Zgoda buduje
Pani Maria Koc,
dziś posłanka PIS a wcześniej dyrektor Sokołowskiego Ośrodka Kultury zaprosiła
mnie na cieszącą się uznaniem Sokołowian imprezę z cyklu, któremu nadano tytuł
„Tu pozostać muszę”. Zgodziłem się pod tym wszak warunkiem, że zaprosi na nią również
moich przełożonych, z którymi miałem zaszczyt pracować w czasach jak mówią „słusznie
minionych”, i że pozwolą mi wygłosić referat, w którym opowiem o 42 latach
moich bojów o kulturę; najpierw w Sokołowie, później w województwie siedleckim
a w końcu w całym kraju, kiedy byłem członkiem Narodowej Rady Kultury i
Instytutu Kultury Polskiej Akademii Nauk. Ale pani dyrektor, dbając o komfort naszych
słuchaczy powiedziała, że z 6-godzinnym referatem to mogę sobie jechać na Kubę,
bo w Sokołowie głoszenie referatów jest passe. Chociaż ona sama rozumie
moją tęsknotę do dawnych czasów, stanowczo odradza sięganie po formę referatu.
Osiągnęliśmy jednak kompromis i zaproponowaliśmy rozmowę w formie pytań i
odpowiedzi o blaskach i cieniach sokołowskiej kultury w czasach PRL-u. I w tym
miejscu chcę zwrócić uwagę czytelników na cenną i ważną społecznie inicjatywę
Sokołowskiego Ośrodka Kultury, polegającą na próbie obiektywnej oceny poprzedniego
szefa i pracowników tej instytucji. I tak być powinno wśród kulturalnych ludzi,
a jak jest gdzie indziej, opowiadał mi zmarły przedwcześnie Zygmunt Błachnio, wieloletni
prezes Spółdzielni Mleczarskiej w Sokołowie, którego nie zaproszono na
jubileusz jego spółdzielni. O mnie kultura nie zapomina i zaprasza na kolejne rocznice
i imprezy, dając tym samym przykład innym instytucjom, z których każda ma swoją
długą historię, budowaną z mozołem i poświęceniem przez poprzedników. Tak więc,
kultura sokołowska znowu, jak kiedyś, daje przykład całej Polsce jak zasypywać
rowy podziałów, począwszy od zakładów pracy po różnorodne środowiska zawodowe i
społeczne. Najwyższy czas przysłowiu „Zgoda buduje” przywrócić właściwe
znaczenie i zastosować je w praktyce. A ja również nie zapominam o swoich
pracownikach, z którymi co roku spotykamy się w Reymontówce i wspominamy lata
naszej aktywności zawodowej a niestety wspominamy to wszystko w coraz mniejszym
gronie naszych przyjaciół, którzy z kultury i życia odeszli na zawsze. Tradycja
tych spotkań narodziła się w październiku 2003 roku, kiedy żegnaliśmy Łucję
Groblewicz; Zasłużonego Działacza Kultury, organizatora i długoletniego
dyrektora Mińsko-Mazowieckiego Ośrodka Kultury. Nad jej mogiłą i jakby z Jej
duchowej inspiracji postanowiliśmy także, że co roku spotykać się będziemy w
Reymontówce, by odnowić rozluźnione z biegiem czasu kontakty i przypomnieć
sobie i innym ten ogrom pracy, jaką wykonaliśmy dla cywilizacyjnego i
kulturowego rozwoju mazowieckich i podlaskich miast i wsi. Jak dotąd powodem spotkań
naszego środowiska były głównie pożegnania naszych koleżanek i kolegów: w
Sokołowie Jadzi Rosłan, Jadzi Witkowskiej, Heńka Rosochackiego; poprzednich dyrektorów
Sokołowskiego Ośrodka Kultury, a także Wincentego Trębickiego i Heńka
Wierzchowskiego z Centrum Kultury i Sztuki Woj. Siedleckiego; w Siedlcach dyrektorów
Wojewódzkiej Biblioteki Ireny Langowskiej i dr Tadeusza Kamińskiego; Wojewódzkiego
Konserwatora Zabytków Zygfryda Czapskiego; dyrektora Centrum Kultury i Sztuki Woj.
Siedleckiego Andrzeja Meżeryckiego oraz dyrektorów Państwowej Szkoły Muzycznej Konstantego
Domagałę i Stanisława Zalecha. W imieniu wszystkich animatorów kultury woj.
siedleckiego serdecznie podziękowałem moim szefom za codzienną troskę o
materialne warunki rozwoju kultury i za wspieranie moich, nie zawsze „prawomyślnych”
pomysłów. Dziękowałem też swojej wspaniałej, ale i bardzo wymagającej szefowej
pani Zofii Grzebisz-Nowickiej, Wojewodzinie Siedleckiej, u której zawsze mogłem
liczyć na pomoc i ochronę. Dziękowałem także Januszowi Nowickiemu, który
patronował naszym eksperymentom w sokołowskiej kulturze jako dyrektor
departamentu Domów Kultury i Bibliotek Ministerstwa Kultury i Sztuki, później
zaś z pozycji dyrektora Zarządu Szkół Artystycznych, czuwał nad powstaniem w
Mińsku Mazowieckim Szkoły Muzycznej II stopnia zaś w Siedlcach czuwał nad nową
inwestycją dla już istniejącej szkoły. Dziękowałem również nieżyjącemu już
niestety, panu Ministrowi Wacławowi Janasowi, który doceniając nasze
zaangażowanie w ratowanie zabytków, hojnie dotował województwo siedleckie. Bo
trzeba Wam wiedzieć drodzy Czytelnicy, że był taki rok, w którym miałem więcej
pieniędzy na remonty zabytków niż woj. krakowskie. Wspominałem pana
Wicewojewodę nadzorującego kulturę, dr Marka Zelenta, dla którego nie było
spraw niemożliwych do załatwienia w gąszczu biurokratycznych przepisów, limitów,
asygnat i rozdzielników oraz mojego przyjaciela Henia Brzezińskiego, który
mocno trzymał parasol ochronny nade mną i moimi działaniami, nie zawsze
zgodnymi z linią partii, co wiele razy narażało nasze decyzje na obiekcje ze
strony niektórych dogmatycznych aparatczyków z siedleckiego „białego domu”.
Wszyscy przyjęli
zaproszenie dyrektor SOK-u i przyjechali do Sokołowa dając dobry przykład
reszcie kraju, jak z szacunkiem odnosić się do wysiłków i zasług ludzi, którzy
niezależnie od czasów w jakich przyszło im żyć pracowali dla dobra wspólnej
Ojczyzny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz