wtorek, 28 października 2025


 Historia jednej fotografii. Wielkanoc w Łuzkach


Z  tysięcy zachowanych i utrwalonych w zapisie cyfrowym zdjęć archiwum Sokołowskiego Ośrodka Kultury moją wyobrażnią zawładnęła fotografia dzieci z koszyczkami wielkanocnej święconki na tle ganku dworu Tyborowskich w Łuzkach koło Jabłonny Lackiej. Zdjęcie udostępniła mi kiedyś pani Marta Tyborowska-Kalicka, córka ówczesnych właścicieli Łuzek. W pracowni fotograficznej Powiatowego Domu Kultury wykonano reprodukcję tego zdjęcia, kliszę opisano i złożono do archiwum jak wiele innych. Gromadziliśmy tam wszystkie ważne dokumenty z historii naszego miasta i powiatu, chętnie udostępniane przez mieszkańców, którzy postanowili pomóc nam w gromadzeniu śladów historii. I oto po latach to zdjęcie znowu mnie odnalazło, bo szczęśliwie odnaleziono archiwum fotograficzne Powiatowego Domu Kultury, które przez lata uważaliśmy za bezpowrotnie utracone. Pani Maria Koc, której zawdzięczamy uratowanie i utrwalenie w zapisie cyfrowym tysięcy zdjęć dokumentujących naszą historię, chce by klisze i odbitki teraz profesjonalnie skatalogować zgodnie z wymogami przyjętymi w profesjonalnych archiwach.



Jednak samo zdjęcie grupy dzieci z wielkanocną święconką czekało właśnie na mnie, aby opowiedzieć swoją historię. Trzeba się było tylko dowiedzieć, kto wykonał to zdjęcie i kiedy, kto na nim jest uwieczniony, i w jakich okolicznościach wykonano tą fotografię. Jak znaleźć odpowiedzi na te pytania, jak zidentyfikować wszystkie osoby stało się dla mnie zajęciem fascynującym, chociaż bardzo trudnym po tak wielu latach od momentu jego wykonania. Zabrałem się jednak do pracy; metodą dedukcji stosowaną przez mojego ulubionego w dzieciństwie bohatera powieści kryminalnych Sherlocka Holmesa, ale już wzbogaconą o narzędzia, których genialny detektyw nie miał, a ja mam, bo mam komputer. Najpierw powiększyłem i wyostrzyłem fotkę do formatu A-4. Następnie poczytałem o obyczajach i zajęciach panujących w szlacheckich dworach, w czasach okupacji i tuż po wojnie. Tu pomocny był internet i ciekawa książka Sławomira Kordaczuka pt. „Dzieje wojenne i powojenne szlachty podlaskiej” wydana przez Muzeum Regionalne w Siedlcach. Po wieku dzieci i dorosłych, ich ubiorach i sprawdzeniu danych meteorologicznych, a także sprawdzeniu kalendarza liturgicznego mojej babci doszedłem do wniosku, że tak ciepłe Święta Wielkanocne były w 1943 roku, 25 kwietnia. Dowód na to: na zdjęciu niektóre dzieci są boso. Wielkanoc w 1943 roku przypadała właśnie na 25 kwietnia. Dalej chciałem ustalić, kto wykonał fotografię? Czy mógł być to Jan Pędich, znany kronikarz dziejów sokołowian? Raczej nie, bo to nie ta technika i jakość, z której był sławny. A może fotografem była któraś z córek Adama Tyborowskiego? We dworze i majątku Tyborowskich rządził okupacyjny nadzorca, który co prawda pozwolił nadal mieszkać w nim polskiej właścicielce, ale posiadanie aparatu fotograficznego przez rodzinę polskiego oficera przebywającego wtedy w niemieckiej niewoli było niebezpieczne. Adam Tyborowski dostał się do niewoli pod Radoryżem, walcząc w szeregach Podlaskiej Brygady Kawalerii gen. Ludwika Kmicic-Skrzyńskiego w ostatniej bitwie obronnej 1939 roku pod dowództwem generała Franciszka Kleeberga. Kto zatem zrobił to ciekawe zdjęcie? Może był to jakiś niemiecki oficer przebywający wtedy w łuzeckim dworze? Jak powszechnie wiadomo, wielu niemieckich oficerów posiadało własne aparaty fotograficzne i zabierali je w osobistym bagażu na front i na tereny okupowane w całej Europie. Bardzo często robili zdjęcia w czasie działań wojennych, a także w miejscach swojej służby i stacjonowania oddziałów, a najchętniej fotografowali egzekucje polskich patriotów i akcje pacyfikacyjne wsi. Moje wątpliwości, co do autorstwa zdjęcia rozwiała pani Marta Kalicka-Tyborowska, córka Adama Tyborowskiego. Autorką zdjęcia była Nina Solska, żona komandora marynarki wojennej, szukająca bezpiecznego schronienia przed niemieckimi prześladowcami u państwa Tyborowskich w Łuzkach. Jej mąż, komandor Eugeniusz Solski był bowiem dowódcą umocnionego rejonu wybrzeża Bałtyku obejmującego półwysep Helski, z którego zdobyciem Niemcy długo nie mogli sobie poradzić. Dowodzi tego takie samo zdjęcie formatu 6x9 cm, które mam w swoich zbiorach. Na zdjęciu tym widoczna jest para nowożeńców, rodziców mojej żony Teresy, a więc moich teściów. Ząbkowane jednakowo krawędzie obu tych zdjęć świadczą o ich jednorodnym pochodzeniu i wykonawstwie odbitek. Nina Solska była na weselu Antoniego i Andzi i nie tylko utrwaliła na zdjęciu Parę Młodą, ale także opisała samo wesele w swoim pamiętniku. Do końca życia pielęgnowała także przyjacielskie stosunki z moją teściową przysyłając jej listy i zdjęcia ze swoich licznych podróży po świecie. W 1976 roku, kiedy wyjeżdżałem do Francji w delegację służbową, dostałem od teściowej zadanie, aby odnaleźć „ciocię Ninę” w Paryżu. Mieszkała ona w domu przy rue Buffon 33. Będąc w Paryżu, wyrwałem kilka godzin z mojego obowiązkowego programu badania organizacji i finansowania kultury w Republice Francji i poszedłem sam, z mapą Paryża w rękach, szukać żony komandora Solskiego, aby przekazać jej pozdrowienia od Andzi i wręczyć lniane, haftowane serwetki z łuzeckiego dworu, w którym odbyło się to ostatnie wesele w dniu 7 marca 1943 roku, zanim dwór ten, jako materialny dowód obecności podlaskiego ziemiaństwa uległ zniszczeniu. Warto też przeczytać wspomnianą wyżej książkę Sławomira Kordaczuka, w której obok historii rodziny Tyborowskich z Łuzek są opisy tragicznych losów Lubicz-Wolińskich z Kosowa Lackiego, Żółkowskich z Grodziska, Bujalskich z Jabłonny Lackiej i wielu innych naszych rodaków. Warto też zastanowić się, czy ciągłe rewolucyjne zmiany, jakie sobie fundujemy nie kosztują nas zbyt wiele, czy nie lepsza byłaby kontynuacja i naprawa tego, co złe w społeczeństwie. Zniszczenie ziemiaństwa jako klasy społecznej, w zamian za poparcie przez chłopów i robotników nowej władzy, tylko na krótko się opłaciło, a poniesionych strat nie odbudujemy przez pokolenia.


poniedziałek, 27 października 2025

 Tak było! Szanowni słuchacze uniwersytetu,  trzeciego wieku, kochani moi rodacy -Sokolowianie. Po roku starań o spotkanie z Wami – udało się, chociaż nie w takiej formule jaką  mi obiecano.  Chodziło o spotkanie i dyskusje na temat działalności kulturalnej w mieście i powiecie w czasach ,jak się teraz mówi,.  słusznie minionych. Powodem do  takiego spotkania miała być moja książka pt. Kalejdoskop Wspomnień, w której opisuję w lekkiej anegdotycznej formie m.inn. czasy mojego kierowania domem kultury w Sokołowie. Opisałam je na prośbę mojej następczyni pani Marii Koc, która zamierzała wydać historię domu kultury na 50 lecie  powstania tej zasłużonej dla miasta i mieszkańców instytucji. Pani Maria Koc ze szkodą dla kultury wybrała politykę i sprawa upadła. Nieskromnie powiem że gdyby moją książkę ze zrozumieniem czytali kolejni dyrektorzy Sokołowskiego Ośrodka Kultury nie doszłoby do kryzysu  jaki teraz mamy i dziesiątkami milionów długu do spłacenia. Oczywiście nie chodzi o czytanie ,lecz skorzystanie z pomysłów na wzbogacenie budżetu dochodami własnymi z usług kulturalnych. Takie możliwości dawały kiedyś i jak sądzę dziś przepisy o zakładach budżetowych. Jeśli nie zniszczyliście starych dokumentów zobaczcie ,że Powiatowy Ośrodek Kultury w latach siedemdziesiątych uzyskiwał ponad 50 % dochodów własnych do skromnego, jak zawsze, budżetu. I nie miejcie pretensji do swoich władz dla których zdrowie, oświata, gospodarka komunalna są ważniejsze jak kultura, sport i rozrywka. Tak było kiedyś , tak jest teraz i tak będzie zawsze ,bo w  takiej kolejności są od wieków kształtowane  ludzkie potrzeby. Pamiętam  jak  obdarowani bezpłatnymi biletami przez rady zakładowe pracownicy sokołowskich firm   na koncert Ireny Santor i radiowej orkiestry  Stefana Rachonia  odsprzedawali te bilety, by zaspokoić swoje potrzeby w pobliskim sklepie o wdzięcznej nazwie” Pod Bocianami „ Tak ja upowszechniałem kulturę w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych wśród Sokołowian. Bilety wstępu na spektakle teatru z Krakowa,,  Białegostoku czy Lublina kosztował 15 lub 17 zł na występy gwiazd estrady, znanych i popularnych artystów polskich i zagranicznych 20 i 30zł. Jeśli do tej ceny 50% dopłacały rady zakładowe to dostęp do kultury był łatwiejszy jak teraz. Jako człowiek tamtej epoki nie mogę nie zadać pytania komu to przeszkadzało ?Przepracowałem w kulturze i dla kultury całe dorosłe życie- dokładnie 42 lata i 3 miesiące. Od kierownika Młodzieżowego Klubu ZMW Amigo w Sokołowie po dyrektora Wydziału Kultury i Sztuki UW w Siedlcach. Po drodze ukończyłem studia magisterskie na wydziale pedagogiki i kultury UW. Byłem więc i jestem wykształconym i doświadczonym animatorem   kultury . Czy w Sokołowie. chciano korzystać z  mojego  doświadczenia i kompetencji . Nie chciano ,bo uznano ze nic dobrego nie mogłem zrobić skoro byłem nomenklaturowym dyrektorem domu kultury .Przyszły czasy kierowania kulturą ludzi zamiłowanych w zwalczaniu wszystkiego co zostało po komunie. Po chrześcijańsku  nie ujawnię ich nazwisk chociaż mam je w pamięci. To różnym Fulom ,Zasmażkom    Mikim  zawdzięczamy bezpowrotne zniszczenie taśm magnetofonowych z nagraniami wspomnień żołnierzy AK Jasia Adamczyka  Stanisława Trebnio,  Mariana Jakubika  i Franciszka Ząbeckiego  Stanisława Oleksiaka. Pisarzy Cezarego Chlebowskiego  Bronisława Trońskiego  Witolda Retki z ich spotkań z Sokolowianami   w kawiarni Niespodzianka.. Cudem ,gdzieś na strychu domu kultury odnaleziono klisze archiwum fotograficznego  a też nomenklaturowa dyrektor Sokołowskiego Osrodka Kultury zleciła ich digitalizacje i mamy bodaj największy w tej  części Polski zbiór zdjęć ze wszystkiego co się ruszało w mieście i powiecie sokołowskim  Od otwarcia Szpitala powiatowego, Poczty, pawilonów MHD  po pożary wsi Ceranów i Bielany   ,spółdzielni drzewnej   aż po dewizowy odłów zajęcy liczne imprezy i święta państwowe i religijne   ta fotograficzna dokumentacja życia społecznego i gospodarczego jest niezaprzeczalnym dowodem ,ze ludzie mojego pokolenia też pozostawili po sobie trwały ślad   w rozwoju miasta  . Przez 3 miesiące z Pawłem Kryszczukiem   opisywałem te zdjęcia do archiwum fotograficznego SOK. Zawdzięczamy je kolejnym instruktorom filmu i fotografii Heńkowi Rudasiowi, Leszkowi Piećko, Kubie Pietrzykowskiemu, Grzegorzowi Piaseckiemu i Henrykowi Rosochackiemu.  Ich pracę utrwaliła nawet Polska Kronika Filmowa i upowszechniała ją w całej Polsce podobnie jak prace    bibliobusu czyli ruchomej biblioteki docierającej w ustalonych terminach do najodleglejszych wsi nadbużańskich z oczekiwaną przez mieszkańców książką.Pomysł ruchomej biblioteki przywiozłem z Danii dokąd wysłał mnie Minister Kultury i Sztuki prof Aleksander Krawczuk   bym poznał organizację i finansowanie domów kultury w tym kraju.   Adaptacje autobusu marki Robur na potrzeby biblioteki wykonali pracownicy domu kultury pod kierownictwem Wiesława Olszewskiego.Po kilku miesiącach okazało się,ze koszty ekonomiczne wymiany  książek są lepsze niż w tzw   punktach bibliotecznych.  

sobota, 11 października 2025

  Takie były początki !


60 lat Sokołowskiego Ośrodka Kultury



Ponad pół wieku  Sokołowski Ośrodek Kultury  pracuje nad  twórczością i upowszechnianiem kultury wśród mieszkańców miasta  i powiatu. To piękny jubileusz, godny zapisania na kartach naszej najnowszej historii. Mam swój skromny udział w dorobku tej instytucji, skoro pani Maria Koc, moja następczyni na stanowisku dyrektora  a następnie poseł RP poprosiła mnie bym, opisał narodziny domu kultury w Sokołowie

Czynię to z przyjemnością i obawą. Z przyjemnością, bo miło powspominać młode lata, ale i z obawą, czy będę dobrze zrozumiany. Byłem przecież nomenklaturowym dyrektorem instytucji, realizującej zadania w zakresie twórczości i upowszechniania kultury socjalistycznej. A czasy, na które przypadła „pierwsza pięćdziesiątka” – mam nadzieję, że będą następne – nie są wolne od zniekształceń i braku obiektywizmu. By sprostać niełatwemu zadaniu, przejrzałem sterty osobistych dokumentów, wycinków prasowych. Przeczytałem prace magisterskie pisane przez studentów Uniwersytetu Warszawskiego i Akademii Podlaskiej w Siedlcach. Niestety, nigdzie nie znalazłem dokumentów które dałyby mnie i czytelnikom odpowiedź- jak to się stało, że w biednym, małym miasteczku, pozbawionym przemysłu          i związanej z nim klasy robotniczej, postanowiono zbudować okazały dom kultury. Jedną z dwóch inwestycji tego typu w całej Polsce. Druga identyczna pod względem architektury powstała w Mrągowie. Na początku lat pięćdziesiątych trwała jeszcze „zimna wojna”, pomiędzy krajami obozu socjalizmu i kapitalizmu i „gorąca” w Korei. Cały wysiłek narodu nakierowany był na wzmocnienie obronności kraju, rzekomo zagrożonego przez zachodnich imperialistów. W nadbużańskich lasach, kryli się jeszcze ostatni żołnierze Łupaszki, Huzara, Młota, Sokolika i Marynarza czekających na wybuch III wojny światowej. W ocenie warszawskich decydentów, powiat sokołowski miał opinię powiatu, gdzie władza ludowa nie miała poparcia wśród społeczeństwa. Nie pomagały reforma rolna i nacjonalizacja przemysłu. Do serc i rozumów Podlasiaków postanowiono trafić przez kulturę. Zadania organizowania i prowadzenia działalności kulturalnej na wsi powierzono Gminnym Spółdzielniom: „Samopomoc Chłopska”. W Kosowie Lackim wiejską świetlicą kierowała pani Wanda Lenczewska, w Sterdyni – pani Halina Stefaniak. Jak grzyby po deszczu powstawały remizo-świetlice ochotniczych straży pożarnych a przy nich amatorskie zespoły teatralne. Na szczeblu powiatu nie było instytucji, która mogłaby koordynować i nadzorować działalność kulturalną na wsi. Takie funkcje spełniał Referat Kultury Prezydium Powiatowej Rady Narodowej, ale ograniczały się one do wydawania zezwoleń ma publiczne imprezy, wypożyczanie kostiumów, zapewnienie repertuaru dla zespołów teatralnych. W zderzeniu z niebywałą aktywnością mieszkańców wsi, była to namiastka pomocy jakiej można było udzielać. Dlatego władze powiatowe wszystkich partii, chociaż z różną argumentacją, rozpoczęły starania o pozyskanie dla Sokołowa domu kultury. Józef Kuźma – lider Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego, uzasadniał potrzebę budowy domu kultury, wyrównaniem krzywd jakie chłopstwo doznało za sanacji i okupacji, pozbawione dostępu do oświaty i kultury oraz konieczności zachowania bogatej tradycji kultury ludowej. Wacław Śliwiński I sekretarz KP PZPR, w domu kultury widział oręż do walki z ciemnotą i klerykalizmem mieszkańców powiatu, kultywującym ludowo-endeckie tradycje  ziemiańskie. Tylko Józef Borecki reprezentant Stronnictwa Demokratycznego, nie szukał argumentów ideologicznych, skupiając się na potrzebie obcowania z polską kulturą, którą zapamiętał z czasów dzieciństwa i młodości spędzonych w Buczaczu. W tym gronie p. Józef był najbardziej biegłym w mowie i piśmie. Na Ukrainie skończył tzw. małą maturę. Jemu przypadało więc opracowanie wniosków i ich obronę w czasie różnych narad i konsultacji. Był skuteczny na początku bojów o dom kultury, jak i później, gdy trzeba było bronić przed jego przekształceniem   w największy na Mazowszu – Dom Towarowy. Wnioski opracowane przez Józefa Boreckiego, trafiły do Dyrektora Departamentu Domów Kultury           i Bibliotek Ministerstwa Kultury i Sztuki. Był nim pan Grzegorz Radomski, jeden z pierwszych po wojnie, starostów sokołowskich. Pan Grzegorz wyniósł z Sokołowa miłe wspomnienia i jak opowiadał – życie. Zawdzięczał je zwyczajowi nie brania ze sobą obstawy ubeckiej, gdy jechał na wiejskie zebrania przekonywać chłopów do poparcia demokratycznej robotniczo-chłopskiej władzy. Tym gestem zyskiwał uznanie leśnych i mieszkańców wsi, którzy im pomagali. Decyzja o budowie okazałego domu kultury zapadła w 1953 roku. Wykonawcą było Powiatowe Przedsiębiorstwo Budowlane w Sokołowie a inwestorem Wydział Kultury i Sztuki Wojewódzkiej Rady Narodowej w Warszawie. Koparki i spychacze weszły na plac budowy wiosną 1955 roku rujnując pielęgnowane ogródki pracowników Powiatowej Rady Narodowej. Pierwszym kierownikiem budowy był p. Jan Janista a ostatnim p Eugeniusz Lewkowicz. Już na początku pojawiły się kłopoty finansowe, materiałowe i wykonawcze. Ślimacząca się budowa domu kultury, nagle pozbawiona została finansowania ze środków Funduszu Odbudowy Stolicy i Kraju. W zbiórce społecznych pieniędzy na ten fundusz, powiat sokołowski osiągał bardzo dobre wyniki, chcąc zapewnić sobie stałe finansowanie rozpoczętej inwestycji. Z jakim zaangażowaniem zbierano pieniądze, niech świadczy taka urzędnicza historyjka, która zapamiętałem    z roku 1964. Do Wydziału Kultury i Sztuki, przyszedł pan Bartel ze wsi Grzymki gm. Ceranów, po decyzję o przydzieleniu dotacji na budowany przez mieszkańców wsi Domu Ludowego


. Po jego wyjściu zauważyłem worek oparty o piec kaflowy. Wybiegłem z pokoju, ale interesanta już nie było. Zajrzałem do worka a w nim jakieś mięso. Natychmiast udałem się do mojego szefa p. Józefa Boreckiego Wiceprzewodniczącego Prezydium Powiatowej Rady Narodowej i zameldowałem o znalezisku i wizycie w Wydziale inicjatora budowy domu ludowego. Pan Józef, jak zawsze, spokojnie i bez emocji wydał mi polecenie. Miałem zobaczyć jakie to mięso, ustalić jego cenę na wolnym rynku, u pani Zofii Jazurkowej kierowniczki Wydziału Handlu, następnie u dozorcy p. Jana Małychy zważyć zawartość, podzielić na trzy części, obliczyć i zebrać należność od trzech beneficjentów i najdalej następnego dnia przedstawić przewodniczącemu dowód wpłaty na konto Funduszu Odbudowy Stolicy i Kraju.  I jeszcze jedno- powiadomi pan komitet budowy, że na otwarcie domu ludowego przyjadę osobiście pod warunkiem, że na poczęstunek przyrządzą ryby z Bugu, a nie zakazaną cielęcinę. A ponieważ zapowiadają się goście z województwa, niech nie serwują swoich wyrobów alkoholowych w których, nie wiem dlaczego, warszawiacy nie gustują .  Tylko pani Jazurkowa odmówiła udziału w tej transakcji uznając, że konsumpcja zakazanej przez władze cielęciny, jest wysoce naganna i grozi nieokreślonymi bliżej konsekwencjami. Obowiązuje bowiem zakaz uboju cieląt, zatem obrót cielęciną jest karalny. Pani Zofia radziła, by zgłosić to zdarzenie na MO, bo może się to źle dla mnie skończyć. Pełen obaw, wykonałem jednak polecenie mojego zwierzchnika i sokołowski Fundusz Odbudowy Stolicy i Kraju wzbogacił się o 85 zł. uzyskanych od przewodniczącego, dozorcy i kierownika.

Po wstrzymaniu finansowania budowy ze środków Społecznego Funduszu Odbudowy Stolicy i Kraju, władze powiatowe pilnie szukały pieniędzy na dokończenie rozgrzebanej inwestycji. Na jednej z narad p. Józef Nasiłowski-dyrektor MHD oznajmił, że w MHD są pieniądze i jeśli dostanie dom kultury, za rok zrobi z niego największy w województwie warszawskim Wielki Dom Towarowy, dający prestiż miastu i zatrudnienie jego mieszkańcom. Władze powiatu przyjęły propozycje dyrektora Nasiłowskiego z zadowoleniem, bo pozbywają się kłopotów a jednocześnie zyskują uznanie ministra Hilarego Minca, likwidującego w Polsce relikty prywatnego handlu.

Przez p. Boreckiego poprosiłem o danie mi tygodnia na znalezienie dotacji umożliwiającej kontynuowanie robót i pozostawienie obiektu kulturze. Poprosiłem jednocześnie o przeniesienie mnie z kierownika Wydziału Kultury i Sztuki PPRN, na kierownika domu kultury w budowie mając nadzieję, że takim zabiegiem uratuję dom kultury. I zaczęło się. W strukturze Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Sokołowie nie było wśród jednostek i zakładów budżetowych – domu kultury, nie było więc budżetu, etatu i funduszu osobowego umożliwiającego zatrudnienie kierownika. Takie decyzje w ustalonych i planowanych terminach podejmowano          w Warszawie. Dotąd Sokołów nie występował z wnioskami o etaty i dotacje na dom kultury, bo nie miał odpowiednich lokali na organizację takiej instytucji. Koło się zamknęło. Zagrożony utratą pracy, którą polubiłem i zaufaniem swojego szefa, którego przekonałem do wstrzymania oddania budynku handlowcom, zacząłem działać. Przez Andrzeja Sałajczyka – kadrowca w Wojewódzkim Zarządzie Kin dotarłem do dyrektora WZK – Henryka Sobolaka i przekonałem go o potrzebie otwarcia w Sokołowie nowoczesnego kina panoramicznego. Kino „Zdobycz” przy ulicy Lipowej nie nadaje się do tego ze względów technicznych, a ponadto trzeba płacić wysoki czynsz za wynajem pomieszczeń od OSP. Moja propozycja jest taka- przekażemy Wojewódzkiemu Zarządowi Kin okazały budynek domu kultury, w którym Wojewódzki Zarząd Kin za niewielkie pieniądze uruchomi wspaniałe, liczące 420 miejsc – kino panoramiczne. Dyrektorowi Sobolakowi propozycja podobała się i prosił tylko o pomoc, w przekonaniu do tego planu Naczelniczki Wydziału Kultury i Sztuki Wojewódzkiej Rady Narodowej        w Warszawie pani Aleksandry Forbert-Koftowej. Cieszyłem się uznaniem pani naczelniczki, za skuteczny nadzór i zawsze wiarygodne meldunki        z budowy upamiętnienia byłego obozu pracy i zagłady w Treblince. Miałem też przywilej bezpośrednich kontaktów z jej zastępcą, Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków – Wacławem Kochanowskim, którego staraniom zawdzięczamy odnalezienie na plebanii w Kosowie obrazu El Greco – Ekstaza św. Franciszka. Gdzie i z kim się dało, drążyłem temat dokończenia budowy, jeśli nie całego domu kultury, to przynajmniej jego sali widowiskowej, sceny i kabiny projekcyjnej. Udało się! 10 października 1964 roku polską premierą filmu Ewy i Czesława Petelskich pt. Naganiacz z udziałem aktorów, reżyserów i grających w filmie mieszkańców miasta i powiatu otwarto w Sokołowie bajeczne, nowoczesne kino panoramiczne z pierwszym w mieście kolorowym neonem „Kino Sokół”. W kinie, wygodne tapicerowane fotele usytuowane amfiteatralnie, doskonała jakość dźwięku         i obrazu. Na suficie 2400 szt. kolorowych płynnie wygaszanych reflektorków. W tamtych siermiężnych czasach sala kinowo-teatralna Powiatowego Domu Kultury robiła niesamowite wrażenie na widzach.


Dalszy ciąg nastąpi i będzie też ciekawy !



 















czwartek, 9 października 2025

 


 



  Zbliżamy się do obchodów 60-lecia Domu Kultury w Sokołowie. Ze swojego bogatego archiwum będę zamieszczał zdjęcia i artykuły z  działalności tej zasłużonej dla miasta i powiatu instytucji w czasach PRL-u. Skąd taki wybór ? Bo to czasy mojej aktywności w kulturze sokołowskiej i moich.  współpracowników. Jak było dowiecie się niebawem na jubileuszu Domu Kultury pod hasłem "OD WACKA DO JACKA"







  26 maja 2026 w Domu Pracy Twórczej „Reymontówka”odbędzie się kolejne spotkanie animatorów kultury byłego województwa siedleckiego. Na s...