców folwarku Paulinów poprzedziło rozpoznanie. Niemcy posłużyli się tu prowokacją. Rozpoznania dokonał szpieg podający się za francuskiego Żyda – uciekiniera z transportu do Treblinki. W pobliskim lesie i zabudowaniach folwarcznych ukrywali się Żydzi, uciekinierzy z getta sterdyńskiego. Kierowany przez Niemców prowokator nawiązał kontakt z Szymelem ze Sterdyni, który był szkolnym kolegą Czesława Kotowskiego z Paulinowa. Teraz już uwiarygodniona para prowokatorów chodziła od domu do domu prosząc o żywność i informacje. Wiedzieli, że nikt im nie odmówi pomocy. Świadek tej tragedii, pani Janina Piwko-Stalewska, widziała egzekucje swojego ojca i matki „Niemiec wyprowadził z domu ojca i strzelił w oczy, tato jeszcze się rzucał, oprawca poprawił następną kulą. Wpadłam do domu – Mamusiu kochana, tatusia zbili.- krzyczałam. Niemiec odepchnął mnie. Mamę wziął za kark i wyprowadził do sieni. Usłyszałam strzał. I z tego wszystkiego padłam na kolana przed obrazem Matki Najświętszej i prosiłam Ją o ocalenie. Niemiec wszedł, popatrzył na mnie i wyszedł Tak przeżyłam – Moi rodzice wychowali do dorosłości ośmioro dzieci, pięciu synów i trzy córki. Wszyscy byli nauczeni w domu, że nikogo nie można opuszczać w potrzebie. Przyszedł Żyd, dali mu chleba. Za dobre serce zginęli rodzice. „ W sześćdziesiątą rocznicę śmierci mieszkańców Paulinowa, z inicjatywy Andrzeja Sarny i Jana Rominkiewicza – z Towarzystwa Miłośników Ziemi Sterdyńskiej, ustawiono skromną ludową kapliczkę z Jezusem Frasobliwym autorstwa twórców ludowych Józefa i Franciszka Pytlów. Zginęli za miłość okazywaną bliźnim. Chcemy zachować ich w pamięci ofiarowując im tę kapliczkę. Od tej chwili stanie się ona symbolem cierpienia i miłości symbolem naszej z nim solidarności - mówił Jan Rominkiewicz - nauczyciel sterdyńskiej szkoły i Zasłużony Działacz Kultury. Na wyblakłej blaszanej tabliczce można jeszcze odczytać nazwiska i wiek pomordowanych mieszkańców wsi. Za artykułem Edwarda Kopówki przywołajmy je w gazecie, bo kto wie czy za parę lat prawdy o tragedii w Paulinowie nie zamieni się w szmalcowników, jak powstanie w getcie - na powstanie warszawskie w Centrum Kultury im J. Pompidou w Paryżu. Wczesnym rankiem 24 lutego 1943 roku do folwarku Paulinów przyjechało z Ostrowi Mazowieckiej, w 60 samochodach, około 2 tysięcy niemieckich żołnierzy i policjantów. Agenci żydowscy prowadzeni przez gestapo wskazywali tych, którzy pomagali ich pobratymcom. Na początku zastrzelono stajennego Franciszka Kierylaka, lat 50, potem Józefa Kotowskiego, lat 56jego 54 letnią żonę Ewę Kotowską, syna Stanisława Kotowskiego,lat 25. Aresztowano sześć osób; Jana Siwińskiego, lat 50, Franciszka Augustyniaka, lat 25 (zięcia Siwińskiego), Mariana Nowickiego, lat 36 i Ludwika Uziębło, lat 45 (pochodzili z kolonii Ratyniec Stary), Zygmunta Drgasa, lat 25 (przesiedleńca z poznańskiego mieszkającego u Uziębły) Stanisława Piwko, lat 31 i Aleksandra Wiktorzaka, lat50. Wszystkich aresztowanych odprowadzono do lasu i rozstrzelano. Po wojnie rodziny ekshumowały ciała i przeniosły je na cmentarz w Sterdyni.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Tym ludziom zawdzięczamy ,że już w1946 roku Sokołowianie mieli elektryczność Nie dbamy o naszą historię, oj nie dbamy. Ledwie minie parę l...

-
Helikopter... Na jednej z licznych udanych imprez Sokołowskiego Ośrodka Kultury, były starosta sokołowski pan Antoni Czarnocki wspominał...
-
Ulica majora Świtalskiego Na osiedlu Miłosna, od ulicy Praweckiego do Powstańców Śląskich biegnie ulica komendanta nosząca imię sokoło...
-
Spełniając życzenia licznych internautów wybrałem opisy kilku sokołowskich ulic i publikuję je na blogu. Będę wdzięczny za Wasze opinie i uw...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz