piątek, 23 lutego 2024

Ulica majora Franciszka Świtalskiego

 Ulica majora Franciszka Świtalskiego

Na osiedlu Miłosna, od ulic Praweckiego do Powstańców Śląskich biegnie ulica komendanta  sokołowskiego konspiracyjnego obwodu Armii Krajowej „Sęp” „ Proso” majora Franciszka „Sochy” Świtalskiego. Niewyjaśniona do dziś tragiczna śmierć "Sochy" w przededniu wyzwolenia naszego powiatu obrosła legendami. Wielu żołnierzy nie wierzy w rzekomo nieszczęśliwy wypadek zawodowego oficera przy czyszczeniu broni na kwaterze w Czekanowie. Bo trudno uwierzyć, że major nie wiedział jak obchodzić się z osobistą bronią. Rozmawiałem przed laty z „Miśką”: Marią Finkówną, łączniczką majora i córką kierownika szkoły Kazimierza Finka, u którego kwaterował komendant. Jej także trudno było uwierzyć. Ostatnią drogę od dworu Dernałowiczów w Repkach do gospodarstwa pana Błońskiego w Kamiance odtworzyliśmy z panem Jasiem Adamczykiem szukając odpowiedzi na pytanie, jak zginął major Franciszek Świtalski. Kiedy poczciwą „Warszawą” zajechaliśmy na podwórze Błońskiego w progu powitała nas niezbyt przyjaźnie Jego matka. Z miotłą ruszyła na ”Małego Jasia” a do syna gniewnie rzuciła: ”Znowu ten antychryst przyszedł wyciągnąć cię z domu. Nigdzie nie pójdziesz! Robota w polu czeka. Ja już nie mam sił wszystkiego doglądać, a wam się znowu wojaczki zachciewa. Z tego tylko nieszczęście będzie”. Na co pan Błoński spokojnie odrzekł: „Niech mamusia nie gada,  tylko zrobi jajecznicę, przecież  goście do nas zawitali. Tak się nie godzi gości przyjmować” Wzruszające słowa starszego już mężczyzny do swojej sędziwej matki zapadły mi głęboko w pamięć i bardzo żałuję. że chyba nigdy w młodości i wieku dojrzałym nie zwracałem się do swojej matki z takim uczuciem i takimi słowami. Nikt mnie  tego nie nauczył. A kiedy już poznałem z literatury piękne  ziemiańskie  obyczaje, mojej matki zabrakło. 

Na ten tekst zareagował mój kolega z sokołowskiej jedenastolatki z ulicy Kupientyńskiej, Zdzisław Montkiewicz przysyłając ciekawy wywiad córki pana Badurki, szukającej odpowiedzi dlaczego zamordowano jej ojca, wójta gminy Sterdyń. Czytając go przypomniałem sobie o dziadku innego kolegi, którego zastrzelił jakiś "patriota" za to, że dziadek Zygmunt nie chciał oddać mu swojego kożucha. Było to w Wirowie tuż po wojnie. Pamiętam też, że nosiłem do domu na ulicy Repkowskiej prowiant, zebrany przez sąsiadów dla głodującej wdowy i  czwórki jej dzieci po ojcu zamordowanym za przyjęcie ziemi z parcelacji dworu Zalewskich na Bachorzy. Może ktoś ze starszych mieszkańców tej ulicy pamięta tę rodzinę i zechce podzielić się informacją o jej dalszych losach?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kolejne spotkanie odbyło się w Bibliotece Miejskiej z prof. Janem Izdebskim –wybitnym polskim biochemikiem pracującym do niedawna w ...