środa, 19 czerwca 2024

Artur Ziontek pisze:

Dostałem dzisiaj skład komputerowy i wstęp Artura Ziontka do mojej nowej książki pt. „Patroni naszych ulic”. Cieszę się, że jeszcze może ukazać się na 600-lecie Sokołowa Podlaskiego.

Artur Ziontek tak pisze:

Wacław Kruszewski to postać, której w Sokołowie Podlaski, czy szerzej, na terenie dawnego województwa siedleckiego przedstawiać nie trzeba. Jedynie gwoli ścisłości przywołajmy fragment opisującej Go laudacji wygłoszonej z okazji przyznania nagrody „Złotego Jacka”: Polak Roku 1986 „Rzeczpospolitej” oraz członek Narodowej Rady Kultury i Instytutu Kultury Polskiej Akademii Nauk 1982-1987. Człowiek z pasji, prawdziwy lider potrafiący skupić wokół siebie i swoich pomysłów ludzi, którzy tak jak on są przekonani, że nie samym chlebem żyje człowiek, że do życia potrzebna nam również kultura. Z uporem stara się zasypywać okopy dzielące środowiska dawnych i obecnych pracowników i twórców kultury przekonując, że nie ma się czego wstydzić, że każda instytucja, obiekt, ulica, zakład pracy, pomnik, ma swoją historię mozolnie i w dobrej wierze przez poprzednie pokolenia, żyjące i pracujące w czasach, których sobie nie wybierali. Wacław Kruszewski jest Sokołowianinem z krwi i kości. Urodził się w Sokołowie w 1937 r., i tu ukończył Liceum Ogólnokształcące. W 1983 r. obronił pracę magisterską na wydziale Pedagogiki i Psychologii UW na temat Centrum Kultury i Sztuki woj. siedleckiego, którego był pomysłodawcą i realizatorem. CKiS było wówczas nowoczesną, w pełni zintegrowaną instytucją twórczości i upowszechniania kultury szczebla wojewódzkiego. W jego skład wchodziły kina stałe i ruchome, Siedlecki Teatr Kameralny, Biuro Wystaw Artystycznych, Pracownia Usług Plastycznych, Biuro Informacji Kulturalnej z własnym zakładem poligraficznym a nawet Zakład Remontowo-Budowlany Obiektów Kultury. Doskonale wyposażona instytucja z fachową i zaangażowaną kadrą wypracowywała ponad 50% dochodów własnych. I to była miara sukcesu przyjętego, nie bez oporu malkontentów, modelu organizacji kultury najpierw w powiecie sokołowskim, a później w województwie siedleckim. Na koncie Wacława Kruszewskiego należy zapisać dziesiątki uratowanych od zagłady ziemiańskich dworów i pałaców, zbudowanych z udziałem czynów społecznych Gminnych Ośrodków Kultury, zorganizowanych bibliotek, kin, szkół muzycznych i muzeów. Przez 42 lata pracy z uporem i godnym uznania zaangażowaniem pracował nad likwidowaniem wielowiekowych zaniedbań w cywilizacyjnym rozwoju ziem Podlasia i wschodniego Mazowsza.

Od wygłoszenia tych słów mija jedenaście lat, ale w żaden sposób nie tracą na aktualności. Warto by jednak dodać jeszcze, że w czasach kiedy mowa o polskiej historii, zwłaszcza historia podziemnego ruchu oporu z II wojny światowej, pozostawała tematem nader drażliwym, Wacław Kruszewski z uporem organizował spotkania z żołnierzami Armii Krajowej. Ale i przy tym nie obyło się bez problemów. Powyższy fragment może nie do końca koresponduje z treścią niniejszej książki, ale doskonale oddaje postać jej Autora i jego dzieła. Ówczesne CKiS wciąż pozostaje obecne w jego opowieściach, jako z mozołem, ale i pasją budowana jednostka wyprzedzająca swym rozmachem analogiczne instytucje w Polsce. Oczywiście za każdym zdaniem brzmiącej entuzjastycznie laudacji kryją się dziesiątki wyjazdów, rozmów na „najwyższym szczeblu”, wykorzystywania wrodzonego sprytu i okupionej zmęczeniem determinacji. Dobitnie pokazywała to wcześniejsza książka Wacława Kruszewskiego „Kalejdoskop wspomnień”, której wydawcą był nota bene, Miejsko-Gminny Ośrodek Kultury w Kosowie Lackim, czyli jeden z tych przez Niego budowanych.

Książka, którą trzymają Państwo w rękach ma nieco inny charakter. Mimo tytułu, nie jest wyczerpującym zestawieniem sokołowskich arterii, nie skupia się na ich opisie historycznym ani ich wytyczaniu, choć można by się tego spodziewać biorąc pod uwagę tomy opatrzone podobną tytulaturą. Autor dał nam jednak dwadzieścia niewielkich opowieści wysnutych ze swojej pamięci. Dwadzieścia charakterystycznych dla siebie urokliwych gawęd o życiu splecionym z miastem. To on oprowadza nas poszczególnymi ulicami, przywołuje anegdoty, ale przede wszystkim wspomina swoje dzieciństwo przypadające na trudne lata powojenne oraz młodość i pracę zawodową z równie niełatwych czasów PRL. Spod jego pióra wychodzą ożywione portrety ludzi i miejsc. Słychać dawny gwar, dawny tembr rodzinnego miasta, jakże inny od dzisiejszego stechnologizowanego zgiełku. Z racji tego, że wspomniane są tu jedynie ulice mające nazwy odimienne, których patroni też odgrywają w narracji niebagatelną rolę, zabrakło wśród nich ulic Siedleckiej i Repkowskiej. Wspominam je tylko dla tego, że to właśnie na ich rogu stał dom, w którym przyszedł na świat Autor. Było to 21 lutego 1937 roku i chciałem, żeby choć symbolicznie ich nazwy tu padły.

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kolejne spotkanie odbyło się w Bibliotece Miejskiej z prof. Janem Izdebskim –wybitnym polskim biochemikiem pracującym do niedawna w ...