sobota, 26 kwietnia 2025

 Obiad Jasia z Premierem

    Nie tak dawno, bo jakieś niespełna parę lat temu, cała władza miasta i powiatu sokołowskiego została ,,postawiona na baczność”. Sam wicepremier i Minister Kultury i Sztuki w jednym, czyli Józef Tejchma, przyjeżdża! Tak Dostojnego Gościa Sokołów na oczy nie widział. Niezapowiadane gospodarskie wizyty” także nie były jeszcze w modzie. Poruszenie ogromne. Sztaby pracują - co robić? Jak robić? Narada goniła naradę. Pisano i zmieniano scenariusze pobytu. Rozdzielano zadania i zaproszenia do wspólnego stołu z gościem...

    Skąd ten honor dla miasta? Trudno dziś uwierzyć, ale chodziło tylko i wyłącznie o ... kulturę! Konkretnie o sokołowski eksperyment”. Gazety i tygodniki rozpisywały się o nowym modelu funkcjonowania placówek kultury, zjeżdżali goście z całego kraju, bo Ministerstwo Kultury i Sztuki - nie bez oporów - zezwoliło na przełamanie stereotypu zarządzania i finansowania kultury w mieście i powiecie.

    Pomysł był prosty - zintegrować pod wspólnym kierownictwem Powiatowy Dom Kultury, bibliotekę, kino, ogniska artystyczne oraz zapewnić  im wszystkim jedno źródło finansowania, jeden budżet w miejsce wielorakości środków państwowych, lokalnych, społecznych. Słowem - ułatwić współdziałanie, zespolić inicjatywy, zaoszczędzić pieniądze, których zawsze brakowało, lepiej i sensowniej wykorzystać kadrę pracowników, lokale. A więc - nie każdy sobie i na swoim, a wszyscy razem na rzecz rozwoju życia kulturalnego w mieście i powiecie.

    Ten nowy model działania placówek kultury opracowano i wprowadzono w życie nie gdzie indziej a właśnie w Sokołowie. Jako eksperymentalny i jedyny w kraju! Po roku eksperymentowania ,,sokołowski model” miał być upowszechniany w innych regionach Polski. Premier Tejchma chciał więc na własne oczy zobaczyć, jak to to” funkcjonuje, jak się sprawdza w działaniu i przekonać się, czy warto takie rozwiązania popierać.             

         Mnie - promotorowi ,,eksperymentu” – moim koleżankom i kolegom w Powiatowego Ośrodka Kultury ogromnie zależało na dobrej ocenie naszej pracy. Stawaliśmy na głowie, by wszystko wypadło  jak najlepiej. A z nami – oczywiście - działał nasz równie niezawodny, co nieprzewidywalny ,,najlepszy kierowca świata” Janek Godlewski. Był podniecony stosownie do rangi wydarzenia, a nawet bardziej. Pogadałem więc z nim w cztery oczy

piątek, 25 kwietnia 2025


 


-- „Gloria Artis” dla Wacława Kruszewskiego  Na podstawie ustawy o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej wieloletni dyrektor Powiatowego Domu Kultury w Sokołowie Podlaskim z lat 70. i 80. Wacław Kruszewski został odznaczony przez ministra kultury i ochrony dziedzictwa narodowego Brązowym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” za zaangażowanie w opiekę nad zabytkami i popularyzowanie historii regionu. Medal wręczyli laureatowi burmistrz Iwona Kublik, wiceminister Czesław Mroczek i Krzysztof Chaberski. Gratulacje Wacławowi Kruszewskiemu w związku z przyznaniem wyróżnienia przesłał też marszałek województwa mazowieckiego Adam Struzik. A sam laureat zaczął z humorem: - Powiem nieskromnie, że mi się należało. Jeśli weteranów się dostrzega i szanuje ich pracę, to jest dobry kierunek. A bywa z tym różnie, jak wiemy – mówił. - Jeśli pani minister dała mi brązowy medal, nie złoty, to znaczy, że mam coś jeszcze do zrobienia. Sokołów znany jest w Polsce z dwóch rzeczy: parówek i kultury. O stan kultury się nie martwię, martwię się bardziej o jakość parówek – podsumował.
Z wyrazami sza

poniedziałek, 21 kwietnia 2025

 Ciąg dalszy historii domu kultury

. Do Wydziału Kultury i Sztuki, przyszedł pan Bartel ze wsi Grzymki gm. Ceranów, po decyzję o przydzieleniu dotacji na budowany przez mieszkańców wsi Dom Ludowy. Po jego wyjściu zauważyłem worek oparty o piec kaflowy. Wybiegłem z pokoju, ale interesanta już nie było. Zajrzałem do worka a w nim jakieś mięso. Natychmiast udałem się do mojego szefa p. Józefa Boreckiego Wiceprzewodniczącego Prezydium Powiatowej Rady Narodowej i zameldowałem o znalezisku i wizycie w Wydziale inicjatora budowy domu ludowego. Pan Józef, jak zawsze, spokojnie i bez emocji wydał mi polecenie. Miałem zobaczyć jakie to mięso, ustalić jego cenę na wolnym rynku, u pani Zofii Jazurkowej kierowniczki Wydziału Handlu, następnie u dozorcy p. Jana Małychy zważyć zawartość, podzielić na trzy części, obliczyć i zebrać należność od trzech beneficjentów i najdalej następnego dnia przedstawić przewodniczącemu dowód wpłaty na konto Funduszu Odbudowy Stolicy i Kraju.  I jeszcze jedno- powiadomi pan komitet budowy, że na otwarcie domu ludowego przyjadę osobiście pod warunkiem, że na poczęstunek przyrządzą ryby z Bugu, a nie zakazaną cielęcinę. A ponieważ zapowiadają się goście z województwa, niech nie serwują swoich wyrobów alkoholowych w których, nie wiem dlaczego, warszawiacy nie gustują .  Tylko pani Jazurkowa odmówiła udziału w tej transakcji uznając, że konsumpcja zakazanej przez władze cielęciny, jest wysoce naganna i grozi nieokreślonymi bliżej konsekwencjami. Obowiązuje bowiem zakaz uboju cieląt, zatem obrót cielęciną jest karalny. Pani Zofia radziła, by zgłosić to zdarzenie na MO, bo może się to źle dla mnie skończyć. Pełen obaw, wykonałem jednak polecenie mojego zwierzchnika i sokołowski Fundusz Odbudowy Stolicy i Kraju wzbogacił się o 85 zł. uzyskanych od przewodniczącego, dozorcy i kierownika.

Po wstrzymaniu finansowania budowy ze środków Społecznego Funduszu Odbudowy Stolicy i Kraju, władze powiatowe pilnie szukały pieniędzy na dokończenie rozgrzebanej inwestycji. Na jednej z narad p. Józef Nasiłowski-dyrektor MHD oznajmił, że w MHD są pieniądze i jeśli dostanie dom kultury, za rok zrobi z niego największy w województwie warszawskim Wielki Dom Towarowy, dający prestiż miastu i zatrudnienie jego mieszkańcom. Władze powiatu przyjęły propozycje dyrektora Nasiłowskiego z zadowoleniem, bo pozbywają się kłopotów a jednocześnie zyskują uznanie ministra Hilarego Minca, likwidującego w Polsce relikty prywatnego handlu.

Przez p. Boreckiego poprosiłem o danie mi tygodnia na znalezienie dotacji umożliwiającej kontynuowanie robót i pozostawienie obiektu kulturze. Poprosiłem jednocześnie o przeniesienie mnie z kierownika Wydziału Kultury i Sztuki PPRN, na kierownika domu kultury w budowie mając nadzieję, że takim zabiegiem uratuję dom kultury. I zaczęło się. W strukturze Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Sokołowie nie było wśród jednostek i zakładów budżetowych – domu kultury, nie było więc budżetu, etatu i funduszu osobowego umożliwiającego zatrudnienie kierownika. Takie decyzje w ustalonych i planowanych terminach podejmowano          w Warszawie. Dotąd Sokołów nie występował z wnioskami o etaty i dotacje na dom kultury, bo nie miał odpowiednich lokali na organizację takiej instytucji. Koło się zamknęło. Zagrożony utratą pracy, którą polubiłem i zaufaniem swojego szefa, którego przekonałem do wstrzymania oddania budynku handlowcom, zacząłem działać. Przez Andrzeja Sałajczyka – kadrowca w Wojewódzkim Zarządzie Kin dotarłem do dyrektora WZK – Henryka Sobolaka i przekonałem go o potrzebie otwarcia w Sokołowie nowoczesnego kina panoramicznego. Kino „Zdobycz” przy ulicy Lipowej nie nadaje się do tego ze względów technicznych, a ponadto trzeba płacić wysoki czynsz za wynajem pomieszczeń od OSP. Moja propozycja jest taka- przekażemy Wojewódzkiemu Zarządowi Kin okazały budynek domu kultury, w którym Wojewódzki Zarząd Kin za niewielkie pieniądze uruchomi wspaniałe, liczące 420 miejsc – kino panoramiczne. Dyrektorowi Sobolakowi propozycja podobała się i prosił tylko o pomoc, w przekonaniu do tego planu Naczelniczki Wydziału Kultury i Sztuki Wojewódzkiej Rady Narodowej        w Warszawie pani Aleksandry Forbert-Koftowej. Cieszyłem się uznaniem pani naczelniczki, za skuteczny nadzór i zawsze wiarygodne meldunki        z budowy upamiętnienia byłego obozu pracy i zagłady w Treblince. Miałem też przywilej bezpośrednich kontaktów z jej zastępcą, Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków – Wacławem Kochanowskim, którego staraniom zawdzięczamy odnalezienie na plebanii w Kosowie obrazu El Greco – Ekstaza św. Franciszka. Gdzie i z kim się dało, drążyłem temat dokończenia budowy, jeśli nie całego domu kultury, to przynajmniej jego sali widowiskowej, sceny i kabiny projekcyjnej. Udało się! 10 października 1964 roku polską premierą filmu Ewy i Czesława Petelskich pt. Naganiacz z udziałem aktorów, reżyserów i grających w filmie mieszkańców miasta i powiatu otwarto w Sokołowie bajeczne, nowoczesne kino panoramiczne z pierwszym w mieście kolorowym neonem „Kino Sokół”. W kinie, wygodne tapicerowane fotele usytuowane amfiteatralnie, doskonała jakość dźwięku         i obrazu. Na suficie 2400 szt. kolorowych płynnie wygaszanych reflektorków. W tamtych siermiężnych czasach sala kinowo-teatralna Powiatowego Domu Kultury robiła niesamowite wrażenie na widzach.

 

 

 

 

 

 

 Szanowny Panie Dyrektorze,

Bardzo dziękuję za Pana poruszający i pełeą osobistych refleksji wiadomość z okazji 60-lecia Sokołowskiego Ośrodka Kultury. Pańska opowieść o narodzinach i pierwszych dekadach funkcjonowania naszej instytucji to nie tylko cenne świadectwo historyczne, ale też ważny głos w dyskusji o roli kultury w budowaniu lokalnej wspólnoty – niezależnie od zmieniających się kontekstów politycznych i społecznych.

Z wielkim szacunkiem i zainteresowaniem przeczytałem Pana wspomnienia. Są one nieocenionym zapisem tamtego czasu – pełnego wyzwań, ale i niezwykłej determinacji ludzi, którzy wierzyli, że kultura może zmieniać rzeczywistość. Dzięki takim osobom jak Pan, Sokołów otrzymał nie tylko imponujący gmach, ale przede wszystkim miejsce, w którym przez dekady rozwijała się lokalna tożsamość, twórczość i pasja mieszkańców.

Jubileusz 60-lecia to doskonały moment, by z wdzięcznością spojrzeć wstecz i przypomnieć tych, którzy tworzyli fundamenty dzisiejszego SOK-u. Pański „skromny udział” – jak Pan to ujmuje – jest w istocie ogromnym wkładem, za który składam Panu serdeczne podziękowania i wyrazy uznania.

Z wyrazami szacunku i życzeniami zdrowia.


W dniu pon., 21 kwi 2

 

Krótka? historia domu kultury w Sokołowie dla nowego dyrektora p.Jacka Drąźkiewicza z nadzieją i wiarą, że ją wzbogaci o swoje dokonania.


60 lat Sokołowskiego Ośrodka Kultury

 

 

Ponad pół wieku  Sokołowski Ośrodek Kultury  pracuje nad  twórczością i upowszechnianiem kultury wśród mieszkańców miasta  i powiatu. To piękny jubileusz, godny zapisania na kartach naszej najnowszej historii. Mam swój skromny udział w dorobku tej instytucji, skoro pani Maria Koc, moja następczyni na stanowisku dyrektora  a następnie poseł RP poprosiła mnie bym, opisał narodziny domu kultury w Sokołowie

Czynię to z przyjemnością i obawą. Z przyjemnością, bo miło powspominać młode lata, ale i z obawą, czy będę dobrze zrozumiany. Byłem przecież nomenklaturowym dyrektorem instytucji, realizującej zadania w zakresie twórczości i upowszechniania kultury socjalistycznej. A czasy, na które przypadła „pierwsza pięćdziesiątka” – mam nadzieję, że będą następne – nie są wolne od zniekształceń i braku obiektywizmu. By sprostać niełatwemu zadaniu, przejrzałem sterty osobistych dokumentów, wycinków prasowych. Przeczytałem prace magisterskie pisane przez studentów Uniwersytetu Warszawskiego i Akademii Podlaskiej w Siedlcach. Niestety, nigdzie nie znalazłem dokumentów które dałyby mnie i czytelnikom odpowiedź- jak to się stało, że w biednym, małym miasteczku, pozbawionym przemysłu i związanej z nim klasy robotniczej, postanowiono zbudować okazały dom kultury. Jedną z dwóch inwestycji tego typu w całej Polsce. Druga identyczna pod względem architektury powstała w Mrągowie. Na początku lat pięćdziesiątych trwała jeszcze „zimna wojna”, pomiędzy krajami obozu socjalizmu i kapitalizmu i „gorąca” w Korei. Cały wysiłek narodu nakierowany był na wzmocnienie obronności kraju, rzekomo zagrożonego przez zachodnich imperialistów. W nadbużańskich lasach, kryli się jeszcze ostatni żołnierze Łupaszki, Huzara, Młota, Sokolika i Marynarza czekających na wybuch III wojny światowej. W ocenie warszawskich decydentów, powiat sokołowski miał opinię powiatu, gdzie władza ludowa nie miała poparcia wśród społeczeństwa. Nie pomagały reforma rolna i nacjonalizacja przemysłu. Do serc i rozumów Podlasiaków postanowiono trafić przez kulturę. Zadania organizowania i prowadzenia działalności kulturalnej na wsi powierzono Gminnym Spółdzielniom: „Samopomoc Chłopska”. W Kosowie Lackim wiejską świetlicą kierowała pani Wanda Lenczewska, w Sterdyni – pani Halina Stefaniak. Jak grzyby po deszczu powstawały remizo-świetlice ochotniczych straży pożarnych a przy nich amatorskie zespoły teatralne. Na szczeblu powiatu nie było instytucji, która mogłaby koordynować i nadzorować działalność kulturalną na wsi. Takie funkcje spełniał Referat Kultury Prezydium Powiatowej Rady Narodowej, ale ograniczały się one do wydawania zezwoleń ma publiczne imprezy, wypożyczanie kostiumów, zapewnienie repertuaru dla zespołów teatralnych. W zderzeniu z niebywałą aktywnością mieszkańców wsi, była to namiastka pomocy jakiej można było udzielać. Dlatego władze powiatowe wszystkich partii, chociaż z różną argumentacją, rozpoczęły starania o pozyskanie dla Sokołowa domu kultury. Józef Kuźma – lider Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego, uzasadniał potrzebę budowy domu kultury, wyrównaniem krzywd jakie chłopstwo doznało za sanacji i okupacji, pozbawione dostępu do oświaty i kultury oraz konieczności zachowania bogatej tradycji kultury ludowej. Wacław Śliwiński I sekretarz KP PZPR, w domu kultury widział oręż do walki z ciemnotą i klerykalizmem mieszkańców powiatu, kultywującym ludowo-endeckie tradycje  ziemiańskie. Tylko Józef Borecki reprezentant Stronnictwa Demokratycznego, nie szukał argumentów ideologicznych, skupiając się na potrzebie obcowania z polską kulturą, którą zapamiętał z czasów dzieciństwa i młodości spędzonych w Buczaczu. W tym gronie p. Józef był najbardziej biegłym w mowie i piśmie. Na Ukrainie skończył tzw. małą maturę. Jemu przypadało więc opracowanie wniosków i ich obronę w czasie różnych narad i konsultacji. Był skuteczny na początku bojów o dom kultury, jak i później, gdy trzeba było bronić przed jego przekształceniem   w największy na Mazowszu – Dom Towarowy. Wnioski opracowane przez Józefa Boreckiego, trafiły do Dyrektora Departamentu Domów Kultury           i Bibliotek Ministerstwa Kultury i Sztuki. Był nim pan Grzegorz Radomski, jeden z pierwszych po wojnie, starostów sokołowskich. Pan Grzegorz wyniósł z Sokołowa miłe wspomnienia i jak opowiadał – życie. Zawdzięczał je zwyczajowi nie brania ze sobą obstawy ubeckiej, gdy jechał na wiejskie zebrania przekonywać chłopów do poparcia demokratycznej robotniczo-chłopskiej władzy. Tym gestem zyskiwał uznanie leśnych i mieszkańców wsi, którzy im pomagali. Decyzja o budowie okazałego domu kultury zapadła w 1953 roku. Wykonawcą było Powiatowe Przedsiębiorstwo Budowlane w Sokołowie a inwestorem Wydział Kultury i Sztuki Wojewódzkiej Rady Narodowej w Warszawie. Koparki i spychacze weszły na plac budowy wiosną 1955 roku rujnując pielęgnowane ogródki pracowników Powiatowej Rady Narodowej. Pierwszym kierownikiem budowy był p. Jan Janista a ostatnim p Eugeniusz Lewkowicz. Już na początku pojawiły się kłopoty finansowe, materiałowe i wykonawcze. Ślimacząca się budowa domu kultury, nagle pozbawiona została finansowania ze środków Funduszu Odbudowy Stolicy i Kraju. W zbiórce społecznych pieniędzy na ten fundusz, powiat sokołowski osiągał bardzo dobre wyniki, chcąc zapewnić sobie stałe finansowanie rozpoczętej inwestycji. Z jakim zaangażowaniem zbierano pieniądze, niech świadczy taka urzędnicza historyjka, która zapamiętałem    z roku 1964. Do Wydziału Kultury i Sztuki, przyszedł pan Bartel ze wsi Grzymki gm. Ceranów, po decyzję o przydzieleniu dotacji na budowany przez mieszkańców wsi Dom Ludowy. Po jego wyjściu zauważyłem worek oparty o piec kaflowy. Wybiegłem z pokoju, ale interesanta już nie było. Zajrzałem do worka a w nim jakieś mięso. Natychmiast udałem się do mojego szefa p. Józefa Boreckiego Wiceprzewodniczącego Prezydium Powiatowej Rady Narodowej i zameldowałem o znalezisku i wizycie w Wydziale inicjatora budowy domu ludowego. Pan Józef, jak zawsze, spokojnie i bez emocji wydał mi polecenie. Miałem zobaczyć jakie to mięso, ustalić jego cenę na wolnym rynku, u pani Zofii Jazurkowej kierowniczki Wydziału Handlu, następnie u dozorcy p. Jana Małychy zważyć zawartość, podzielić na trzy części, obliczyć i zebrać należność od trzech beneficjentów i najdalej następnego dnia przedstawić przewodniczącemu dowód wpłaty na konto Funduszu Odbudowy Stolicy i Kraju.  I jeszcze jedno- powiadomi pan komitet budowy, że na otwarcie domu ludowego przyjadę osobiście pod warunkiem, że na poczęstunek przyrządzą ryby z Bugu, a nie zakazaną cielęcinę. A ponieważ zapowiadają się goście z województwa, niech nie serwują swoich wyrobów alkoholowych w których, nie wiem dlaczego, warszawiacy nie gustują .  Tylko pani Jazurkowa odmówiła udziału w tej transakcji uznając, że konsumpcja zakazanej przez władze cielęciny, jest wysoce naganna i grozi nieokreślonymi bliżej konsekwencjami. Obowiązuje bowiem zakaz uboju cieląt, zatem obrót cielęciną jest karalny. Pani Zofia radziła, by zgłosić to zdarzenie na MO, bo może się to źle dla mnie skończyć. Pełen obaw, wykonałem jednak polecenie mojego zwierzchnika i sokołowski Fundusz Odbudowy Stolicy i Kraju wzbogacił się o 85 zł. uzyskanych od przewodniczącego, dozorcy i kierownika.

Po wstrzymaniu finansowania budowy ze środków Społecznego Funduszu Odbudowy Stolicy i Kraju, władze powiatowe pilnie szukały pieniędzy na dokończenie rozgrzebanej inwestycji. Na jednej z narad p. Józef Nasiłowski-dyrektor MHD oznajmił, że w MHD są pieniądze i jeśli dostanie dom kultury, za rok zrobi z niego największy w województwie warszawskim Wielki Dom Towarowy, dający prestiż miastu i zatrudnienie jego mieszkańcom. Władze powiatu przyjęły propozycje dyrektora Nasiłowskiego z zadowoleniem, bo pozbywają się kłopotów a jednocześnie zyskują uznanie ministra Hilarego Minca, likwidującego w Polsce relikty prywatnego handlu.

 

 

 

Helikopter...

 

 

 

N

a jednej z licznych udanych imprez Sokołowskiego Ośrodka Kultury, były starosta sokołowski pan Antoni Czarnocki wspominał swoje pierwsze dni w naszym mieście. Zachował w pamięci dwa wydarzenia związane z kulturą – montaż stalowych konstrukcji dachu, z udziałem helikoptera w roli podniebnego dźwigu i lubianą przez  

 

Helikopter...

 

 

 

N

a jednej z licznych udanych imprez Sokołowskiego Ośrodka Kultury, były starosta sokołowski pan Antoni Czarnocki wspominał swoje pierwsze dni w naszym mieście. Zachował w pamięci dwa wydarzenia związane z kulturą – montaż stalowych konstrukcji dachu, z udziałem helikoptera w roli podniebnego dźwigu i lubianą przez Sokołowian towarzyską imprezę „Schadzka u Wacka”. Zapewne pamięta też o innych wydarzeniach ale przypomniał te, które wypadało wygłosić na jubileuszu Sokołowskiego Ośrodka Kultury, na którym też byłem. O licznych imprezach teraz piszą i mówią bezustannie, potwierdzając stare przysłowie, gdzie chleba brakuje tam organizuje się igrzyska. Zajmę się więc wydarzeniem bez precedensu w historii naszego miasta, owym montażem konstrukcji dachu nad wypaloną salą kinową domu kultury. Pożar wywołali robotnicy spawający metalowe sztangi fartuchów maskujących scenę. Ciekły metal spadał na pluszowe kurtyny oraz ekran kina i tlił się, gdy bezmyślni wykonawcy roboty spokojnie spożywali śniadanko. Sjestę przerwał gryzący dym, który wypełnił pomieszczenia obok sceny. Wszczęli alarm. Przyjechała straż. Ale ogień już przeniósł się na drewniany strop sali kinowej i był nie do opanowania. Strażacy i liczni mieszkańcy miasta, ruszyli do pomieszczeń nie zagrożonych pożarem, by ratować z nich wyposażenie domu kultury i biblioteki. Z holu wyniesiono dwie wielkie palmy podarowane domowi  kultury przez  dr Edwarda PERŁOWSKIEGO,  wielce zasłużonego towarzyską imprezę „Schadzka u Wacka”. Zapewne pamięta też o innych wydarzeniach ale przypomniał te, które wypadało wygłosić na jubileuszu Sokołowskiego Ośrodka Kultury, na którym też byłem. O licznych imprezach teraz piszą i mówią bezustannie, potwierdzając stare przysłowie, gdzie chleba brakuje tam organizuje się igrzyska. Zajmę się więc wydarzeniem bez precedensu w historii naszego miasta, owym montażem konstrukcji dachu nad wypaloną salą kinową domu kultury. Pożar wywołali robotnicy spawający metalowe sztangi fartuchów maskujących scenę. Ciekły metal spadał na pluszowe kurtyny oraz ekran kina i tlił się, gdy bezmyślni wykonawcy roboty spokojnie spożywali śniadanko. Sjestę przerwał gryzący dym, który wypełnił pomieszczenia obok sceny. Wszczęli alarm. Przyjechała straż. Ale ogień już przeniósł się na drewniany strop sali kinowej i był nie do opanowania. Strażacy i liczni mieszkańcy miasta, ruszyli do pomieszczeń nie zagrożonych pożarem, by ratować z nich wyposażenie domu kultury i biblioteki. Z holu wyniesiono dwie wielkie palmy podarowane domowi  kultury przez  dr Edwarda PERŁOWSKIEGO,  wielce zasłużonego

 Poznaniacy w Czerwonce


Cykl moich artykułów o Poznaniakach przesiedlonych w grudniu 1939 roku do Sokołowa

wywołał duże zainteresowanie czytelników. Do redakcji „Wieści Sokołowskich” przesłali

swoje wspomnienia państwo: Irena Sobolewska, Janusz i Wiesława Czarnoccy oraz

Waldemar Kamonciak; obecnie mieszkaniec Wrocławia pochodzący z Kupientyna.

Dostaliśmy także kopię artykułu prasowego z pisma ukazującego się w wielkopolskiej

Goślinie Murowanej, a w nim wspomnienia sprzed sześćdziesięciu lat Władysława Prusa, w

czasie wojny pełniącego rolę organisty w naszym sokołowskim kościele św. Rocha. Pan Prus

trafił do Sokołowa i mieszkał u państwa Szulców, w domu położonym tuż przy moście na

ulicy Siedleckiej. Pracę organisty w kościele pw. św. Michała Archanioła załatwił mu nasz

miejscowy organista, pan Aleksander Langowski, o którym jego kolega po fachu z

Poznańskiego zachował miłe wspomnienia. Podobnie dobre wspomnienia zachował o panu

Grądzkim ps. „Krzemień”, organizatorze pierwszych struktur niepodległościowych w

Sokołowie i w Kosowie Lackim. Prus, organista z Poznańskiego i Grądzki, zawodowy oficer

z Sokołowa, w mrocznych czasach hitlerowskiej okupacji prowadzili dyskusje o

możliwościach walki z Niemcami na terenie Wielkopolski i na Podlasiu. Rozmowy te toczyły

się najczęściej na plebanii i w mieszkaniach ich zaufanych przyjaciół.

Kilka lat temu do Miejskiej Biblioteki Publicznej, mieszczącej się w budynku dawnego

dworca kolejowego przybyła także delegacja byłych przesiedleńców, w której znalazła się

pani urodzona w Sokołowie, gdzie w domu przy ulicy Kolejowej mieszkali jej rodzice w

czasie wojny. Przyjechała, chcąc odnaleźć ten dom, poznać jego mieszkańców i podziękować

im. Sam budynek zmienił się nie do poznania, także otoczenie widoczne na zachowanych z

tego okresu zdjęciach wygląda inaczej. Rozpoznać udało jej się jedynie pobliską kapliczkę.

Również dawnych sąsiadów trudno będzie teraz znaleźć ze względu na upływ czasu, ale

przecież wszystko jest możliwe, jeśli starsi mieszkańcy Sokołowa nam w nich pomogą. Na

szczęście pracownicy naszej Biblioteki obiecali włączyć się w te poszukiwania.

Takim przykładem ocalonej historii jest Irena Sobolewska, która opisała swoje wspomnienia

z wakacji spędzanych u cioci we wsi Kuczaby koło Sterdyni, mieszkającej wśród kilku

innych rodzin przesiedleńców z Wielkopolski. Ciekawą historię opowiedziała nam również

córka pani Ireny, Barbara Sobolewska-Węgrzyn; doktorantka Wyższej Szkoły Gospodarki w

Bydgoszczy, która trakcie studiów poznała poznała prof. Wiesława Maika. Profesor w swoim

wystąpieniu z okazji jubileuszu 70-lecia, przypomniał, że urodził się w Sokołowie w 1941

roku. To oczywiście wzbudziło wielkie zainteresowanie młodej Sokołowianki, wspomniała


więc profesorowi, że i ona też pochodzi z Sokołowa, więc są krajanami. Profesor opowiedział

jej, jak jego rodzice zostali przesiedleni w grudniu 1939 roku z Pobiedzisk do Sokołowa i

następnie zamieszkali we wsi Czerwonka, w domu gościnnej rodziny Sowów. Gospodarz Jan

Sowa zapewnił państwu Maikom dobre jak na tamte czasy warunki bytowania, oddając

wojennym tułaczom osobną izbę w swoim niewielkim domu, a przyszli rodzice profesora

podjęli pracę w miejscowej szkole. Tak więc, dzięki wiedzy pani Barbary Sobolewskiej-

Węgrzyn sokołowska lista utalentowanych ludzi urodzonych w naszym mieście wzbogaciła

się o profesora dr hab. Wiesława Maika, wybitnego polskiego geografa, specjalisty w zakresie

gospodarki społeczno-ekonomicznej, geografii turystycznej i gospodarki przestrzennej. W

podsokołowskiej Czerwonce można odnaleźć jeszcze ludzi pamiętających Teodozję i Marcina

Maików; rodziców profesora, którzy uczyli dzieci w miejscowej szkole podstawowej, a

tutejszej młodzieży zapewnili również wykształcenie na zakazanym przez okupanta poziomie

gimnazjalnym prowadząc tajne komplety i ryzykując tym swoje życie.

Jednym z wielu uczniów kierownika Szkoły Powszechnej w Sokołowie, pana Marcina Maika

był znany naukowiec, nasz rodak z ulicy Krzywej profesor Jan Izdebski, późniejszy

współpracownik prof. Choh Hao Li (University of California, USA) oraz laureata nagrody

Nobla prof. Andrew Schally’ego (University of New Orlean, USA). Świadectwo szkolne

profesora Izdebskiego znajduje się obecnie w Pracowni Dokumentacji Dziejów Miasta. O tym

wszystkim dowiedział się profesor Maik, kiedy wraz z małżonką odwiedził nasze strony, by

podziękować Sokołowianom za pomoc, jaką otrzymali jego rodzice w czasach hitlerowskiej

okupacji. Z przyjemnością publikuję to wszystko tutaj, aby pamięć o wydarzeniach z okresu

II wojny trwała wśród mieszkańców

poniedziałek, 14 kwietnia 2025


 Szanowni słuchacze i studenci Sokołowskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku!

Dziękuję serdecznie, że tak licznie przyszliście do Sokołowskiego Ośrodka Kultury, by

posłuchać co ma do powiedzenia jego pierwszy dyrektor oraz (bez fałszywej skromności)

organizator i twórca domu kultury w Sokołowie. Tematem wykładu miały być ulice Sokołowa

opisane w mojej nowej książce z pięknymi zdjęciami miasta o trudnej urodzie Magdy Stasiuk

pt. „Patroni naszych ulic”. Ale, jak to zwykle ze mną było i bywa: samowolnie, nie pytając o

zgodę organizatorów bawiłem Państwa również opowieściami z czasów mojej aktywności w

kulturze sokołowskiej. Opisałem je w mojej pierwszej książce pt. „Kalejdoskop wspomnień”,

którą zabrałem ze sobą. Na szczęście, na moją prośbę, prowadzący spotkanie pan Artur

Ziontek pilnował, bym nie poszedł „o jeden most za daleko” i zgrabnie podpowiadał mi

wątki, które rozwijałem. Niebawem doczekamy się 60. rocznicy utworzenia Powiatowego

Domu Kultury w Sokołowie. Kilka lat temu na prośbę pani Marii Koc, ówczesnej dyrektorki

SOK-u napisałem historię trwającej przez 14 lat jego budowy i działalności pod rządami

cenzury i nadzoru politycznych komisarzy. Przetrwaliśmy ten okres w nienajgorszej kondycji.

Przetrwamy więc i dzisiejszy kryzys spowodowany polityką, której kultura nie znosi. Na

potwierdzenie tej tezy przypomnę chociażby spotkania żołnierzy AK w kawiarni

Niespodzianka w 1964 roku, wizyty w Sokołowie znanych pisarzy m.in. Cezarego

Chlebowskiego, Bronisława Trońskiego, Wojciecha Żukrowskiego, Witolda Retki,

wzbogacenie repertuaru kina o filmy amerykańskie czy prezentację głośnej wystawy

fotograficznej WENUS, którą z Krakowa sprowadził Heniek Rosochacki. Jeśli moi następcy

będą tym zainteresowani, to chętnie im opowiem, jak udawało mi się utrzymać na stanowisku

dyrektora domu kultury przez 12 lat, bo od roku 1964 do 1976. Warto korzystać z

doświadczenia poprzedników. Taki postulat-dedykację przesyłam nie tylko Marcinowi

Celińskiemu.

wtorek, 8 kwietnia 2025

 

Wacław Kruszewski waclawkruszewski37@gmail.com

20 mar 2025, 14:52
do Wiesława
 Stulecie ks. Salezjanów w Sokołowie wspominam z uznaniem za ich
działalność  edukacyjną w dziedzinie kultury i wychowania
patriotycznego .Jeszcze  na ulicach Warszawy bili się o wolność i
honor powstańcy a w kościele św. Rocha przy ulicy Kosowskiej odbywała
się msza święta w intencji powstańców. Było to we wrześniu 1944 roku
.Cała nasza szkoła z  „Ruskich dołów” brała w niej udział. Później
wielu moich kolegów ministrantów występowało w sztukach teatralnych
wystawianych w Sali dobudowanej do kościoła pod wezwaniem  św. Jana
Bosko.  Była to jedyna duża sala kinowo- teatralna w mieście
kompletnie zburzonym przez okupantów. Na końcu tej Sali była świetlica
ZHP wyposażona w  gry stolikowe , harcerskie proporce. I pamiątki z
obozów. Pamiętam jak starałem się  o  rolę powstańca w sztuce
Powstanie Warszawskie którą grał , z prawdziwym karabinem, mój starszy
kolega z ulicy Siedleckiej Adam  Klec .KS. Walasek postawił  warunek
jak podrosnę wyżej od tego karabinu to w następnym przedstawieniu
zagram. Nie udało się postrzelać na powstańczej barykadzie   w
niemieckim hełmie z biało czerwoną opaską, to udała się rola pastuszka
w Jasełkach wystawianych w okolicach Bożego Narodzenia 1946 i 1947
roku.  Zapamiętałem z tego przedstawienia jak Henio Rudaś grający
Jezusa w kołysce poinformował pastuszka  Ryśka Nowaczewskiego o swojej
potrzebie  pilnej ale nie przewidzianej w scenariuszu. Pastuszek Rysio
podbiegł do zakonnicy kreującej rolę Matki  Bożej i  podniecony rolą
wygłosił zbyt głośno  Proszę siostry, proszę siostry „Jezusek  chce
siusiu „   Siostra nie mogła opanować śmiechu  a za nią widzowie z
pierwszych rzędów ławek. wkopanych w piaszczyste podłoże  Sali. Tej
jedynej w Sokołowie gdzie odbywały się wszystkie publiczne imprezy
,akademie, przedstawienia teatralne projekcje filmowe i zebrania aż do
lat pięćdziesiątych ,do otwarcia kina Zdobycz w budynku OSP przy ulicy
Lipowej .W tej nowej Sali z powodzeniem kontynuowała edukacje
teatralną księży Salezjanów pani Leokadia Tyburowa-kierownik sekcji
dramatycznej Ochotniczej Straży Pożarnej


--
Z wyrazami szacunku

Wacław Kruszewski
https://

piątek, 4 kwietnia 2025


 Nie dawno  Tygodnik Siedlecki poprosił mnie bym opowiedział o mojej pracy  w siedleckiej kulturze  w latach 1976 – 1990. Opowiedziałem- bo było o czym. Czytam teraz  ten wywiad i nie mogę się nadziwić  ,dlaczego odarto go z nazwisk , które przytoczyłem  w prawdziwym korzystnym kontekście.  Te nazwiska  to Mieczysław Rakowski- Premier reformator  Zofia Grzebisz – Nowicka Wojewoda Siedlecka  ,Wacław Janas –WICEMINISTER Kultury i Sztuki , Stanisław Lewocik – Przwodniczacy Wojewódzkiej Rady Narodowej Leopold Grzegorek  - przewodniczący Komisji Kultury WRN , Zbigniew Wiedeński –dyrektor Wydziału Finansowego Urzędu Wojewódzkiego w Siedlcach . To dzięki ich zrozumieniu ,inspiracji i konkretnej pomocy mogłem przez 17 lat aktywnie działać w Siedlcach w likwidacji wieloletnich zaniedbań i opóźnień w cywilizacyjnym  i kulturowym rozwoju  miast i wsi Podlasia i Wschodniego Mazowsza .Reformy gospodarcze premiera Rakowskiego ujęte w haśle„ Co nie jest zabronione – Jest dozwolone „ pozwoliły na utworzenie Zakładu Remontowo – Budowlanego Obiektów Kultury przy Wydziale Kultury i Sztuki UW. Rozwiązany został problem wykonawstwa  i budowy  czynami społecznymi Gminnych Ośrodków Kultury i remontów zabytkowych dworów i pałaców na siedziby placówek kultury  .Przywołuję te nazwiska by  im podziękować i ocalić od zapomnienia ludzi i ich pracę w czasach PRL –u . Ostatnio opisuję zdjęcia z archiwum Sokołowskiego Ośrodka Kultury zawierającego 7 000 zdjęć ze wszystkiego co się ruszało w mieście i powiecie sokołowskim od 1964 do 1976 roku Od gospodarczych wizyt Edwarda Gierka w Sterdyni i Józefa Tejchmy w Powiatowym Ośrodku Kultury po dewizowy odłów zajęcy, otwarcie szpitala powiatowego ,różne akademie i imprezy, To archiwum jest dowodem,  że tylko w chorych zaślepionych nienawiścią głowach może się rodzić przekonanie ,że PRL był czarną dziurą w naszej najnowszej historii  Ale  przede wszystkim chciałem dziś podziękować moim koleżankom i kolegom z Wydziału Kultury i Sztuki  którzy ochraniali mnie i wspierali we wszystkich ryzykownych działaniach. Dziękuję Wiesi Wadasowej, kierującej moim biurem i przepraszam za to,  że tyle razy musiała tłumaczyć  Szefom moją nieobecność w biurze oraz szukać mnie w rozległym województwie bym zdążył na pilną naradę u wojewody .lub w komitecie .Dziękuję pracowitym i skrupulatnym księgowym  Teresie Drzewieckiej i Jasi  Grabowskiej pilnujących bym nie popełnił więcej błędów niż popełniałem Dziękuję Eli Kieliszkowej, łączącej urodę z przebojowością i  talentem. Wszystkim moim współpracownikom dziękuję i dzielę się z nimi swoim sukcesem, wreszcie dostrzeżonym, bo wspólnie osiągniętym .Byliśmy ,jesteśmy i będziemy jedną drużyną co potwierdzają  spotkania animatorów kultury w Domu Pracy Twórczej „Reymontółwka „w Chlewiskach .Nie znam środowiska zawodowego ’które jak my ludzie kultury byliby tak zintegrowani .wzajemnie życzliwi i wspierający się. Gdyby tak było  w innych grupach zawodowych ,wśród nowych i starych pracowników różnych instytucji  nasze życie byłoby o wiele przyjemniejsze. Nie umiem wymazać  z pamięci żalu jaki miał śp. Zygmunt Błachnio  do swojego następcy Prezesa Spółdzielni Mleczarskiej w Sokołowie ,który nie zaprosił go na jubileusz tej zasłużonej dla miasta i rolników instytucji. Szkoda., bo może skorzystałby z wiedzy i doświadczenia swojego kolegi i nie doprowadził firmy do upadku.

   Nie byłbym sobą gdybym nie wspomniał o powodach mojego  odwołania. Czytam artykuły z gazet, protokoły różnych nasyłanych komisji analizuję je i dochodzę do wniosku ,że w mechanizmach niszczenia ludzi aktywnych nic się nie zmieniło. .Wystarczy narazić się jakiemuś bonzie. O n uruchomi pismaków. Wyślę komisje z zadaniem znalezienia jakiś  .uchybień i jesteś  ugotowany. Nikt nie zada sobie trudu obiektywnej oceny twojej pracy ,nikt  Ci  nie pomoże i nikt Cię nie wysłucha W moim przypadku, bolszewicy z „Solidarności pracowników kultury z „ bolszewikam”  z ” białego domu” porozumieli się ,  Pierwsi  chcieli mieć dostęp do dużych pieniędzy które pozyskiwałem dla kultury siedleckiej i dysponować tymi pieniędzmi ,bez stosownej wiedzy ,pozostawiając mnie odpowiedzialność za nie swoje decyzje. Tym drugim wydawało się, że jak poświęcą popularnego i nagradzanego dyrektora oddalą od siebie wyroki  rewolucji ustrojowej i zachowają  swoje  wpływy i przywileje. Myślę, że pora o tym rozrachunku z przeszłością pisać co też planuję skoro spotykają mnie tak miłe  gesty jak’ Złoty Jacek ”wręczony  z a byłe zasługi  dla Siedlec i województwa siedleckiego. Piszę teraz  do lokalnych gazet felietony pod tytułem „TAK BYŁO” w których w lekkiej satyrycznej formie ukazuje absurdy pracy i życia w Polsce Ludowej. Czasami mi zamieszczają ale obwąchują z każdej strony by nie narazić się ukrytym wydawcom. Zapomnieli  o przykazaniu Wielkiego Polaka że” prawda Was wyzwoli” Tak więc mam już pokaźny zbiorek takich felietoników i teraz odkładam z emerytury na ich wydanie. Marzy mi się też poważniejsza książka opisująca dziesięciolecie  kultury siedleckiej z lat 1976-1986.Tu potrzebne jest jednak większe zaangażowanie byłych pracowników instytucji i placówek kultury byłego województwa siedleckiego. .Będę o to prosił moje koleżanki i moich kolegów i wierzę, że mi nie odmówią. Tymi książkami podziękuję kapitule Złotego Jacka kierowanej przez profesora Piotra Matusaka za tę  sympatyczną nagrodę  .

                                                          Wacław Kruszewski

 

Tym ludziom zawdzięczamy ,że już w1946 roku Sokołowianie mieli elektryczność   Nie dbamy o naszą historię, oj nie dbamy. Ledwie minie parę l...