środa, 3 stycznia 2024

Tak było! O Józefie Boreckim

Tak było! O Józefie Boreckim


Podlasie w Kirowie. Zdjęcie z archiwum Wacława Kruszewskiego


W dzisiejszym felietonie chcę opowiedzieć o panu Józefa Boreckim, moim szefie, któremu wszyscy zawdzięczamy min. to, że dom kultury w Sokołowie nie został przekształcony na super market MHD. Jego talent organizacyjny, zaangażowanie i nieprzeciętne poczucie humoru pozwoliło dokończyć wstrzymaną z braku funduszy inwestycję, która od 1964 roku dba nieprzerwanie o kulturę w mieście i w powiecie. Na jednej z narad poświęconych pracy zintegrowanego z domem kultury kina, pełniący obowiązki głównego kinooperatora pan Janusz Godlewski wnioskował, by zawiesić projekcje filmów, na które nie ma widzów: „Dla kilku osób nie opłaci się grać, bo nie zarobimy nawet na elektrody zużywane w lampach łukowych aparatów projekcyjnych”, przekonywał, nie bez racji. Ale jak można było w tamtych czasach nie wyświetlać filmów radzieckich tym bardziej, że do kina na te radzieckie filmy wojenne przychodził systematycznie sam Wiceprzewodniczący Prezydium Powiatowej Rady Narodowej, późniejszy poseł na Sejm z ramienia Stronnictwa Demokratycznego, pan Józef Borecki? Zależało nam jednak bardzo i na wynikach ekonomicznych, aby przekonać decydentów, że wdrażany w Sokołowie nowoczesny model zintegrowanej instytucji kultury powiedzie się, ale też nie mogliśmy zawiesić projekcji filmów, które przychodzi oglądać nasz szef. W końcu jednak zdobyłem się na odwagę i zaoferowałem panu Boreckiemu rzeczowe rozwiązanie sytuacji tak kłopotliwej dla kierowanej przeze mnie instytucji: Jeśli na film przyjdzie chociaż 5% widzów, to jest około 20 osób to poślę na ZOR -y pod pana mieszkanie Nyskę i Gienio Burchard pana przywiezie do kina, ale chciałbym wyjaśnić personelowi kina skąd u pana takie zainteresowanie filmami radzieckimi, na które tak trudno zorganizować widownię? Odpowiedź, jaką uzyskałem zrobiła takie wrażenie, że zapamiętałem ją na całe życie. A pan Borecki z powagą, spokojnym i rzeczowym tonem wyjaśnił: „W 1939 roku zdałem małą maturę i ojciec podarował mi przedmiot moich marzeń - zegarek na rękę marki Omega. Zaraz jednak do Buczacza, gdzie mieszkaliśmy wkroczyła Armia Czerwona i oficer tej armii zabrał mi zegarek. Odtąd przychodzę na filmy radzieckie z nadzieją, że może uda mi się rozpoznać tego drania i odebrać moją Omegę”. Zbaraniałem! I tłumaczyłem przewodniczącemu, że to przecież filmy fabularne, nie żaden dokument a role oficerów grają w tych filmach aktorzy. Taaaaak? z niedowierzaniem stwierdził pan Borecki: „To szkoda mojego czasu na te filmy”.

I druga z życia wzięta anegdotka z udziałem naszego posła:

Do Wydziału Kultury i Sztuki PPRN w Sokołowie przyszedł pan Bartel upomnieć się o kolejną dotację z budżetu kultury na wznoszony czynami społecznym okazały dom ludowy w Grzymkach nad Bugiem w gminie Ceranów. Po jego wyjściu zobaczyłem worek pozostawiony pod kaflowym piecem, a w nim jakieś mięso! Natychmiast pobiegłem do mojego szefa i zameldowałem o znalezisku. Pan Józef, jak zawsze zareagował spokojnie i rzeczowo: Pójdzie pan do pani Jazurkowej, kierowniczki Wydziału Handlu i Przemysłu i ustali cenę mięsa na rynku a u woźnego pana Małychy zważycie zawartość worka. Z ważeniem nie było problemu, ale uzyskanie informacji o cenie produktu od pani Zofii Jazurkowej przekraczało moje możliwości. Okazało się bowiem, że w worku było 12 kg cielęciny - towaru zakazanego i wyłączonego z obrotu. „Obowiązuje zakaz uboju cieląt a kto cielęciną handluje podlega surowe karze”, nie mniej surowo stwierdziła szefowa handlu. Wróciłem do pana Boreckiego zdać sprawozdanie z wykonania poleceń i już dostałem nowe zadania. „Podzielicie z Małychą mięso na trzy równe części. Dla mnie, dla pana i dla pana Małychy. Cielęcina jest po 17.50 za kilogram. Masz pan tu pieniądze za moją część. Tyle samo weź o Małychy, dodaj swoje i jutro rano przynieś kwit wpłaty na Fundusz Odbudowy Stolicy i Kraju. Każdy grosz przyda się na ten fundusz, który daje nam pieniądze na dokończenie budowy domu kultury. A Bartelowi podziękuj i zapewnij, że przyjadę otworzyć dom ludowy w Grzymkach, tylko żeby była ryba na poczęstunek a nie zakazana cielęcina. I z wódką niech nie przesadzają, bo zapowiedzieli się goście z Warszawy a oni nie gustują w tych miejscowych wyrobach”. Takie były wówczas łapówki i takie obyczaje.

Wacław Kruszewski

 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kolejne spotkanie odbyło się w Bibliotece Miejskiej z prof. Janem Izdebskim –wybitnym polskim biochemikiem pracującym do niedawna w ...