wtorek, 20 sierpnia 2024

Ulica Tadeusza Kościuszki

 Ulica Tadeusza Kościuszki

 

 

 

B

ohater dwóch narodów: polskiego i amerykańskiego, ma pomnik na prestiżowej promenadzie Solidarity Drive w Chicago, w Lafayette Park w Waszyngtonie i na polu bitwy pod Saratogą, ma także tablicę pamiątkową w Akademii Wojskowej Stanów Zjednoczonych West Point w Filadelfii. Paweł Edmund Strzelecki nadał imię Tadeusza Kościuszki odkrytej przez siebie górze; najwyższemu szczytowi Australii. Imię Kościuszki sławi kopiec w Krakowie i góra na Alasce, miasto Kosciusko w stanie Missippi i fregata rakietowa ORP Gen. T. Kościuszko. Imię Kościuszki dźwigają również trzy mosty w Nowym Jorku. Swojego patrona wspominają także kombatanci I dywizji im. Tadeusza Kościuszki spod Lenino. W setkach polskich miast są ulice Naczelnika zinwentaryzowane w Muzeum im. T. Kościuszki w Maciejowicach, miejscu ostatniej bitwy o niepodległość Polski stoczonej w Powstaniu Kościuszkowskim. Muzeum to powstało z inicjatywy Towarzystwa Przyjaciół Maciejowic. Pieniądze na remont zabytkowego zajazdu pochodziły z Funduszu Rozwoju Kultury, a te rachowano przy pomocy wskaźnika procentowego naliczanego od funduszu płac w gospodarce uspołecznionej. A że gospodarka była niemal w całości uspołeczniona, więc pomimo skromnego 1,9 % odpisu, pieniędzy na kulturę nie brakowało. O ułamki tego procentowego wskaźnika z panią Beatą Tyszkiewicz, Mariuszem Dmochowskim i Sokołowianinem gen. Zdzisławem Rozbickim, jako członkowie Narodowej Rady Kultury toczyliśmy boje w Komisji Planowania i w Ministerstwie Finansów, wzmacniając argumenty sekretarza stanu i wiceministra kultury i sztuki Wacława Janasa, głosem ludu. Muzeum w Maciejowicach otwierał w 1988 roku przewodniczący Narodowej Rady Kultury prof. Henryk Suchodolski. Teraz, po załamaniu się systemu finansowania tej ważnej dziedziny życia społecznego, środowiska twórcze nieśmiało postulują ledwie 1% na kulturę z budżetu, bo kapitalistyczny sponsoring nie sprawdził się. Jak będzie, zobaczymy. W Sokołowie, sądząc po inwestycjach w dom kultury i bibliotekę miejską nie jest źle; oby gorzej nie było. Ale kończmy te dywagacje i przejdźmy do ulicy Tadeusza Kościuszki, odchodzącej za posesją dentysty dr Świętosława Dąbrowskiego od ulicy Wolności na wschód w kierunku Parku im. PCK i ul. Magistrackiej. Park ten powstał na dawnym żydowskim cmentarzu w latach pięćdziesiątych XX w. Macewy, czyli pomniki nagrobne w czasie okupacji Niemcy wykorzystali do zrobienia chodnika przy budynku obecnego starostwa powiatowego i tarasu w ciągu kamienic przy Szewskim Rynku. Na pozbawionym nagrobków cmentarzu, już po wojnie, w ramach tzw. prac społecznie ytecznych uczniowie szkoły podstawowej z ruskich dołów” czyli z ul. Polnej sadzili drzewa, a że były to prace rzeczywiście społeczne i użyteczne zarazem świadczy do dziś oaza zieleni nad Cetynią.

Na ulicy Kościuszki mieszkali znani Sokołowianie: na przykład pani Maria Wolańska nauczycielka j. polskiego i kierowniczka naszej szkoły. Kierowniczką przestała być, gdy jakiś ubek zorientował się, że nasza pani w czasie okupacji była członkiem TON-u, czyli Tajnej Organizacji Nauczycielskiej, prowadzącej na zlecenie polskiego rządu na uchodźctwie nauczanie zakazane przez okupanta. Pani Wolańska przychodziła często na lekcje ze swoim ulubieńcem, jamnikiem Bumsem, który źle znosił nieobecność swojej pani. Kiedy jednak pies znudził się w szkole dyktandem, trzeba było odprowadzić go do domu. Takiego przywileju dosłużył się Tadek Lipski i dostał od kolegów ksywkęBums”. Kiedy któryś z nas rzucił hasło „idziemy do Bumsa”, było wiadome, że idziemy na ulicę Długą do sklepu pana Józefa Lipskiego, gdzie za ladą można było spotkać naszego kolegę Tadeusza.

Ze znanych sokołowskich nauczycieli mieszkali tam również pan Hieronim Wąż, profesor chemii Liceum Ogólnokształcącego na Kupientyńskiej oraz pan Feliks Księżopolski. Ten pierwszy, to ojciec znanego sokołowskiego działacza „Solidarności” Macieja, a drugi, to syn organizatorki przedwojennego Związku Młodzieży Wiejskiej, której marszałek Rydz-Śmigły wręczył w Warszawie sztandar związku w 1937 roku. Zdjęcie z tej uroczystości zachowało się i znajduje się w albumie pieczołowicie przechowywanym w biurze posła Marka Sawickiego. Aż dziw bierze, że na tej krótkiej ulicy mieszkało tylu znanych Sokołowiaków. Bo i Waldek Iwaniak, przewodniczący Prezydium Miejskiej Rady Narodowej, a następnie Naczelnik Miasta, i Roman Przesmycki, działacz Ochotniczej Straży Pożarnej, którego staraniom zawdzięczamy tablice i elementy dekoracyjne z brązu na pomniku ks. Brzóski, zniszczone wcześniej przez okupanta, i Zdzisław Burzyński, postrach domniemanych i rzeczywistych aferzystów czasów PRL-u, i ks. kanonik Kosieradzki, odprawiający poranne msze w kościele św. Rocha na ul Kosowskiej, i pan Wrzosek, u którego można było kupić kupon bialskiej wełny na wymarzony, niebieski garnitur, i żołnierz AK ps. „Iskra”, a po wojnie radca prawny PZGS-u w Sokołowie pan Edward Mirowski.

 

 Na Kościuszki pod numerem 12 pracowała tajna radiostacja komendanta obwodu „Proso” mjr. Jerzego Sasina, który ze swoim sztabem ujawnił się w 1944 roku wyzwolicielom i wtedy ślad po nim zaginął.

 Do sklepu „panienek”, jak się określało siostry zakonne, chodziło się po zawsze świeżutką śmietanę. Można było tam oprawić starą, cenną książkę, zrobić z jednej pierzyny dwie puchowe kołdry czy wymaglować pościel. Tak zarabiały na swoje utrzymanie siostry skrytki w Sokołowie w latach czterdziestych i pięćdziesiątych.

 Na zakończenie jeszcze kilka encyklopedycznych informacji o patronie tej ulicy. Urodził się w drobnoszlacheckim dworku na Mereczowszczyźnie, w obecnym obwodzie brzeskim na Białorusi w 1746 roku. Uczył się w szkołach ks. pijarów a następnie w Szkole Rycerskiej, którą skończył w stopniu kapitana artylerii w 1770 roku. Z braku pieniędzy kontynuował następnie naukę w Paryżu jako wolny słuchacz. Za granicą dowiedział się o pierwszym rozbiorze Polski i natychmiast wrócił do kraju, ale tu nie miał co robić. Upokorzony przez hetmana polnego litewskiego Józefa Sosnowskiego, który na propozycję Kościuszki ożenku z zakochaną w nim swoją córką Ludwiką miał odpowiedzieć: „synogarlice nie dla wróbli, a córki magnackie nie dla drobnych szlachetków”, latem 1776 roku wyjechał do Ameryki, gdzie podjął walkę o wolność Stanów Zjednoczonych w wojnie przeciw Brytyjczykom, chcąc zapomnieć o afroncie, jaki go spotkał w Ojczyźnie. Ameryka przyjęła młodego oficera z otwartymi ramionami. Kongres amerykański mianował Kościuszkę pułkownikiem i doceniając jego wiedzę, powierzył mu stanowisko naczelnego inżyniera odpowiedzialnego za budowę fortyfikacji i twierdz. Kochany był przez żołnierzy, ceniony przez Waszyngtona, Franklina, Jeffersona a zakończył zwycięsko wojnę w stopniu generała, i następnie otrzymał obywatelstwo amerykańskie. Z takimi przywilejami, wiedzą i doświadczeniem, świadom potrzeby reform społecznych, jakie trzeba przeprowadzić w Ojczyźnie, wrócił do kraju. Gdy Sejm Czteroletni podjął uchwałę o utworzeniu stutysięcznej armii polskiej, Kościuszko został powołany do wojska i w stopniu generała majora dowodził zwycięskimi bitwami pod Dubienką i Zieleńcami, za które otrzymał pierwszy order Virtuti Militari ustanowiony przez króla Stanisława Augusta. Po przystąpieniu króla i części magnatów do Targowicy podał się do dymisji. W czasie spotkania ze spiskowcami miał powiedzieć, że za samą szlachtę bić się nie będzie. Za tymi słowami poszły czyny. W swoim majątku zwolnił chłopów z ciężarów pańszczyzny. W czasie powstania wydał 7 maja 1794 roku Uniwersał Połaniecki, w którym przyznawał ograniczoną wolność osobistą chłopom pańszczyźnianym, zapowiadał uwłaszczenie chłopów-powstańców z gruntów narodowych i skonfiskowanych zdrajcom, wprowadzał urząd dozorcy państwowego chroniącego chłopów przed samowolą szlachty i magnatów, ale też dbającego o szkoły i sądownictwo. W Stanach Zjednoczonych, w których walnie się przyczynił do uzyskania wolności w bitwie pod Saratogą, dostał sporą sumę pieniędzy od Kongresu. Pozostawił je swojemu przyjacielowi Jeffersonowi z nakazem testamentowym, by za nie uwolnił niewolników ze swojego majątku. Jak podają współczesne źródła, Jefferson postanowień testamentu nie wykonał, pieniędzy także nie zwrócił. Na tej podstawie stawiam tezę, że w moralnej postawie obu wielkich synów narodu polskiego i amerykańskiego, my Sarmaci jesteśmy lepsi od Yankesów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kolejne spotkanie odbyło się w Bibliotece Miejskiej z prof. Janem Izdebskim –wybitnym polskim biochemikiem pracującym do niedawna w ...