sobota, 7 września 2024

 

W swoim długim i bogatym w różne wydarzenia życiu zawodowym nie spotkałem się jeszcze z taką historią Byłem urzędnikiem państwowym i samorządowym. Zgoda .Samorząd w czasach PRL –u nie miał podmiotowości, był raczej propagandową namiastką samorządności obywatelskiej legitymizującej władzę robotników i chłopów. Przy wszystkich jego brakach i ograniczeniach pamiętam,że obywatel swoje problemy mógł skutecznie rozwiązywać korzystając z procedury wniosków, skarg i zażaleń. Prawną podstawę dawał m. inn. Kodeks Postępowania Administracyjnego obligujacy urzędników do rozpatrzenia sprawy i udzielenia zainteresowanemu w określonym paragrafami terminie – odpowiedzi. Wiem jak było. Chciałem poznać jak jest teraz na styku urząd –obywatel Nie dlatego ,żeby porównywać bądż oceniać kompetencje i funkcjonowanie urzędów. Po prostu mam sprawę i chodzę z nią od roku do urzędników różnych instytucji w mieście,licząc ,że ją załatwią.Taki już jestem -niepoprawny optymista .Telefoniczne i osobiste rozmowy z miłymi urzędnikami pracującymi w komfortowych warunkach nie przełożyły się na osobisty komfort jaki dałoby mi załatwienie problemu .Ma on wymiar jednostkowy i społeczny zarazem. Dlatego postanowiłem go opisaćn.Przed półwieczem moi rodzice kupili od państwa Mrozowskich dawną fabrykę octu i musztardy przy ulicy Lipowej nad rzeczką Kościólek. Ogród i ta rzeczka a także architektura domu zdecydowały ,że Ojciec spełnił życzenie dzieci,którym ta posiadłość bardzo się spodobała chociaż za te pieniądze mógł kupić każdą kamienice na ulicu Długiej. Przed rokiem zadzwoniłem do pewnej urzędniczki , której nazwiska- po chrześcijańsku- nie podam by nie narażać jej na gniew szefa ,i prosiłem o interwencję gdy w czystej teraz rzece płynęły fekalia .Odpowiedż dostałem natychmiastową.”Ja panu takiej lokalizacji nie wybrałam „Nie długo po tym do oczka wodnego gdzie wśród trzcin i wodnych kwiatów pływają kolorowe ryby dopuściłem z rzeki trochę wody. W pól godziny wszystkie ryby padły. Poprosiłem o pomoc radnego z naszego rejonu p-. Romana Brochockiego. Sprawą się zainteresował i jak wiem szukał poparcia u innych radnych by z nimi przejść w górę rzeki i sprawdzić kto ją zatruwa. Misja nie powiodła się. Nie znalazł partnerów do podjęcia zadania. Do nowych wyborów jeszcze sporo czasu. Kto będzie pamiętał ? Urzędników i radnych wyręczyli sąsiedzi. Skrzyknęli się i brodząc rzeczką od ulicy Lipowej do mostu przy ul. Marii Curie Skłodowskiej znaleźli rurę o dużym przekroju wprowadzającą do Kościółka fekalie,mydliny,papier toaletowy podpaski i inne przedmioty domowego użytku. Wkurzeni na bezczynność i urzędników zatkali rurę i mieszkający nad Kościólkiem ludzie mogą oddychać czystym powietrzem .Jak długo ? Zobaczymy. Z pisma skierowanego d o Starosty Sokołowskiego wynika że już na zawsze,bo dyrektor sokołowskiego oddziału Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych w Warszawie stwierdził ,że”ciek wodny o nazwie Kościólek nie jest ujęty w ewidencj urzadzeń melioracji podstawowych,oraz niepodległa Rozporządzeniu Rady Ministrów z dnia 17 grudnia2002 roku. Podlega Rozporządzeniu Rady Ministrów czy nie podlega mieszkającym nad Kościłkiem to wisi,ale rodzi się pytanie Ilu jeszcze urzędników trzeba zatrudnić by proste ludzkie sprawy w ludzki sposób były załatwiane .Pocieszające jest to , że ludzie sami starają się rozwiązywać swoje problemy Jeśli jednak stanie się to powszechne to po co utrzymywać bezwolne instytucje i armie biurokratów. W przytoczonej tu sprawie dostałem pisma Burmistrza do Starosty. Starosty do Marszałka i tylko zabrakło w tej spychologii pisma Marszałka do Premiera. Pomyślcie o tym drogie koleżanki i koledzy „po fachu” zanim będzie za późno.

Wacław Kruszewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kolejne spotkanie odbyło się w Bibliotece Miejskiej z prof. Janem Izdebskim –wybitnym polskim biochemikiem pracującym do niedawna w ...