Ulica
Henryka Oleksiaka „Wichury”.
Henryk
Oleksiak ps. „Wichura”. Zdjęcie z archiwum rodziny Oleksiaków
Od
ulicy Wolności, na wysokości garaży
OSP Cukrownia, biegnie w kierunku na północ do pałacu Malewiczów
ulica nosząca imię naszego bohatera walki z niemieckim okupantem
Henryka Oleksiaka pseudonim „Wichura”. Jej przedłużeniem do
ulicy Kosowskiej jest Aleja 550 - lecia nadania praw miejskich dla
Sokołowa ze zbudowanymi w latach 1973 - 1975 przez firmę Epstain z
Chicago Zakładami Mięsnymi. Szukając danych do biografii rodziny
Oleksiaków
z przykrością muszę przyznać, że nie znalazłem prawie nic w
powszechnie dostępnych źródłach.
Powodem takiego zacierania się pamięci o patronie naszej ulicy były
z pewnością czasy PRL - u, a w nich nagminne fałszowanie faktów
lub nawet negowanie prawdy o walce żołnierzy Armii Krajowej z
okupantami. Gdyby „Wichura” trafił do Armii Ludowej towarzysza
Mieczysława Moczara na pewno byłyby tworzone o jego akcjach liczne
książki i filmy. Obawiam się, że jednak już tak to zostanie, bo
kolejni, nowi fałszerze naszej historii lansują swoich bohaterów
z kręgu
Żołnierzy Wyklętych, zwanych także Żołnierzami Niezłomnymi. Do
ich grona zaliczyć trzeba najmłodszego spośród kilku braci
Oleksiaków,
Józefa.
Józef
Oleksiak ps. „Wichura”. Zdjęcie pochodzi z książki K.
Krajewski, T. Łabuszewski „ Powiat Sokołów Podlaski w walce z
reżimem komunistycznym 1944-1953”
Kiedy
na początku lat osiemdziesiątych byli podwładni Henryka Oleksiaka
rozpoczęli starania o budowę pomnika w Paulinowie, władze powiatu
sokołowskiego wydały im decyzję negatywną. Podstawą odrzucenia
tej inicjatywy była informacja z Komisji Historii Partii, jakoby w
Sokołowie chcą budować pomnik walczącemu z władzą ludową
„Wichurze” Oleksiakowi. Leniwi partyjni archiwiści nietrafnie
skojarzyli imiona czy daty urodzin i śmierci pozostałych braci
Oleksiaków
i zablokowali budowę tego pomnika. Pomocny jednak dla upamiętnienia
jego postaci okazał się sekretarz KP PZPR Kazimierz Witt, który
wysłał mnie do tej Komisji by sprostować tą opinię. Tak zrobiłem
i pomnik jednak mimo wszystko stanął w Paulinowie, w lasku, gdzie
zginął Henryk Oleksiak „Wichura” w 1943 roku.
Odsłonięcie pomnika poświęconego Henrykowi Oleksiakowi wPaulinowie, po prawej stoi syn "Wichury", również o imieniu Henryk. Zdjęcie z archiwum Wacława Kruszewskiego
Natomiast
najmłodszy z Oleksiaków
noszący ten sam pseudonim „Wichura”, (bowiem przyjął go po
starszym bracie) zginął pod Wymysłami w 1948 roku w sprowokowanej
wojnie Polaków
przeciw Polakom. Ta sama wojna, na szczęście już niekrwawa, trwa
nadal i końca jej nie widać, o czym świadczą i moje skromne
doświadczenia. Zawsze interesowałem się historią mojego miasta i
jego mieszkańców. W czasach szkolnych najbardziej ciekawiły
mnie
i moje pokolenie, czasy wojny II światowej i okupacji. Wiedzę o
Armii Krajowej nabywałem od mojego dziadka Pawła z Bachorzy, z jego
opowiadań i z radia marki Pionier słuchanego konspiracyjnie u Bolka
Bałkowca w jego domu przy moście na ulicy Siedleckiej. Na wysokim
wiązie rosnącym przy oknie domu rozpinaliśmy antenę zapewniającą
doskonały odbiór
fal krótkich
Radia Wolna Europa. Przy tym konspiracyjny sposób słuchania
pasjonujących audycji Jana Nowaka Jeziorańskiego nie wynikał z
bojaźni przed węszącą przecież wszędzie bezpieką, ale z
możliwości narażenia się na gniew instytucji znacznie bardziej
srogiej, to znaczy matki Bolka pilnującej byśmy odrabiali lekcje a
nie słuchali propagandy wrogich rozgłośni. Mając do wyboru
dwie opcje - poznanie zakazanych lub przemilczanych w szkole tematów,
lub łamanie sobie głowy nad sinusami i kosinusami, wybieraliśmy
sobie audycje Jeziorańskiego, czego ani Bolek ani ja nie żałujemy
do dziś. Nasz znakomity wychowawca i matematyk prof. Henryk Listek
Wiśniewolski mimo, że nie przykładaliśmy się do prac domowych,
doprowadził przecież nas do matury, którą
jakoś zdaliśmy. W późniejszym
okresie wiedzę o historii Polski wzbogacałem jeszcze dodatkowo
czytając Wrocławski Tygodnik Katolicki, który
tematyce Podziemnego Państwa Polskiego i Armii Krajowej poświęcał
całe strony w kolejnych numerach. Czytał ten tygodnik nawet sam I
sekretarz Komitetu Powiatowego PZPR towarzysz Kazimierz Witt, ale bał
się kupować go osobiście w kiosku RUCH - u zlokalizowanym w
sąsiedztwie swego urzędu. Dlatego prosił mnie, abym dla niego
kupował WTK i dostarczał tygodnik owinięty dla niepoznaki w
Trybunę Ludu do budynku komitetu. Kiedy więc dowiedziałem się o
zainteresowaniu sekretarza tematyką akowską postanowiłem przerwać
tabu wokół AK a także samego „Wichury” i zorganizowałem
pierwsze w Sokołowie publiczne spotkanie z żyjącymi jeszcze
żołnierzami podziemia akowskiego. Było to w czasach, gdy
kierowałem Powiatowym Domem Kultury. Okazją do tego stała się
wydana w 1964 roku przez Wydawnictwo ISKRY książka Witolda Retki
pt. „Droga przez las”. Zakupiłem od autora kilka egzemplarzy
książki i rozdałem je żołnierzom z oddziału Wichury. Po kilku
dniach odebrałem kilkanaście mocno niepochlebnych opinii o samym
autorze i o jego wersji wydarzeń. Po przeczytaniu, wielu podwładnych
Oleksiaka nie szczędziło słów
krytyki pod adresem pisarza. Domagali się sprostowania opisanych
akcji, domagali się też spotkania z autorem książki, któremu
mieli zamiar powiedzieć jak naprawdę było. Mając ich zapewnienie,
że na spotkaniu z autorem powiedzą jak się miała rzecz z
wysadzeniem magazynów
paliwa na stadionie w Sokołowie, odbiciem więźniów czy spaleniem
akt niemieckiego urzędu pracy przy obecnej ulicy Wolności, co
mogłoby przyczynić się do sprostowania w drugim wydaniu książki
poprawionej o ich wiedzę, zaprosiłem Witolda Retkę do Sokołowa na
spotkanie autorskie w ramach obchodów Dni Oświaty, Książki i
Prasy. Ażeby nadać temu spotkaniu godną rangę uprosiłem
profesora Antoniego Piotrkowskiego by zechciał je poprowadzić.
Spotkanie zaplanowaliśmy w kawiarni „Niespodzianka” - wtedy
jedynym wyposażonym w meble lokalu, ciągle budującego się naszego
Powiatowego Domu Kultury. Na zapowiedziane plakatami i przez
radiowęzeł spotkanie przyszły tłumy, ale mimo apeli profesora i
moich, nikt z zebranych nie zadał ani jednego pytania. Nikt nie
sprostował podanej w książce wersji zdarzeń i pod tym względem
była to moja porażka. Przepraszałem autora jak umiałem, tym
bardziej, że wcześniej zapewniałem go o ciekawych informacjach
jakie uzyska z ust żyjących bohaterów swojej książki. Był tym
szczerze zainteresowany, dlatego właśnie przyjął moje zaproszenie
do Sokołowa, chociaż miał inne propozycje z warszawskich domów
kultury i świetlic robotniczych. Tak właśnie, w maju 1964 roku
poznałem p. Stanisława Oleksiaka, żonę jego brata Henryka śp.
panią Zofię Zalewską - Oleksiak i ich syna. Zainteresowanych
losami „Wichury” odsyłam do ciekawej książki - pamiętnika
jaki zdążyła napisać pani Zofia pod takim właśnie tytułem.
Książka jest w naszej bibliotece, chociaż podniszczona licznym
wypożyczeniami, co paniom bibliotekarkom przecież ujmy nie
przynosi, bo świadczy o wielkim zainteresowaniu czytelników i
popularności tej książki wśród Sokołowian. Wracajmy jednak do
tego majowego spotkania żołnierzy AK z pisarzem w 1964 roku. Kiedy
już w biurze wypłacałem autorowi honorarium zadzwonił telefon.
Pełen obaw podniosłem słuchawkę, na szczęście jednak usłyszałem
w niej znajomy głos pana Jasia Adamczyka z propozycją, ażebym
przyjechał zaraz do hotelu pani Ireny Kucewiczowej i koniecznie
zabrał ze sobą pisarza by tu w lokalu, gdzie nie ma ubeków
posłuchał ich relacji. Na moją uwagę, że mogli przecież
swobodnie wypowiedzieć się w kawiarni, pan Jasio zarzucił mi, że
zaprosiłem ich na spotkanie, gdzie pojawili się także ubecy i
chciałem by przy nich mówili o sprawach, za które wielu z nich
przesiedziało po parę lat w więzieniach. Pisarz nie zgodził się
na to drugie spotkanie i wrócił do stolicy uznając, że zrobił
swoje, i za co otrzymał już przecież należne honorarium
autorskie. Spakowałem więc do samochodu marki Warszawa magnetofon
Tonette i pojechałem sam na ulicę Franciszka Wilczyńskiego, gdzie
w drewnianym, piętrowym budynku mieścił się hotel p. Kucewiczowej
- miejsce spotkań sokołowskich żołnierzy „Wichury”
Oleksiaka. Nagrałem ich swobodne i barwne opowieści, które opisane
i skatalogowane, wzbogaciły archiwum Studia Nagrań Powiatowego Domu
Kultury. Niestety, moi następcy mieli inny stosunek do naszej
najnowszej historii i jakoś ślad po tych nagraniach zaginął. Na
szczęście kierujący dzisiaj instytucjami kultury w mieście pan
Marcin Celiński i pani Małgorzata Iwańska Kania dbają by wszystko
co w historii Sokołowa było ważne - zostało zachowane dla
następnych pokoleń. „Album
rodzinny Sokołowa” - cykliczne spotkania ze znanymi i zasłużonymi
dla naszego miasta ludźmi, organizowane przez Sokołowski Ośrodek
Kultury czy utworzona w Bibliotece Miejskiej Pracownia Dokumentacji
Dziejów Miasta oraz portal internetowy gromadzący i prezentujący
archiwalne zdjęcia Sokołowa i jego mieszkańców zasługują na
powszechne uznanie. Na koniec mała łyżeczka dziegciu do beczki
miodu, jaką uczciliśmy pobyt w Sokołowie Przewodniczącego Zarządu
Głównego Światowego Związku Żołnierzy AK Stanisława Oleksiaka
- niestrudzonego strażnika pamięci o Armii Krajowej, jak zasłużenie
nazwałem Go w jednym z moich felietonów. Dlaczego organizatorzy
tego spotkania nie przewidzieli możliwości zadawania pytań lub
swobodnych wypowiedzi licznie przybyłym słuchaczom? Czyżby ubecja
w Sokołowie jest wiecznie żywa?
Wacław
Kruszewski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz