czwartek, 10 lipca 2025

Tym ludziom zawdzięczamy ,że już w1946 roku Sokołowianie mieli elektryczność 

 Nie dbamy o naszą historię, oj nie dbamy. Ledwie minie parę lat, odejdą ludzie – świadkowie wydarzeń, a już pojawiają się problemy z określeniem dat, nazwisk, stanowisk. Zacierają się fakty. Za to coraz więcej barwnych opisów i bohaterów opowieści. Pracując od 1964 roku w domu kultury, zbierałem relacje mieszkańców Sokołowa i odwiedzających nasze miasto gości, nagrywaliśmy ich wypowiedzi na magnetofonie m-ki Tonette. Taśmy z tymi nagraniami były opisane, podobnie jak negatywy zdjęć i złożone w studiu nagrań oraz w klubie fotograficznym. Ale przyszły czasy, kiedy w domu kultury zaczęli rządzić koledzy Henia Rosochackiego o wdzięcznych ksywkach "Pinek", "Zasmażka", "Fulo" czy "Miki", których powołaniem było zacieranie śladów po komunie. Taśmy z nagraniami wspomnień żołnierzy AK p .Jasia Adamczyka, Franciszka Ząbeckiego, Witolda Ręczmienia, Mariana Jakubika, dziennikarzy, pisarzy przedstawicieli władz miasta i powiatu, zostały nagrane muzyką potrzebną do doraźnych imprez rozrywkowych i zostały utracone. Zdjęcia i ich negatywy walały się jeszcze w redakcji gazety powiatowej, której dom kultury udzielił lokalu, ale też nie można ich odnaleźć. Podobnie jak kronik i ksiąg pamiątkowych z wpisami znanych aktorów: Mieczysławy Ćwiklińskiej, Aleksandra Bardiniego, Marka Konrada, Ryszarda Filipskiego Daniela Olbrychskiego, Wacława Kowalskiego Marka Perepeczkę czy piosenkarzy i muzyków: Ireny Santor Ireny Jarockiej, Heleny Majdaniec, Wioletty Willas Anny German, Czesława Niemena ,Bernarda Ładysza. Adama Zwierza Heleny Vondraczkowej i Karela Gotta. Problemem stało się nawet ustalenie daty otwarcia domu kultury. Jeśli mogę ufać swojej pamięci było to w lutym 1964 roku. Oddanie do użytku domu kultury, budowanego od kilkunastu lat z wielkimi kłopotami, ale też godną szacunku determinacją władz powiatu połączone było z polską premierą filmu „Naganiacz” Ewy i Czesława Petelskich, w nowo otwieranym bajecznym kinie panoramicznym „Sokół”. Plenery do tego filmu kręcone były na polach i w obiektach zabytkowego dworu generała Stanisław Trębickiego w Kurowicach gm. Sabnie. Z udziałem wielu statystów - mieszkańców miasta i gminy Sabnie. Mroczny to film, jak mroczne były lata okupacji w powiecie sokołowskim rządzonym przez niemieckiego starostę Ernesta Gramssa. Film nawiązuje w swojej fabule do autentycznego wydarzenia, jakim było polowanie na zające zorganizowane w zimie 1944 roku przez starostę, dla swoich kolegów – hitlerowskich dygnitarzy z Warszawy. Świąteczne polowanie na zające przerodziło się w polowanie na ludzi, bowiem ukryci w stogach zboża węgierscy Żydzi - uciekinierzy z transportów do Treblinki - poczęli uciekać ze swoich kryjówek wprost pod lufy dubeltówek i sztucerów. Zginęło 17 ludzi, (kobiety, dzieci i mężczyźni). Realistycznie przedstawiony filmowy obraz polowania na ludzi robi olbrzymie wrażenie Główne role w filmie grali Maria Wachowiak i Bronisław Pawlik. W rolach niemieckich myśliwych występowali członkowie kół myśliwskich z Sokołowa zorganizowani przez nadleśniczego Bąkowskiego. Kłopoty wystąpiły gdy reszta statystów dowiedziała się, że mają kreować w filmie Żydów. Mimo godziwego wynagrodzenia za tzw. dzień zdjęciowy, nie można było namówić wielu z nich do pójścia na plan. Pan Czesław Petelski mocno się tym incydentem denerwował, ale w końcu poradził sobie i premiera filmu odbyła się w zaplanowanym terminie w kinie „Sokół” mieszczącym się w Powiatowym Domu Kultury w Sokołowie. Nie wiem ile teraz kosztuje kopia takiego filmu, ale wiem, że warto ją mieć w archiwalnych zbiorach ośrodka kultury bądź biblioteki. Stanowi on przecież materialny dowód naszej najnowszej historii. Za niewielkie pieniądze można film zapisać na dyskach komputerowych i ocalić od zapomnienia, bo kto wie czy przy kolejnych zmianach politycznych ktoś nie wpadnie na pomysł by zniszczyć wszystko, co dotyczyło zbrodni niemieckich na narodzie żydowskim.

środa, 9 lipca 2025

 

Wacław Kruszewski waclawkruszewski37@gmail.com

17:52 (7 minut temu)
do Artur





--

       Trwające do dziś, moje przyjazne związki z Kosowem i Kosowianami sięgają początków lat pięćdziesiątych, czasów szkolnej edukacji  z  Mietkiem Harasimem, Włodkiem Supłem ,Andrzejem Kowalczykiem. Oni mieszkali w internacie na ulicy Olszewskiego a ja w jego sąsiedztwie na ulicy Siedleckiej. Za wspólne  odrabianie lekcji ,które w internacie były ściśle przestrzeganą zasadą zapewniałem moim kolegom bezpieczeństwo  na spacerach z najładniejszymi  sokołowiankami Wandą Lewandowską i Basią Tenderendą. Po maturach nasze kontakty zanikły. Każdy poszedł własną drogą. Ja starałem się dostać na studia do Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie. Siostra studiująca dziennikarstwo zapewniła mi fachową pomoc w interpretacji „Sonetów Krymskich „ ze strony koleżanek- przyszłych aktorek  mieszkających razem w Nowej  Dziekance  na Krakowskim Przedmieściu. Była wśród nich Lidia Korsakówna  pózniej znana aktorka filmowa i teatralna .Jeżdziłem do  biednych studentek z wałówkami  od mamy  pełnymi kiełbas. kaszanek i baleronów a one częstowały mnie kubkiem  malinowego kisielu i uzupełniały moją skromną wiedzę o genialnym reformatorze radzieckiego teatru Stanisławskim. Egzamin oblałem z pantomimy. Miałem zagrać sabotażystę podpalającego stogi zboża na kołchozowych polach. Wyszło blado. Nie dlatego -jak sobie tłumaczę- że nie byłem zaangażowany ale dla tego że prawą rękę miałem w gipsie. Kilka dni przed egzaminem graliśmy mecz piłki nożnej na piaszczystym boisku przy szkole w Kosowie gdzie doznałem kontuzji w zderzeniu z rosłym obrońcą ”Kosowianki”. Pózniej moje kontakty z Kosowem  nasiliły się dzięki szeroko rozumianej kulturze. Prowadzona przez panią Wandę Lenczewską świetlica  Gminnej Spółdzielni w Kosowie promieniowała na cały powiat sokołowski. Na wieczorki taneczne do Kosowa jeździli  koleją  chłopcy z Sokołowa gdzie pani Wanda  i choreograf  pan Lach uczyli  ich nie tylko modnych tańców ale też dobrych manier i kulturalnego zachowania .Przy świetlicy zorganizowano Zespól Pieśni i Tańca dający występy na wszystkich ważnych uroczystościach w całym powiecie sokołowskim. Była też orkiestra dęta prowadzona przez proboszcza  ks. Władysława Stępnia. Kiedy w 1964 roku  ks. Władysław zaprosił mnie jako urzędnika powiatowej kultury na rozmowę w sprawie dachu kościoła, którego konstrukcja groziła zawaleniem pod ciężarem cementowej dachówki po drodze wstąpiłem do sklepu pana Janusza Dmowskiego. Chciałem się poradzić jak mam zachować się na plebanii, co też ksiądz proboszcz chce  od władz powiatu oprócz asygnaty na 4 tony blachy umożliwiającej zakup nowego pokrycia dachu kościoła. Pan Janusz poradził mi ,żebym wszystkie postulaty księdza przedstawił władzom powiatu do zrealizowania co złagodzi gniew Kosowian  spowodowany rozwiązaniem orkiestry dętej za granie na mszy rezurekcyjnej. Jak uzasadniał  pan Janusz orkiestra grała też na pochodach pierwszomajowych i różnych akademiach i  ksiądz nie ukarał swoich orkiestrantów. Ani nie zabrał im nut Międzynarodówki a powiat zabrał instrumenty.Przy herbatce z konfiturami ks. Władysław do  asygnaty na zakup 4 ton blachy dorzucił zagospodarowanie granitowych odpadów z ociosywanych pomników w byłym obozie zagłady Żydów w Treblince. Rozmawiał już z kierownikiem budowy ale ten uzależnił swoją decyzję od zgody powiatu i wskazał na mnie jako urzędnika ,który taką zgodę może załatwić. Sterty granitowego gruzu zalegały cały teren budowanego upamiętnienia Treblinki. Pozbycie się tych odpadów ułatwi kierownikowi przygotowanie do uroczystości  otwarcia Mauzoleum Walki i Męczeństwa w Treblince zaplanowane na 10 maja 1964  roku, zaś księdzu pozwoli dokończyć budowę trwałego ogrodzenia powiększanego  Kosowskiego  cmentarza. Pełen pozytywnych wrażeń i ważności swojego urzędu skoro znany i ceniony  ksiądz proboszcz  z 23 letnim młokosem chce rozwiązywać ważne problemy społeczne i gospodarcze mieszkańców Kosowa ,następnego dnia wysłałem do  pana Wacława Kochanowskiego- Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Warszawie pismo o wiszącym na plebanii starym obrazie, który możemy dostać dla  planowanego muzeum w domu kultury w Sokołowie jeśli załatwimy asygnatę na zakup 4 ton blachy, koniecznej na zmianę pokrycia zabytkowego kościoła.  Niebawem do Kosowa przyjechały panie Izabela  Galicka i  Hanna Sygietyńska. Obejrzały obraz poczerniały od dymu świec i zrobiły raport dla Konserwatora. Dalsze losy obrazu El Greco z Kosowa są znane z publikacji Artura Ziontka.Aktywność Kosowian w tworzeniu i upowszechnianiu kultury była doceniana przez ówczesne władze powiatu. Jednym z dowodów takiej oceny był fakt powołania pani Wandy Lenczewskiej na kierownika Referatu Kultury w Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Sokołowie. oraz decyzja o budowie  i organizacji Gminnego Ośrodka Kultury. Pierwszej  w powiecie sokołowskim  inwestycji w dziale Kultura i Sztuka  realizowanej wg nowoczesnych ,na tamte czasy,  typowych projektów budowlanych. Projet  zawierał amfiteatralna salę kinową na 150 miejsc z kabiną projekcyjną, hol wystawowy, kawiarnie ,pomieszczenia dla biblioteki i pokój kierownika. Skromnie jak na potrzeby ówczesnej gminy a już zupełnie za skromnie jak na potrzeby dzisiejszego miasta. Dużym i wydawałoby się nierozwiązywalnym problemem było ogrzewanie. Wiele narad  poświęcono tej sprawie aż wreszcie prezes GS –u pan Stanisław Leoniak przekonał swoją Radę by zgodziła się na podłączenie  GOK-u do sąsiedniego pawilonu handlowego. Zabiegali o to i Józef Maliszewski organizator jednej  z pierwszych w powiecie bogatej w zbiory Izby Pamięci  Narodowej w Kosowie i  Zdzisław Nowak kierownik Szkoły który póżniej tę Izbę wzbogacił i tchnął w nią życie. W szkolnej teraz Izbie Pamięci Narodowej w Kosowie  z inicjatywy Mariana Jakubika pseudonim „Jaśmin „i Franciszka Ząbeckiego pseudonim  „Dawny” Kierownik Szkoły organizował często spotkania z byłymi żołnierzami Armii Krajowej obwodu Łasica obejmującego gminy Kosów Lacki, Chruszczewka i Olszew.Kiedy wiedza o tych spotkaniach dotarła do władz powiatowych nad kierownikiem szkoły poczęły  gromadzić się czarne chmury. Ale to już były czasy kiedy w partyjnym kierownictwie powiatu byli  tacy działacze jak sekretarz propagandy Eugeniusz Łukasiuk ,będący wcześniej kierownikiem Wydziału Oświaty i Kultury Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Sokołowie. Towarzysz sekretarz nie mógł pozwolić by jego koledze – nauczycielowi stała się krzywda. Wezwał nas  Witka Grądzkiego i mnie i polecił. Witkowi zgłosić  Kosowską Izbę Pamięci do konkursu ogłoszonego przez Kuratorium Oświaty w Warszawie a mnie zadbać o odpowiedni wystrój plastyczny wystawy. Zrobiliśmy swoje i Izba Pamięci Narodowej w Kosowie wygrała konkurs wojewódzki. a kierownik szkoły został  nagrodzony. W tej sytuacji stróże” jedynie słusznej linii „musieli uznać swoją porażkę. Podobnie jak w przypadku p. Wojdygi, który kpił sobie z reform min. Hilarego Minca likwidującego w Polsce prywatny handel w latach pięćdziesiątych.  Znany  nie tylko w Kosowie producent wędlin Wojdyga miał ,o czym w powiecie nie wiedziano, mocne poparcie w KC  PZPR. Zawdzięczał je Tow. Skoczylasowej, której uratował życie przeprawiając ją  w czasie okupacji przez Bug do Związku Radzieckiego. Skoczylasowa odnalazła swoich wybawców Żebrowskiego z Rytel i Wojdygę z Kosowa zapewniając   ,że nie pozwoli  ich skrzywdzić. Potwierdzeniem tych deklaracji niech będą zdjęcia jakie wykonałem podczas  jej wizyty  w Kosowie i nad Bugiem. zaś przede wszystkim koncesja na wyrób i sprzedaż wędlin  dla prywatnego producenta w czasach  prawdziwej bitwy o handel w Polsce

 Był rok 1946. Mieliśmy  zaledwie po kilka lat  a w głowie koszmary wojny i okupacji. Znosiliśmy do domów i komórek znalezione w ruinach domów niemieckie hełmy i gaz maski a nawet miny i artyleryjskie pociski z armaty porzuconej pomiędzy dwiema kamienicami na ulicy Długiej na przeciw sklepiku pani Nowakowej gdzie zawsze była pyszna  gazowana oranżada.produkcji pana Stefana Burcharda z ulicy Niecieckiej Wielu kolegów od tych zabaw pożegnało się z życiem jak mój sąsiad z ulicy Siedleckiej Sewerek Iwański . Opiekuńcze mamy i babcie zapisały nas do szkoły w” Ruskich dołach „ i do harcerstwa prowadzonego przez  księży zakonu Salezjanów bo Ojców w wielu rodzinach  zabrała wojna i okupanci.Wielu z nas jak Rysiek Nowaczewski ,Janusza Anusiewicz  Janusz Czarnocki  i Zdzisiek Dacewicz   byli aktywnym zuchami i harcerzami. Niektórzy grali w sztukach teatralnych organizowanych przez księdza Walaszka. W naszej pamięci pozostały wspomnienia z pierwszych po wojnie obozów harcerskich ja te z obozu w Jartyporach ,kiedy kwatermistrz obozu Hmpl Kazimierz Miłobędzki z narażeniem własnego  życia negocjował z głodnymi żołnierzami niezłomnymi że odebranie żywności harcerzom nie jest i nie może być czynem patriotycznym. Przypominał to wydarzenie  pan Kazimierz kiedy po latach odwiedziłem Go w mieszkaniu na ostatnim piętrze bloku przy ulicy M,. Curie Skłodowskiej. Dowiedziałem się wówczas ,że wizyta uzbrojonych żołnierzy na harcerskim obozie w lasach jartyporskich  już była znana w sokołowskim urzędzie bezpieczeństwa a jego funkcjonariusze czekali na pana Miłobędzkiego w   rodzinnym domu u zbiegu ulic Długiej i Kilińskiego. Chyba pan Kazimierz nie spodziewał się nagrody za uratowanie żywności harcerzy ,bo ostrzeżony przez sąsiadów czmychnął do Płocka. Janusz Anusiewicz pamięta więcej obozów bo miał więcej sprawności na prawym rękawie i należał do słynnej drużyny druha Żaby- Nasiłowskiego .Polecam nawiązanie kontaktu z nim w celu zachowania  naszej dobrej historii.


czwartek, 3 lipca 2025

 Na zdjęciu Michała Kurca kierownicza  kadra kultury woj siedleckiego w Domu Pracy Twórczej Reymontówka w Chlewiskach


Tym ludziom zawdzięczamy ,że już w1946 roku Sokołowianie mieli elektryczność   Nie dbamy o naszą historię, oj nie dbamy. Ledwie minie parę l...