- Rak telewizyjny, czyli dlaczego kultura choruje?
Brak bezpośrednich kontaktów międzyludzkich, jakie oferują placówki kultury, ma
decydujące znaczenie dla jakości życia i dla rozumienia problemów świata. Czytelnicy
zainteresowani sprawami kultury pamiętają, że na kolejnym, szóstym już spotkaniu
animatorów kultury w Domu Pracy Twórczej „Reymontówka” w Chlewiskach ogłoszono apel
o zmianę systemu finansowania kultury zagrożonej dziś przez zanikanie mecenatu państwa
nad sferą twórczości i upowszechniania kultury. W najtrudniejszej sytuacji znalazły się dziś
biblioteki i domy kultury na wsi i w małych miastach. Nasz apel kierowaliśmy do liderów
partii politycznych, mając nadzieję, że wzbogacą one swoje programy wyborcze o kulturę, tak
potrzebną dzisiaj społeczeństwu. Jej braku doświadczamy na każdym kroku, szczególnie
wśród zacietrzewionych polityków, nawet tych z tytułami profesorskimi. Widać to w
programach telewizyjnych, w transmisjach z obrad Sejmu. Nie umiemy ze sobą rozmawiać
bez agresji, pomówień i kłamstw. Nie umiemy pięknie się różnić w sprawach, co do których
mamy różne poglądy. Moim zdaniem przyczyną jest zanik kultury przede wszystkim wśród
tych, którzy za nią odpowiadają. A odpowiedzialność ta należy do elity społecznej, do
liderów środowisk, w których oni sami żyją i działają. Zasłużenie czy nie, uchodzę za takiego
lokalnego lidera w środowisku pracowników kultury, z którymi pracowałem w Sokołowie i
Siedlcach przez czterdzieści dwa lata mojej aktywności zawodowej. Dlatego teraz, w miarę
swoich skromnych możliwości, staram się by doceniano pracę bibliotek, domów kultury,
świetlic i klubów; szczególnie tych najmniejszych; tych, które działają na wsi. W latach
sześćdziesiątych założyliśmy ich ze Zdzisławem Lechem, przewodniczącym Zarządu
Powiatowego Związku Młodzieży Wiejskiej czterdzieści sześć w samym powiecie
sokołowskim. Po połowie były to Kluby Rolnika, utrzymywane przez Gminne Spółdzielnie
oraz Kluby Ruch-u należące do koncernu RSW Prasa Książka „Ruch”. Nie ostał się teraz
żaden z tej liczby.
Zmarła niedawno śp. Lucyna Maksimiak doprowadziła Wiejski Klub Rolnika w
Hołowienkach do pierwszego miejsca w Polsce. Do dziś mieszkańcy wsi i aktorzy Teatru
Ziemi Mazowieckiej z sentymentem wspominają wzajemne, przyjacielskie kontakty
zapoczątkowane realizacją konkursu „Wieś bliżej teatru”. Brak takich bezpośrednich,
zwykłych ludzkich kontaktów pomiędzy mieszkańcami wsi a artystami, pisarzami czy
dziennikarzami dodatkowo zubaża intelektualną kondycję wiejskiego elektoratu, ulegającego
wszelkiej demagogicznej manipulacji przed wyborami. Kto pamięta pobyty w sokołowsko-
podlaskich wsiach pisarzy: Jana Gerharda, Wojciecha Żukrowskiego, Cezarego
Chlebowskiego, Edwarda Redlińskiego; aktorów: Stanisława Mikulskiego, Wacława
Kowalskiego, Leonarda Pietraszaka, Ryszarda Pietruskiego, Ryszarda Filipskiego i wielu,
wielu innych w organizowanych przez biblioteki i kluby kultury spotkaniach literackich pod
nazwą „Niedziela na wsi”, ten wie, jaka była przyjazna atmosfera tych spotkań, jaka
wzajemnie wartościowa wymiana poglądów. Z nastaniem nowego modelu upowszechniania
kultury zmieniły się i warunki dla nawiązywania kontaktów społecznych. Pamiętam, jak na
jednej z narad w sprawie braku pieniędzy na kontynuację budowy domu kultury w
Sokołowie, przewodniczący warszawskiej Wojewódzkiej Rady Narodowej inżynier
Mierzwiński, wyraźnie rozeźlony moimi wypowiedziami oświadczył: „jeśli chcecie mieć
dostęp do kultury w Sokołowie, to zaprenumerujcie każdemu mieszkańcowi miasta „Trybunę
Ludu”. Będzie taniej i skuteczniej”. Z propozycji nie skorzystaliśmy i dom kultury, chociaż
po aż czternastu latach, został wreszcie zbudowany. Mam nieodparte wrażenie, że koncepcja
inż. Mierzwińskiego znalazła obecnie wiernych naśladowców. Wielu samorządowców myśli
podobnie. Po co utrzymywać domy kultury na wsi, skoro każdy prawie mieszkaniec ma
telewizor, a nawet komputer z dostępem do Internetu. Przecież to nic nie kosztuje naszej
gminy. Dostęp do kultury jest bardzo bogaty. Kto ma taka potrzebę, może dowolnie wybierać
pomiędzy serialami, filmami, poradnikami gotowania, debatami polityków, itp. itd. Pomińmy
tu jakość programów telewizyjnych, na które widzowie nie mają żadnego wpływu. O
wszystkim dziś decydują politycy. Jednak nikt nie zaprzeczy, że brak bezpośrednich
kontaktów międzyludzkich, jakie umożliwiają placówki kultury, ma decydujące znaczenie dla
jakości naszego życia i dla rozumienia problemów świata. W 1975 roku studenci
Uniwersytetu Warszawskiego prowadzili badania naukowe na temat potrzeb kulturalnych
młodzieży w gminie Jabłonna Lacka. Z badań tych wynikało, że młodzież chodzi do kina
przede wszystkim po to, by spotkać się ze swoimi rówieśnikami, porozmawiać, a przy tej
okazji obejrzeć film w kinie, które jeszcze funkcjonowało we wsi zanim zlikwidował je
wszechogarniający rak telewizyjny. Teraz wystarczy „browarek”, kanapa i pilot do telewizora.
Na
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz