Nie tak dawno, bo jakieś niespełna parę lat temu, cała władza miasta i powiatu sokołowskiego została ,,postawiona na baczność”. Sam wicepremier i Minister Kultury i Sztuki w jednym, czyli Józef Tejchma, przyjeżdża! Tak Dostojnego Gościa Sokołów na oczy nie widział. Niezapowiadane „gospodarskie wizyty” także nie były jeszcze w modzie. Poruszenie ogromne. Sztaby pracują – co robić? Jak robić? Narada goniła naradę. Pisano i zmieniano scenariusze pobytu. Rozdzielano zadania i zaproszenia do wspólnego stołu z gościem…
Skąd ten honor dla miasta? Trudno dziś uwierzyć, ale chodziło
tylko i wyłącznie o … kulturę! Konkretnie o „sokołowski eksperyment”.
Gazety i tygodniki rozpisywały się o nowym modelu funkcjonowania
placówek kultury, zjeżdżali goście z całego kraju, bo Ministerstwo
Kultury i Sztuki – nie bez oporów – zezwoliło na przełamanie stereotypu
zarządzania i finansowania kultury w mieście i powiecie.
Pomysł był prosty – zintegrować pod wspólnym kierownictwem Powiatowy Dom
Kultury, bibliotekę, kino, ogniska artystyczne oraz zapewnić
im wszystkim jedno źródło finansowania, jeden budżet w miejsce
wielorakości środków państwowych, lokalnych, społecznych. Słowem –
ułatwić współdziałanie, zespolić inicjatywy, zaoszczędzić pieniądze,
których zawsze brakowało, lepiej i sensowniej wykorzystać kadrę
pracowników, lokale. A więc – nie każdy sobie i na swoim, a wszyscy
razem na rzecz rozwoju życia kulturalnego w mieście i powiecie.
Ten nowy model działania placówek kultury opracowano i wprowadzono
w życie nie gdzie indziej a właśnie w Sokołowie. Jako eksperymentalny
i jedyny w kraju! Po roku eksperymentowania ,,sokołowski model” miał być
upowszechniany w innych regionach Polski. Premier Tejchma chciał
więc na własne oczy zobaczyć, jak „to to” funkcjonuje, jak się sprawdza
w działaniu i przekonać się, czy warto takie rozwiązania popierać.
Mnie – promotorowi ,,eksperymentu” – moim koleżankom i kolegom
w Powiatowego Ośrodka Kultury ogromnie zależało na dobrej ocenie naszej
pracy. Stawaliśmy na głowie, by wszystko wypadło jak najlepiej.
A z nami – oczywiście – działał nasz równie niezawodny,
co nieprzewidywalny ,,najlepszy kierowca świata” Janek Godlewski. Był
podniecony stosownie do rangi wydarzenia, a nawet bardziej. Pogadałem
więc z nim w cztery oczy, by utemperować emocje i wykluczyć ewentualne
,,genialne” pomysły, z których był znany.
Wszystko szło jak z płatka. Nasz Gość zwiedził Powiatowy Ośrodek Kultury
i wszystkie znajdujące się w nim placówki: kino, bibliotekę, studio
nagrań, pracownię filmową i fotograficzną, ogniska artystyczne,
radio-klub, pracownię usług plastycznych, kawiarnię…. Wszędzie
oczywiście tętniło życie, więc wszędzie z wszystkimi wdawał się
w rozmowy, ,,drążąc” temat i nabierając przekonania, że ,,eksperyment
sokołowski” ma się dobrze, sprawdza się w działaniu.
Wizytowanie trochę się przeciągnęło, ale obiad też przygotowaliśmy
u siebie, więc niespodzianek być nie powinno. O dobry stół i miłą
obsługę zadbała restauracja PSS „Podlasianka”, a Jaś Godlewski pomagał
w dowożeniu wszystkiego z jej kuchni i kredensu do naszej specjalnie
urządzonej „sali biesiadnej”. Idziemy więc na obiad zadowoleni
zadowoleniem Gościa, otwieramy drzwi, zapraszamy na poczęstunek, a tu…
na honorowym miejscu za stołem siedzi sobie nasz nieoceniony Janek
i pałaszuje kanapki. Konsternacja, zamieszanie.
- Co on tu robi? Skąd się wziął? Kelnerki pobladły, co niektórzy zesztywnieli, a premier jakby nigdy nic wita się z niespodziewanym gościem i pyta, które kanapki lepsze, ze śledziem czy z szynką? Zaprasza do stołu… Zasiadł więc Jasiu przy premierze i nawet nie czekając na zakończenie przemówienia I sekretarza KP PZPR wypalił: ,,Panie Premierze, czy Panu nie wstyd, że ja, kurna, nasze zespoły muszę wozić po kraju i za granicę takim ,,rzęchem?” Miejscowymi władzami zatrzęsło z oburzenia, a towarzysz Premier na to: „Ja się nie wstydzę, ale pan przewodniczący Powiatowej Rady Narodowej mógłby się zawstydzić, jeżeli jest tak, jak mówicie”. A Jasiu dalej: – Pan przewodniczący już dawno, kura, kupiłby mi „Autosana”, ale nie może, kura, bo nie ma limitu, kura, na zakupy inwestycyjne i asygnaty na autokar, kura.
- No to jesteśmy
w domu – mówi wyraźnie rozbawiony Premier. – Ja załatwię asygnatę i dam
połowę środków. Jeśli pan przewodniczący dołoży resztę — bierzcie
autokar i… w drogę!
Nie minął miesiąc, a Jaś z fasonem podjechał pod Ośrodek Kultury nowiusieńkim ,,Autosanem”, a jego szelmowski uśmiech mógł oznaczać tylko jedno – Widzicie? Tak się załatwia sprawy! Miał farta, ale… trafił na wicepremiera i Ministra Kultury Józefa Tejchmę. Ot, co!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz