środa, 19 lipca 2023

Ulica Henryka Oleksiaka "Wichury".

 Ulica Henryka Oleksiaka „Wichury”.



Henryk Oleksiak ps. „Wichura”. Zdjęcie z archiwum rodziny Oleksiaków

Od ulicy Wolności, na wysokości garaży OSP Cukrownia, biegnie w kierunku na północ do pałacu Malewiczów ulica nosząca imię naszego bohatera walki z niemieckim okupantem Henryka Oleksiaka pseudonim „Wichura”. Jej przedłużeniem do ulicy Kosowskiej jest Aleja 550 - lecia nadania praw miejskich dla Sokołowa ze zbudowanymi w latach 1973 - 1975 przez firmę Epstain z Chicago Zakładami Mięsnymi. Szukając danych do biografii rodziny Oleksiaków z przykrością muszę przyznać, że nie znalazłem prawie nic w powszechnie dostępnych źródłach. Powodem takiego zacierania się pamięci o patronie naszej ulicy były z pewnością czasy PRL - u, a w nich nagminne fałszowanie faktów lub nawet negowanie prawdy o walce żołnierzy Armii Krajowej z okupantami. Gdyby „Wichura” trafił do Armii Ludowej towarzysza Mieczysława Moczara na pewno byłyby tworzone o jego akcjach liczne książki i filmy. Obawiam się, że jednak już tak to zostanie, bo kolejni, nowi fałszerze naszej historii lansują swoich bohaterów z kręgu Żołnierzy Wyklętych, zwanych także Żołnierzami Niezłomnymi. Do ich grona zaliczyć trzeba najmłodszego spośród kilku braci Oleksiaków, Józefa.




Józef Oleksiak ps. „Wichura”. Zdjęcie pochodzi z książki K. Krajewski, T. Łabuszewski „ Powiat Sokołów Podlaski w walce z reżimem komunistycznym 1944-1953”

Kiedy na początku lat osiemdziesiątych byli podwładni Henryka Oleksiaka rozpoczęli starania o budowę pomnika w Paulinowie, władze powiatu sokołowskiego wydały im decyzję negatywną. Podstawą odrzucenia tej inicjatywy była informacja z Komisji Historii Partii, jakoby w Sokołowie chcą budować pomnik walczącemu z władzą ludową „Wichurze” Oleksiakowi. Leniwi partyjni archiwiści nietrafnie skojarzyli imiona czy daty urodzin i śmierci pozostałych braci Oleksiaków i zablokowali budowę tego pomnika. Pomocny jednak dla upamiętnienia jego postaci okazał się sekretarz KP PZPR Kazimierz Witt, który wysłał mnie do tej Komisji by sprostować tą opinię. Tak zrobiłem i pomnik jednak mimo wszystko stanął w Paulinowie, w lasku, gdzie zginął Henryk Oleksiak „Wichura” w 1943 roku.


Odsłonięcie pomnika poświęconego Henrykowi Oleksiakowi wPaulinowie, po prawej stoi syn "Wichury", również o imieniu Henryk. Zdjęcie z archiwum Wacława Kruszewskiego

Natomiast najmłodszy z Oleksiak
ów noszący ten sam pseudonim „Wichura”, (bowiem przyjął go po starszym bracie) zginął pod Wymysłami w 1948 roku w sprowokowanej wojnie Polaków przeciw Polakom. Ta sama wojna, na szczęście już niekrwawa, trwa nadal i końca jej nie widać, o czym świadczą i moje skromne doświadczenia. Zawsze interesowałem się historią mojego miasta i jego mieszkańców. W czasach szkolnych najbardziej ciekawiły mnie i moje pokolenie, czasy wojny II światowej i okupacji. Wiedzę o Armii Krajowej nabywałem od mojego dziadka Pawła z Bachorzy, z jego opowiadań i z radia marki Pionier słuchanego konspiracyjnie u Bolka Bałkowca w jego domu przy moście na ulicy Siedleckiej. Na wysokim wiązie rosnącym przy oknie domu rozpinaliśmy antenę zapewniającą doskonały odbiór fal krótkich Radia Wolna Europa. Przy tym konspiracyjny sposób słuchania pasjonujących audycji Jana Nowaka Jeziorańskiego nie wynikał z bojaźni przed węszącą przecież wszędzie bezpieką, ale z możliwości narażenia się na gniew instytucji znacznie bardziej srogiej, to znaczy matki Bolka pilnującej byśmy odrabiali lekcje a nie słuchali propagandy wrogich rozgłośni. Mając do wyboru dwie opcje - poznanie zakazanych lub przemilczanych w szkole tematów, lub łamanie sobie głowy nad sinusami i kosinusami, wybieraliśmy sobie audycje Jeziorańskiego, czego ani Bolek ani ja nie żałujemy do dziś. Nasz znakomity wychowawca i matematyk prof. Henryk Listek Wiśniewolski mimo, że nie przykładaliśmy się do prac domowych, doprowadził przecież nas do matury, którą jakoś zdaliśmy. W późniejszym okresie wiedzę o historii Polski wzbogacałem jeszcze dodatkowo czytając Wrocławski Tygodnik Katolicki, który tematyce Podziemnego Państwa Polskiego i Armii Krajowej poświęcał całe strony w kolejnych numerach. Czytał ten tygodnik nawet sam I sekretarz Komitetu Powiatowego PZPR towarzysz Kazimierz Witt, ale bał się kupować go osobiście w kiosku RUCH - u zlokalizowanym w sąsiedztwie swego urzędu. Dlatego prosił mnie, abym dla niego kupował WTK i dostarczał tygodnik owinięty dla niepoznaki w Trybunę Ludu do budynku komitetu. Kiedy więc dowiedziałem się o zainteresowaniu sekretarza tematyką akowską postanowiłem przerwać tabu wokół AK a także samego „Wichury” i zorganizowałem pierwsze w Sokołowie publiczne spotkanie z żyjącymi jeszcze żołnierzami podziemia akowskiego. Było to w czasach, gdy kierowałem Powiatowym Domem Kultury. Okazją do tego stała się wydana w 1964 roku przez Wydawnictwo ISKRY książka Witolda Retki pt. „Droga przez las”. Zakupiłem od autora kilka egzemplarzy książki i rozdałem je żołnierzom z oddziału Wichury. Po kilku dniach odebrałem kilkanaście mocno niepochlebnych opinii o samym autorze i o jego wersji wydarzeń. Po przeczytaniu, wielu podwładnych Oleksiaka nie szczędziło słów krytyki pod adresem pisarza. Domagali się sprostowania opisanych akcji, domagali się też spotkania z autorem książki, któremu mieli zamiar powiedzieć jak naprawdę było. Mając ich zapewnienie, że na spotkaniu z autorem powiedzą jak się miała rzecz z wysadzeniem magazynów paliwa na stadionie w Sokołowie, odbiciem więźniów czy spaleniem akt niemieckiego urzędu pracy przy obecnej ulicy Wolności, co mogłoby przyczynić się do sprostowania w drugim wydaniu książki poprawionej o ich wiedzę, zaprosiłem Witolda Retkę do Sokołowa na spotkanie autorskie w ramach obchodów Dni Oświaty, Książki i Prasy. Ażeby nadać temu spotkaniu godną rangę uprosiłem profesora Antoniego Piotrkowskiego by zechciał je poprowadzić. Spotkanie zaplanowaliśmy w kawiarni „Niespodzianka” - wtedy jedynym wyposażonym w meble lokalu, ciągle budującego się naszego Powiatowego Domu Kultury. Na zapowiedziane plakatami i przez radiowęzeł spotkanie przyszły tłumy, ale mimo apeli profesora i moich, nikt z zebranych nie zadał ani jednego pytania. Nikt nie sprostował podanej w książce wersji zdarzeń i pod tym względem była to moja porażka. Przepraszałem autora jak umiałem, tym bardziej, że wcześniej zapewniałem go o ciekawych informacjach jakie uzyska z ust żyjących bohaterów swojej książki. Był tym szczerze zainteresowany, dlatego właśnie przyjął moje zaproszenie do Sokołowa, chociaż miał inne propozycje z warszawskich domów kultury i świetlic robotniczych. Tak właśnie, w maju 1964 roku poznałem p. Stanisława Oleksiaka, żonę jego brata Henryka śp. panią Zofię Zalewską - Oleksiak i ich syna. Zainteresowanych losami „Wichury” odsyłam do ciekawej książki - pamiętnika jaki zdążyła napisać pani Zofia pod takim właśnie tytułem. Książka jest w naszej bibliotece, chociaż podniszczona licznym wypożyczeniami, co paniom bibliotekarkom przecież ujmy nie przynosi, bo świadczy o wielkim zainteresowaniu czytelników i popularności tej książki wśród Sokołowian. Wracajmy jednak do tego majowego spotkania żołnierzy AK z pisarzem w 1964 roku. Kiedy już w biurze wypłacałem autorowi honorarium zadzwonił telefon. Pełen obaw podniosłem słuchawkę, na szczęście jednak usłyszałem w niej znajomy głos pana Jasia Adamczyka z propozycją, ażebym przyjechał zaraz do hotelu pani Ireny Kucewiczowej i koniecznie zabrał ze sobą pisarza by tu w lokalu, gdzie nie ma ubeków posłuchał ich relacji. Na moją uwagę, że mogli przecież swobodnie wypowiedzieć się w kawiarni, pan Jasio zarzucił mi, że zaprosiłem ich na spotkanie, gdzie pojawili się także ubecy i chciałem by przy nich mówili o sprawach, za które wielu z nich przesiedziało po parę lat w więzieniach. Pisarz nie zgodził się na to drugie spotkanie i wrócił do stolicy uznając, że zrobił swoje, i za co otrzymał już przecież należne honorarium autorskie. Spakowałem więc do samochodu marki Warszawa magnetofon Tonette i pojechałem sam na ulicę Franciszka Wilczyńskiego, gdzie w drewnianym, piętrowym budynku mieścił się hotel p. Kucewiczowej - miejsce spotkań sokołowskich żołnierzy Wichury” Oleksiaka. Nagrałem ich swobodne i barwne opowieści, które opisane i skatalogowane, wzbogaciły archiwum Studia Nagrań Powiatowego Domu Kultury. Niestety, moi następcy mieli inny stosunek do naszej najnowszej historii i jakoś ślad po tych nagraniach zaginął. Na szczęście kierujący dzisiaj instytucjami kultury w mieście pan Marcin Celiński i pani Małgorzata Iwańska Kania dbają by wszystko co w historii Sokołowa było ważne - zostało zachowane dla następnych pokoleń. Album rodzinny Sokołowa” - cykliczne spotkania ze znanymi i zasłużonymi dla naszego miasta ludźmi, organizowane przez Sokołowski Ośrodek Kultury czy utworzona w Bibliotece Miejskiej Pracownia Dokumentacji Dziejów Miasta oraz portal internetowy gromadzący i prezentujący archiwalne zdjęcia Sokołowa i jego mieszkańców zasługują na powszechne uznanie. Na koniec mała łyżeczka dziegciu do beczki miodu, jaką uczciliśmy pobyt w Sokołowie Przewodniczącego Zarządu Głównego Światowego Związku Żołnierzy AK Stanisława Oleksiaka - niestrudzonego strażnika pamięci o Armii Krajowej, jak zasłużenie nazwałem Go w jednym z moich felietonów. Dlaczego organizatorzy tego spotkania nie przewidzieli możliwości zadawania pytań lub swobodnych wypowiedzi licznie przybyłym słuchaczom? Czyżby ubecja w Sokołowie jest wiecznie żywa?



Wacław Kruszewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kolejne spotkanie odbyło się w Bibliotece Miejskiej z prof. Janem Izdebskim –wybitnym polskim biochemikiem pracującym do niedawna w ...