sobota, 18 listopada 2023

Towarzysze, ministrowie i księża

Towarzysze, ministrowie i księża – jak funkcjonowała kultura w PRL

PRL–owskie hasło: „bierny, mierny, ale wierny” nabrało teraz w polityce kadrowej nowego blasku. Boleję, jak moi następcy, nad mizerią budżetową ośrodków kultury, współczuję artystom-plastykom, którym nie organizuje się plenerów i wystaw, nie zleca projektów i nie kupuje ich dzieł.



W czasie ciekawej imprezy zorganizowanej przez Sokołowski Ośrodek Kultury pod hasłem „Tu pozostać muszę” zadano mi pytanie o finansowanie wydatków na kulturę w czasach mojej aktywności zawodowej. Panią Marię Koc - ówczesną dyrektor Sokołowskiego Ośrodka Kultury interesowało, skąd mieliśmy tak dużo pieniędzy, że wystarczało na budowę wielu obiektów służących kulturze i sztuce.  W pytaniu wyczuwało się tęsknotę za przywróceniem mecenatu państwa nad twórczością i upowszechnianiem kultury. Chociaż jestem na zasłużonej emeryturze po 42 latach pracy i przeszedłem swą ścieżkę zawodową od stanowiska kierownika młodzieżowego klubu „Amigo” w Sokołowie przez twórcę i dyrektora unikalnej w skali kraju, w pełni zintegrowanej wojewódzkiej instytucji kultury pod nazwą Centrum Kultury i Sztuki woj. siedleckiego po urząd dyrektora Wydziału Kultury i Sztuki Urzędu Wojewódzkiego w Siedlcach, to nadal żyję sprawami kultury, której poświęciłem całe dorosłe życie. Byłem bowiem nomenklaturowym dyrektorem, zdobywającym wiedzę i doświadczenie na kierunkowych uniwersyteckich studiach oraz w placówkach, instytucjach kultury i w administracji. O tak prowadzonych kadrach i ich awansach można teraz sobie tylko pomarzyć.

Kultura uświęca środki

Do historii przeszły Ogólnopolski Festiwal Piosenki Harcerskiej w Siedlcach i Sejmik Wiejskich Zespołów Teatralnych w Stoczku Łukowskim, międzynarodowe warsztaty muzyczne „Jeunesse Musicale” czy konkursy orkiestr dętych Ochotniczych Straży Pożarnych. Przestał działać Siedlecki Teatr Kameralny, który potrafił zarabiać na swoje utrzymanie, grając sztuki dla dzieci w szkołach i ośrodkach kultury całego rozległego województwa. Pozostała po nim legenda i praca magisterska Justyny Chełchowskiej, napisana w Katedrze Historii Najnowszej pod kierunkiem prof. dr hab. Piotra Matusaka. Pani Maria Koc, ówczesna dyrektor Ośrodka Kultury, ciekawa i na budowę Gminnych Ośrodków Kultury, Szkół Muzycznych i Kin oraz na różne masowe imprezy, konkursy, wystawy i festiwale.

A zasada była prosta. Finansowanie kultury powierzono Narodowemu Funduszowi Rozwoju Kultury, który gromadził pieniądze różnych mecenasów i przede wszystkim dotację budżetową powstałą z 1,9 procentowego odpisu od funduszu płac gospodarki uspołecznionej. Co roku, w październiku w Ministerstwie Kultury i Sztuki odbywały się konsultacje budżetowe, na których 49 ówczesnych dyrektorów Wydziałów Kultury walczyło o jak największe dotacje dla swoich województw. Mnie udało się namówić na wyjazd do Warszawy wojewodę siedleckiego płk Janusza Kowalskiego. Uprosiłem go nawet, by na tę okoliczność ubrał się w lotniczy mundur ze wszystkimi odznaczeniami, w którym wyglądał niezwykle godnie. Jak wiadomo, mundurowi robią dobre wrażenie na paniach będących w przewadze wśród dyrektorów departamentów uczestniczących w podziale dotacji. Jeśli w składzie delegacji siedleckiej znaleźli się jeszcze przewodnicząca Sejmowej Komisji Kultury pani poseł Bożenna Kuc i przewodniczący komisji kultury Wojewódzkiej Rady Narodowej w Siedlcach Jerzy Mandał, to efekt mógł być tylko jeden. Wszystkie postulaty województwa zostały przyjęte. Podsumowując konsultacje Wiceminister Kultury i Sztuki pan Wacław Janas zorientował się jednak, że dostaliśmy dotację większą niż bogate w zabytki i instytucje kultury województwo krakowskie. Skreślił kilka milionów, ale i tak byliśmy zadowoleni.

Uzyskana z Centralnego Funduszu Rozwoju Kultury dotacja, zapewniała realizację wszystkich zadań uchwalonych w Wojewódzkim Programie Rozwoju Kultury na sesji WRN w Sokołowie. Teraz przyszło się zmierzyć z problemami natury materiałowej i wykonawczej, bowiem ponad 60 procent budżetu przeznaczaliśmy na remonty zabytków i budowę niezbędnej bazy lokalowej dla placówek i instytucji kultury, a nie na modne wówczas i dzisiaj różne akademie, wiece i inne imprezy bardziej potrzebne władzom jak społeczeństwu.

Kto pamięta te czasy, wie ile problemów nastręczało na przykład zdobycie - tak właśnie zdobycie, a nie zakup czerwonej cegły, miedzianej blachy czy dębowej tarcicy. Zdobywało się więc te materiały konieczne do na przykład remontu pałacu Dernałowiczów w Mińsku, przeznaczonego na siedzibę Miejskiego Ośrodka Kultury, Ratusza w Siedlcach czy Domu Kupców Gdańskich w Węgrowie, gdzie znalazła godne warunki do pracy Miejska Biblioteka Publiczna. Jeszcze gorzej było z pozyskaniem wykonawcy robót. Na usługi budowlane prywatnych wykonawców trzeba było uzyskać limity. A przepisy tak ograniczały pole manewru, że naprawę rynny na dachu zabytkowego obiektu trzeba było zlecać państwowym firmom budowlanym, a dla nich to nie było opłacalne.

Dyrektorzy walczą

O skąpe limity sektora nieuspołecznionego bili się w Wydziale Finansowym WRN wszyscy niemal dyrektorzy urzędu wojewódzkiego. Uprzywilejowane były resorty rolnictwa, zdrowia i oświaty. Czasami, aby pozbyć się natręta, dyr. Zbigniew Wiedeński dał limit wystarczający na dokończenie robót na zabytkowym dworku w Chlewiskach lub Suchożebrach. To była kropla w morzu potrzeb. Jak wiadomo, w kulturze i sztuce nie było nowych inwestycji w terenie. Trzeba także przypomnieć w tym miejscu, że Siedlce zanim stały się stolicą województwa siedleckiego, nie miały lokali dla swoich wojewódzkich instytucji kultury: Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej, Muzeum Biura Badań i Dokumentacji Zabytków, a przede wszystkim Centrum Kultury i Sztuki woj. siedleckiego, które pozostało na parę lat w Sokołowie. Po prawdzie inne resorty też miały siedziby w byłych miastach powiatowych. W tej sytuacji opracowaliśmy program pozyskania bazy dla kultury w systemie nieinwestycyjnym, przez remonty i adaptacje wytypowanych obiektów, głównie zabytkowych. Nasz pomysł poparł prof. Wiktor Zinn, minister Wacław Janas zapewnił środki na jego realizację. Był taki rok, w którym prowadziliśmy 30 remontów obiektów kultury: w Mińsku Mazowieckim remont okazałego pałacu i adaptacja budynku spółdzielni mieszkaniowej na Państwową Szkołę Muzyczną i budowa nowego kina, w Siedlcach remont ratusza i hali targowej oraz adaptacja świetlicy MPRB na kino i salę widowiskową oraz siedzibę Centrum Kultury i Sztuki woj. siedleckiego, w Węgrowie budowa Domu Kultury z kinem i salą na 400 miejsc, remont zabytkowego domu kupców gdańskich i domu Lipki, w Łukowie remont muzeum regionalnego i adaptacja łaźni miejskiej na Młodzieżowy Dom Kultury. W gminach rozległego woj. siedleckiego budowano najczęściej czynami społecznymi Gminne Ośrodki Kultury, i tak w ośrodki kultury wzbogacił się Kosów Lacki, Sterdyń i Repki w pow. sokołowskim; Łochów, Miedzna, Stoczek w pow. węgrowskim, Wiśniew, Zbuczyn, Mordy, Chodów w pow. siedleckim; Żelechów, Parysów, Sobienie-Jeziory w pow. garwolińskim; Dobre i Kałuszyn w pow. Mińsk Mazowiecki. Powodem satysfakcji mojej i moich współpracowników były remonty zabytkowych dworków w Woli Okrzejskiej (muzeum Henryka Sienkiewicza), w Maciejowicach (muzeum Tadeusza Kościuszki) w Chlewiskach (Dom Pracy Twórczej) i w Suchożebrach (Ośrodek Kultury Ziemiańskiej).

Sucha dębina

Nie udało się dokończyć remontu zabytkowego pałacu w Patrykozach, który miał być siedzibą uniwersytetu ludowego kształcącego kadry dla wiejskich klubów kultury. Było ich w województwie siedleckim 465, po połowie prowadzonych przez Gminne Spółdzielnie SCH i Przedsiębiorstwo „RUCH”. Nie dane nam było również dokończenie remontu pałacu Ossolińskich i Krasińskich w Sterdyni, w którym mieli doskonalić swój muzyczny warsztat uczestnicy Międzynarodowych Konkursów Pianistycznych im. Fryderyka Chopina. Oba te pałace w niezbyt jasnych okolicznościach przeszły w ręce nowych właścicieli. Kultura musiała przegrać z biznesem. Przeglądam teraz różne dokumenty i publikacje z tego okresu i zastanawiam się, jak to było możliwe, że udało się nam tyle zrobić, pokonać tyle biurokratycznych, bezsensownych przepisów, zdobyć nieosiągalne materiały i wykonawstwo, a przy tym wszystkim nie podpaść różnym komisjom, czyhającym na byle potknięcie. Oto dwa przykłady:

Na remont okazałej klatki schodowej w pałacu w Mińsku Mazowieckim potrzebna była pilnie sucha dębina. Tarcica dębowa była uznana jako towar luksusowy i podlegała reglamentacji. Zdobycie tego materiału przez państwową firmę graniczyło z cudem. Niewielkie ilości można było zdobyć u prywatnych rzemieślników – wykonawców trumien. Tu jednak potrzebny był limit dla sektora nieuspołecznionego, a dodatkowo trzeba zapłacić równowartość zakupionego towaru Skarbowi Państwa, za luksusowy materiał. Nadzorujący kulturę Wicewojewoda Siedlecki, dr Jan Marek Zelent wystarał się o dodatkowy przydział tarcicy dębowej w Ministerstwie Rolnictwa i Leśnictwa, gdzie pracował wcześniej. Limitem tym podzielono się z tartakiem, a następnie uzyskaną mokrą tarcicę wymieniono na sezonowaną. W tym ciągu nieformalnych, albo jak chcecie wielce ryzykownych poczynań, każdy był zadowolony. Leśnicy, bo dostali nagrody i tartak i trumniarze i wreszcie wykonawca, który dostał upragniony materiał, dzięki któremu mógł zdążyć z remontem pałacu na Dzień Działacza Kultury 19 maja 1988 roku. Otwarcia obiektu dokonał prof. Aleksander Krawczuk, ówczesny minister Kultury i Sztuki.

Jak wiadomo, co cenniejsze dwory i pałace kryte były blachą miedzianą. Oczywiście lecz i niestety był to materiał luksusowy i reglamentowany. Szczęśliwie się jednak złożyło, że takiej blachy potrzebował ks. proboszcz z Garwolina na wymianę pokrycia dachu kościoła. Żeby dostać przydział na jej zakup, musiał uzyskać opinię Wojewódzkiego Konserwatora Zabytów. A pan Zygfryd Czapski był zdyscyplinowanym i lojalnym pracownikiem i zanim przyłożył na podaniu, zapytał co o tym sądzę. Wspólnie więc uprosiliśmy księdza proboszcza, by zechciał zwiększyć swoje potrzeby o dziesięć ton blachy potrzebnej nam na dworki w Chlewiskach i w Suchożebrach. Ksiądz uznał, że ratowanie zabytków to zbożny cel i chętnie się do niego przyłączy. Z parafialną kasą pojechał do Centrali Materiałów Nieżelaznych w Gliwicach, skąd przywiózł asygnaty na zakup blachy i dla siebie i dla nas. Ale nie wszystko szło tak gładko. Pewnego razu zostałem wezwany na komisję budżetową WRN z zarzutem, niegospodarności i trwonienia państwowych pieniędzy. Dowodem na to było ułożenie marmurowej posadzki w holu i na schodach zabytkowego siedleckiego ratusza. Tłumaczyłem komisji, że o wyborze takiej właśnie posadzki zdecydowali projektanci z Pracowni Konserwacji Zabytów „Zamek” w Warszawie. Dokumentacja ta została zatwierdzona przez odpowiednie organy administracji państwowej. Pozwolenie na remont także zostało zgodnie z procedurami wydane. Wykonawca remontu, Pracownia Konserwacji Zabytków oddz. Lublin zdobyła wymagane marmurowe płyty odpowiednich formatów i kolorów, zgodnych z projektem wnętrz sal muzealnych.

Ponadto pieniądze na remont pochodzą z Funduszu Rozwoju Kultury, a nie z budżetu, a ratusz jest przeznaczony na siedzibę Muzeum Okręgowego, w więc instytucję kultury, która powinna mieć przecież trwałą i estetyczną posadzkę. Żadne moje argumenty nie trafiały do przekonania przewodniczącego komisji. Przed głosowaniem nad wcześniej przygotowanym i uzgodnionym w „białym domu” wnioskiem potwierdzającym absurdalne zarzuty niegospodarności, przewodniczący Wojewódzkiej Rady Narodowej pan Stanisław Lewocik zadał mi jednak następujące pytanie: „ile kosztuje metr kwadratowy takiej marmurowej posadzki?”. Bez zaglądania do dokumentów, w które zaopatrzył mnie konserwator, odpowiedziałem zgodnie z prawdą „240 000 zł robocizna i materiał”. To ja tu nie widzę problemu skoro metr kwadratowy obory dla krów, kosztuje 300 000 zł. Pozwolono mi więc opuścić posiedzenie komisji, która natychmiast zajęła się badaniem niegospodarności w innych Wydziałach Urzędu Wojewódzkiego. Dociekliwy czytelnik tego tekstu zapewne zauważył, że Kopyrskiemu chodziło o metr kwadratowy posadzki, a Lewocikowi pasowała do celnej riposty ta sama jednostka, lecz odnosząca się zapewne do ceny kubaturowej obory dla krów. Nikt jednak z członków komisji nie chciał tej znaczącej różnicy metodologicznej kwestionować. Dziś tłumaczę to sobie jako ujawnianie różnic pomiędzy przedstawicielami hegemonistycznej partii rządzącej a jej sojusznikiem. Kierownikiem komisji budżetowej był Jan Kopyrski i reprezentował on w Wojewódzkiej Radzie Narodowej PZPR, ale Przewodniczącym rady był Stanisław Lewocik…. z ZSL-u.

 

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kolejne spotkanie odbyło się w Bibliotece Miejskiej z prof. Janem Izdebskim –wybitnym polskim biochemikiem pracującym do niedawna w ...