wtorek, 11 marca 2025

 Ulica Józefa Piłsudskiego !

Od ronda ulicy Wolności na południe aż do ulicy Bartoszowej biegnie ulica nazwana imieniem jednego z największych Polaków-marszałka Józefa Piłsudskiego.Twórcy i komendantowi legionów zawdzięczamy odzyskanie wolności po 125 latach niewoli.Wiedzą o tym wszyscy, nie będę więc opisywał Jego bogatego życia i walki o niepodległość Polski w 1918 roku i o jej zachowanie w 1920.Na szczęście mamy dostęp do bogatych zasobów piśmienniczych traktujących o bohaterze naszej pryncypialnej ulicy. Dlaczego pryncypialnej?Ano dla tego,że tą ulicą miał być skierowany ruch drogowy korkujący centrum miasta i to jeszcze,ze przy tej pięknej ulicy zlokalizowane są ważne dla mieszkańców instytucje  takie jak Zakład Ubezpieczeń Społecznych,Szpital Powiatowy im. Zbigniewa Koprowskiego,który go budował,a później nim kierował,a także instytucje handlowe duże i małe:"Gama" "TOpaz",Sklep z zawsze dobrymi wyrobami mięsnymi z Jabłonny Lackiej,na koniec zaś ważne miejsce do którego wcześniej czy później trafimy-cmentarz przy ulicy Bartoszowej.

  O lokalizację szpitala w Sokołowie zwycięską batalię przeprowadził dyr. Koprowski z władzami Węgrowa, które zabiegały o lokalizację tej inwestycji u siebie. Szpital budowano podobnie jak dom kultury jakieś 12-14 lat, na tyle długo by w sąsiedztwie powstało osiedle domków jednorodzinnych o wdzięcznej nazwie "złodziejowo"  Takie wówczas były realia. Wracajmy jednak do bohatera naszej ulicy znanego nie tylko w Polsce, ale jak się przekonałem także wśród białoruskich kołchoźników.

W 1979 roku prowadziłem badania nad organizacją ,finansowaniem i działalnością wiejskich domów kultury w Związku Radzieckim. Minister  Kultury Aleksandra Furcewa zgodziła się bym pojechał na Białoruś i Ukrainę republiki bliższe mi kulturowo. Wybór padł na dom kultury kołchozu"Czerwony Pażdziernik" znany z dobrej działalności i hojnie finansowany przez bogaty kołchoz.

   Po zwiedzeniu placówki i rozmowach z pracownikami zostałem zaproszony przez gościnnych gospodarzy na przyjęcie przygotowane na scenie sali widowiskowej. Jak to było w zwyczaju toast gonił toast pewnym momencie do mego ucha nachylił się sąsiad-weteran,obwieszony medalami dwóch ostatnich wojen i uważnie patrząc na przewodniczącego kołchozu zapytał szeptem: pan, skażycie mienia marszał Piłsudski żyw jeszczo ili niet?Niet odpowiedziałem,pomierł w 1935 godu. Żałko westchnął sędziwy weteran. Oczeń żałko potwierdziłem i już szykowałem się do wygłoszenia kolejnego toastu. Gdy nagle kurtyna poszła w górę a ja stojąc kieliszkiem w ręku zobaczyłem wypełnioną do ostatniego miejsca widownie. Zdrętwiałem. Przed kompromitacją uratował mnie przewodniczący kołchozu radząc bym powiedział coś po polsku, bo pracownicy znają ten język i ciekawi są co też predsiedatiel bratniej Polszy ma im do powiedzenia. Opanowałem stres ,odstawiłem  stakańczyk i pogratulowałem wszystkim wielkiej troski o zachowanie tradycji w pieśniach tańcach i strojach białoruskich. Coś tam jeszcze plotłem o przyjaźni i braterstwie ale nie byłem ze swojego występu zadowolony chociaż dostałem duże brawa. Pytany później  przewodniczący o zwyczaje bankietowania przy otwartej kurtynie podkreślił z dumą że w jego kołchozie nawet przyjęcia organizowane za państwowe pieniądze otwarte są dla wszystkich. Tyle tylko, że władze jedzą i piją a pracownicy mogą na to patrzeć i bić brawo.Naszych,biesiadujących za państwowe 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz