Towarzysze, ministrowie i księża – jak
funkcjonowała kultura w PRL
PRL–owskie hasło: „bierny, mierny, ale wierny” nabrało
teraz w polityce kadrowej nowego blasku. Boleję, jak moi następcy, nad mizerią
budżetową ośrodków kultury, współczuję artystom-plastykom, którym nie organizuje
się plenerów i wystaw, nie zleca projektów i nie kupuje ich dzieł.
W czasie ciekawej imprezy zorganizowanej przez Sokołowski Ośrodek Kultury pod hasłem „Tu pozostać muszę” zadano mi pytanie o finansowanie wydatków na kulturę w czasach mojej aktywności zawodowej. Panią Marię Koc - ówczesną dyrektor Sokołowskiego Ośrodka Kultury interesowało, skąd mieliśmy tak dużo pieniędzy, że wystarczało na budowę wielu obiektów służących kulturze i sztuce. W pytaniu wyczuwało się tęsknotę za przywróceniem mecenatu państwa nad twórczością i upowszechnianiem kultury. Chociaż jestem na zasłużonej emeryturze po 42 latach pracy i przeszedłem swą ścieżkę zawodową od stanowiska kierownika młodzieżowego klubu „Amigo” w Sokołowie przez twórcę i dyrektora unikalnej w skali kraju, w pełni zintegrowanej wojewódzkiej instytucji kultury pod nazwą Centrum Kultury i Sztuki woj. siedleckiego po urząd dyrektora Wydziału Kultury i Sztuki Urzędu Wojewódzkiego w Siedlcach, to nadal żyję sprawami kultury, której poświęciłem całe dorosłe życie. Byłem bowiem nomenklaturowym dyrektorem, zdobywającym wiedzę i doświadczenie na kierunkowych uniwersyteckich studiach oraz w placówkach, instytucjach kultury i w administracji. O tak prowadzonych kadrach i ich awansach można teraz sobie tylko pomarzyć.
Kultura uświęca środki
Do historii przeszły Ogólnopolski Festiwal Piosenki
Harcerskiej w Siedlcach i Sejmik Wiejskich Zespołów Teatralnych w Stoczku
Łukowskim, międzynarodowe warsztaty muzyczne „Jeunesse Musicale” czy konkursy
orkiestr dętych Ochotniczych Straży Pożarnych. Przestał działać Siedlecki Teatr
Kameralny, który potrafił zarabiać na swoje utrzymanie, grając sztuki dla
dzieci w szkołach i ośrodkach kultury całego rozległego województwa. Pozostała
po nim legenda i praca magisterska Justyny Chełchowskiej, napisana w Katedrze
Historii Najnowszej pod kierunkiem prof. dr hab. Piotra Matusaka. Pani Maria
Koc, ówczesna dyrektor Ośrodka Kultury, ciekawa i na budowę Gminnych Ośrodków
Kultury, Szkół Muzycznych i Kin oraz na różne masowe imprezy, konkursy, wystawy
i festiwale.
A zasada była prosta. Finansowanie kultury powierzono
Narodowemu Funduszowi Rozwoju Kultury, który gromadził pieniądze różnych
mecenasów i przede wszystkim dotację budżetową powstałą z 1,9 procentowego
odpisu od funduszu płac gospodarki uspołecznionej. Co roku, w październiku w Ministerstwie
Kultury i Sztuki odbywały się konsultacje budżetowe, na których 49 ówczesnych
dyrektorów Wydziałów Kultury walczyło o jak największe dotacje dla swoich
województw. Mnie udało się namówić na wyjazd do Warszawy wojewodę siedleckiego
płk Janusza Kowalskiego. Uprosiłem go nawet, by na tę okoliczność ubrał się w lotniczy
mundur ze wszystkimi odznaczeniami, w którym wyglądał niezwykle godnie. Jak
wiadomo, mundurowi robią dobre wrażenie na paniach będących w przewadze wśród
dyrektorów departamentów uczestniczących w podziale dotacji. Jeśli w składzie
delegacji siedleckiej znaleźli się jeszcze przewodnicząca Sejmowej Komisji
Kultury pani poseł Bożenna Kuc i przewodniczący komisji kultury Wojewódzkiej
Rady Narodowej w Siedlcach Jerzy Mandał, to efekt mógł być tylko jeden.
Wszystkie postulaty województwa zostały przyjęte. Podsumowując konsultacje
Wiceminister Kultury i Sztuki pan Wacław Janas zorientował się jednak, że dostaliśmy
dotację większą niż bogate w zabytki i instytucje kultury województwo
krakowskie. Skreślił kilka milionów, ale i tak byliśmy zadowoleni.
Uzyskana z Centralnego Funduszu Rozwoju Kultury dotacja,
zapewniała realizację wszystkich zadań uchwalonych w Wojewódzkim Programie
Rozwoju Kultury na sesji WRN w Sokołowie. Teraz przyszło się zmierzyć z problemami
natury materiałowej i wykonawczej, bowiem ponad 60 procent budżetu
przeznaczaliśmy na remonty zabytków i budowę niezbędnej bazy lokalowej dla
placówek i instytucji kultury, a nie na modne wówczas i dzisiaj różne akademie,
wiece i inne imprezy bardziej potrzebne władzom jak społeczeństwu.
Kto pamięta te czasy, wie ile problemów nastręczało na przykład
zdobycie - tak właśnie zdobycie, a nie zakup czerwonej cegły, miedzianej blachy
czy dębowej tarcicy. Zdobywało się więc te materiały konieczne do na przykład
remontu pałacu Dernałowiczów w Mińsku, przeznaczonego na siedzibę Miejskiego
Ośrodka Kultury, Ratusza w Siedlcach czy Domu Kupców Gdańskich w Węgrowie,
gdzie znalazła godne warunki do pracy Miejska Biblioteka Publiczna. Jeszcze
gorzej było z pozyskaniem wykonawcy robót. Na usługi budowlane prywatnych
wykonawców trzeba było uzyskać limity. A przepisy tak ograniczały pole manewru,
że naprawę rynny na dachu zabytkowego obiektu trzeba było zlecać państwowym
firmom budowlanym, a dla nich to nie było opłacalne.
Dyrektorzy walczą
O skąpe limity sektora nieuspołecznionego bili się w Wydziale
Finansowym WRN wszyscy niemal dyrektorzy urzędu wojewódzkiego. Uprzywilejowane
były resorty rolnictwa, zdrowia i oświaty. Czasami, aby pozbyć się natręta,
dyr. Zbigniew Wiedeński dał limit wystarczający na dokończenie robót na zabytkowym
dworku w Chlewiskach lub Suchożebrach. To była kropla w morzu potrzeb. Jak
wiadomo, w kulturze i sztuce nie było nowych inwestycji w terenie. Trzeba także
przypomnieć w tym miejscu, że Siedlce zanim stały się stolicą województwa
siedleckiego, nie miały lokali dla swoich wojewódzkich instytucji kultury:
Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej, Muzeum Biura Badań i Dokumentacji Zabytków,
a przede wszystkim Centrum Kultury i Sztuki woj. siedleckiego, które pozostało
na parę lat w Sokołowie. Po prawdzie inne resorty też miały siedziby w byłych
miastach powiatowych. W tej sytuacji opracowaliśmy program pozyskania bazy dla
kultury w systemie nieinwestycyjnym, przez remonty i adaptacje wytypowanych
obiektów, głównie zabytkowych. Nasz pomysł poparł prof. Wiktor Zinn, minister
Wacław Janas zapewnił środki na jego realizację. Był taki rok, w którym prowadziliśmy
30 remontów obiektów kultury: w Mińsku Mazowieckim remont okazałego pałacu i
adaptacja budynku spółdzielni mieszkaniowej na Państwową Szkołę Muzyczną i budowa
nowego kina, w Siedlcach remont ratusza i hali targowej oraz adaptacja
świetlicy MPRB na kino i salę widowiskową oraz siedzibę Centrum Kultury i Sztuki
woj. siedleckiego, w Węgrowie budowa Domu Kultury z kinem i salą na 400 miejsc,
remont zabytkowego domu kupców gdańskich i domu Lipki, w Łukowie remont muzeum
regionalnego i adaptacja łaźni miejskiej na Młodzieżowy Dom Kultury. W gminach
rozległego woj. siedleckiego budowano najczęściej czynami społecznymi Gminne
Ośrodki Kultury, i tak w ośrodki kultury wzbogacił się Kosów Lacki, Sterdyń i Repki
w pow. sokołowskim; Łochów, Miedzna, Stoczek w pow. węgrowskim, Wiśniew,
Zbuczyn, Mordy, Chodów w pow. siedleckim; Żelechów, Parysów, Sobienie-Jeziory w
pow. garwolińskim; Dobre i Kałuszyn w pow. Mińsk Mazowiecki. Powodem
satysfakcji mojej i moich współpracowników były remonty zabytkowych dworków w Woli
Okrzejskiej (muzeum Henryka Sienkiewicza), w Maciejowicach (muzeum Tadeusza
Kościuszki) w Chlewiskach (Dom Pracy Twórczej) i w Suchożebrach (Ośrodek
Kultury Ziemiańskiej).
Sucha
dębina
Nie udało się dokończyć remontu zabytkowego pałacu w Patrykozach,
który miał być siedzibą uniwersytetu ludowego kształcącego kadry dla wiejskich
klubów kultury. Było ich w województwie siedleckim 465, po połowie prowadzonych
przez Gminne Spółdzielnie SCH i Przedsiębiorstwo „RUCH”. Nie dane nam było również
dokończenie remontu pałacu Ossolińskich i Krasińskich w Sterdyni, w którym mieli
doskonalić swój muzyczny warsztat uczestnicy Międzynarodowych Konkursów
Pianistycznych im. Fryderyka Chopina. Oba te pałace w niezbyt jasnych
okolicznościach przeszły w ręce nowych właścicieli. Kultura musiała przegrać z biznesem.
Przeglądam teraz różne dokumenty i publikacje z tego okresu i zastanawiam się,
jak to było możliwe, że udało się nam tyle zrobić, pokonać tyle
biurokratycznych, bezsensownych przepisów, zdobyć nieosiągalne materiały i wykonawstwo,
a przy tym wszystkim nie podpaść różnym komisjom, czyhającym na byle
potknięcie. Oto dwa przykłady:
Na remont okazałej klatki schodowej w pałacu w Mińsku
Mazowieckim potrzebna była pilnie sucha dębina. Tarcica dębowa była uznana jako
towar luksusowy i podlegała reglamentacji. Zdobycie tego materiału przez państwową
firmę graniczyło z cudem. Niewielkie ilości można było zdobyć u prywatnych
rzemieślników – wykonawców trumien. Tu jednak potrzebny był limit dla sektora
nieuspołecznionego, a dodatkowo trzeba zapłacić równowartość zakupionego towaru
Skarbowi Państwa, za luksusowy materiał. Nadzorujący kulturę Wicewojewoda
Siedlecki, dr Jan Marek Zelent wystarał się o dodatkowy przydział tarcicy
dębowej w Ministerstwie Rolnictwa i Leśnictwa, gdzie pracował wcześniej.
Limitem tym podzielono się z tartakiem, a następnie uzyskaną mokrą tarcicę
wymieniono na sezonowaną. W tym ciągu nieformalnych, albo jak chcecie wielce
ryzykownych poczynań, każdy był zadowolony. Leśnicy, bo dostali nagrody i tartak
i trumniarze i wreszcie wykonawca, który dostał upragniony materiał,
dzięki któremu mógł zdążyć z remontem pałacu na Dzień Działacza Kultury 19
maja 1988 roku. Otwarcia obiektu dokonał prof. Aleksander Krawczuk, ówczesny minister
Kultury i Sztuki.
Jak wiadomo, co cenniejsze dwory i pałace kryte były blachą
miedzianą. Oczywiście lecz i niestety był to materiał luksusowy i reglamentowany.
Szczęśliwie się jednak złożyło, że takiej blachy potrzebował ks. proboszcz z Garwolina
na wymianę pokrycia dachu kościoła. Żeby dostać przydział na jej zakup, musiał
uzyskać opinię Wojewódzkiego Konserwatora Zabytów. A pan Zygfryd Czapski był
zdyscyplinowanym i lojalnym pracownikiem i zanim przyłożył na podaniu, zapytał
co o tym sądzę. Wspólnie więc uprosiliśmy księdza proboszcza, by zechciał
zwiększyć swoje potrzeby o dziesięć ton blachy potrzebnej nam na dworki w Chlewiskach
i w Suchożebrach. Ksiądz uznał, że ratowanie zabytków to zbożny cel i chętnie
się do niego przyłączy. Z parafialną kasą pojechał do Centrali Materiałów
Nieżelaznych w Gliwicach, skąd przywiózł asygnaty na zakup blachy i dla siebie
i dla nas. Ale nie wszystko szło tak gładko. Pewnego razu zostałem wezwany na komisję
budżetową WRN z zarzutem, niegospodarności i trwonienia państwowych pieniędzy.
Dowodem na to było ułożenie marmurowej posadzki w holu i na schodach
zabytkowego siedleckiego ratusza. Tłumaczyłem komisji, że o wyborze takiej
właśnie posadzki zdecydowali projektanci z Pracowni Konserwacji Zabytów „Zamek”
w Warszawie. Dokumentacja ta została zatwierdzona przez odpowiednie organy
administracji państwowej. Pozwolenie na remont także zostało zgodnie z
procedurami wydane. Wykonawca remontu, Pracownia Konserwacji Zabytków oddz.
Lublin zdobyła wymagane marmurowe płyty odpowiednich formatów i kolorów,
zgodnych z projektem wnętrz sal muzealnych.
Ponadto pieniądze na remont pochodzą z Funduszu Rozwoju
Kultury, a nie z budżetu, a ratusz jest przeznaczony na siedzibę Muzeum
Okręgowego, w więc instytucję kultury, która powinna mieć przecież trwałą i estetyczną
posadzkę. Żadne moje argumenty nie trafiały do przekonania przewodniczącego
komisji. Przed głosowaniem nad wcześniej przygotowanym i uzgodnionym w „białym
domu” wnioskiem potwierdzającym absurdalne zarzuty niegospodarności,
przewodniczący Wojewódzkiej Rady Narodowej pan Stanisław Lewocik zadał mi
jednak następujące pytanie: „ile kosztuje metr kwadratowy takiej marmurowej
posadzki?”. Bez zaglądania do dokumentów, w które zaopatrzył mnie konserwator,
odpowiedziałem zgodnie z prawdą „240 000 zł robocizna i materiał”. To ja tu nie
widzę problemu skoro metr kwadratowy obory dla krów, kosztuje 300 000 zł.
Pozwolono mi więc opuścić posiedzenie komisji, która natychmiast zajęła się
badaniem niegospodarności w innych Wydziałach Urzędu Wojewódzkiego. Dociekliwy
czytelnik tego tekstu zapewne zauważył, że Kopyrskiemu chodziło o metr
kwadratowy posadzki, a Lewocikowi pasowała do celnej riposty ta sama jednostka,
lecz odnosząca się zapewne do ceny kubaturowej obory dla krów. Nikt jednak z członków
komisji nie chciał tej znaczącej różnicy metodologicznej kwestionować. Dziś
tłumaczę to sobie jako ujawnianie różnic pomiędzy przedstawicielami
hegemonistycznej partii rządzącej a jej sojusznikiem. Kierownikiem komisji
budżetowej był Jan Kopyrski i reprezentował on w Wojewódzkiej Radzie Narodowej
PZPR, ale Przewodniczącym rady był Stanisław Lewocik…. z ZSL-u.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz